Artykuły

Leniwe obrazy

Przedstawienie rozpoczyna burza odgłosów. Z nieładu uderzających o siebie dźwięków wyłania się miarowy stukot pociągu. To przybycie Józefa syna Jakuba (Rafał Maćkowiak) do miejsca, w którym przebywa jego Ojciec. Ten rytm jest klamrą przedstawienia, obudzeniem opowieści i jej zamknięciem.

Dziwaczne postacie na scenie to nie tylko pensjonariusze sanatorium, ale jednocześnie bohaterowie innych opowiadań {#au#814}Schulza{/#}. Emeryt (Stanisław Brudny) z przymocowanym do pleców krzesłem, Bianka z "Wiosny" (Maria Peszek) nosząca lusterko niczym pensjonarski tornister. Są tu nawet postaci, którym reżyser nie pozwoli opowiedzieć swojej historii - pielęgniarka (Izabela Szela) przypomina specjalizującą się w tresurze ludzi bohaterkę "Księgi". Z historii Doda (Andrzej Mastalerz) pozostaje tylko jego krzyk. Józef podgląda je w lusterku, powołuje do zwierzeń lub działania odbitym w nim światłem.

Czy teatralny język Oskarasa Koršunowasa jest bliski prozie Schulza? "Do obsługi każdego słowa, każdego czynu powołamy do życia osobnego człowieka", mówił w "Sanatorium" Ojciec. Słowa te dotyczą większości bohaterów litewskiego reżysera. Nie interesują go pełnowymiarowe sylwetki, ale byty drugiej jakości: ułomne w języku, zwierzęco-ludzkie, nieustannie na skraju rozpadu. Zatrzaśnięci w klatce natrętnie powtarzanego gestu: Ojciec (Jan Peszek) macha liczydłami niczym ptasimi skrzydłami, ciało doktora Gotarda (Piotr Bajor) wygina się niezmiennie w ten sam irracjonalny sposób. Można zarzucić Koršunowasowi, że "przebiegł" po prozie Schulza, nie pochylając się prawdziwie nad żadnym motywem. Ale w spektaklu teatru Studio zwraca uwagę niezwykłość tworzącej go wyobraźni i pomysł reżysera, który pozamykał opowiadania Schulza w szklanych klatkach, każąc im opowiadać "siebie same".

Schulz chciał dotknąć w swojej prozie fenomenu czasu, pragnął uobecnić jego naturę. Koršunowas zdradza podobną fascynację. W "Sanatorium Pod Klepsydrą" leczy się pacjentów cofaniem czasu do chwili, gdy jeszcze byli zdrowi. Aktorzy demonstrują to, mówiąc wstecz niektóre sekwencje, cofając się jak na przewijanej do tyłu taśmie filmowej. A jednak inspirujący motyw poddanego manipulacjom czasu ograniczony zostaje do zgrabnego gagu. Nic nie wynika z podobieństw między bestiarium Koršunowasa i Schulza: każda z postaci to tylko łatwo rozpoznawalny element reżyserskiego stylu. Nasycając nimi przestrzeń, Koršunowas niczego nie wyjaśnia - stawia znak własności. Mówi: to jest moje przedstawienie. Odrzuca to, co mogłoby być najbardziej twórcze w jego spotkaniu z Schulzem i robi spektakl o... No właśnie - o czym? Prawdziwymi bohaterami przedstawienia są opowiadania Schulza. Nie ich treść, ale fantazmatyczne, leniwe obrazy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji