Artykuły

Sylwester Maciejewski: Wszyscy wiedzą, gdzie mieszka Solejuk

- Przez 30 lat byłem, generalnie rzecz biorąc, aktorem teatralnym. Pracując przez wiele lat, byłem nierozpoznawalny, ale od 10 lat jestem znany szerokiej widowni (jako Maciej Solejuk z "Rancza" - od red.) Tego zawodu trzeba się uczyć całe życie i słuchać starszych, bardziej doświadczonych i dobrych aktorów.

Rozmowa z Sylwestrem Maciejewskim, aktorem filmowym i teatralnym, grającym rolę Macieja Solejuka w serialu "Ranczo"

* Jak to się stało, że trafił pan do Ciechanowa na Dzień Szwedzki w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Kruczej?

- Czysty przypadek. Zaprosił mnie znajomy, przyjechał i zabrał mnie. Blisko Ciechanowa, ok. 30 km stąd mam dom w Królewie (gmina Joniec, powiat płoński). Jak znajomy powiedział, że zaprasza mnie do Ciechanowa, zgodziłem się, bo ja od dawna jestem towarzysko, przyjacielsko związany z Ciechanowem. Tu mam sporo znajomych, przyjaciół, z którymi znam się jakieś 25 lat. Czuję się w ich towarzystwie prawie jak w rodzinie. I z tego powodu tu jestem.

* Czy pana pojawienie się było zaskoczeniem dla dyrekcji, mieszkańców DPS, gości?

- Nie wiem, czy Darek Dąbkowski, który mnie przywiózł, kogoś uprzedzał, czy nie. Myślę, że dla pani dyrektor Jolanty Przybyłowskiej nie, ale dla wszystkich uczestników było to duże zaskoczenie. Mam nadzieję, że się z mojego przybycia ucieszyli. Chyba tak, bo rozdałem mnóstwo autografów, zrobiono sobie ze mną mnóstwo zdjęć. Byli zaskoczeni, ale mile.

* Czy popularność panu przeszkadza, czy pomaga?

- Generalnie nie przeszkadza. Pracując przez wiele lat, byłem nierozpoznawalny, ale od 10 lat jestem znany szerokiej widowni (jako Maciej Solejuk z "Rancza" - od red.). W tym zawodzie pracuje się na sławę, na to, by człowieka znali, doceniali jego pracę. Czasami zdarzają się niemiłe spotkania. Ludzie różnie na mój widok reagują. Niektórzy chcą być dowcipni, ale ten dowcip jest raczej ciężki. Trudno. To wszystko jest wpisane w ryzyko zawodu. W wielu przypadkach tzw. "ryj" pomaga, np. podczas spotkania z drogówką. Kiedyś, jadąc na Śląsk, w ostatniej chwili zauważyłem, że na poboczu stoi policjant, w jednej ręce trzyma tzw. suszarkę, czyli radar, w drugiej lizak, macha i skacze. Zatrzymałem się, cofam się, cofam, a on szedł w moim kierunku. Zeszliśmy się. Wsadził przez okno radar i mówi: "Oto pana wynik". A tam 150 km, zaś ograniczenie było do 100 km. Biorę dokumenty i idę do radiowozu. Jeden z policjantów pyta: "Gdzie się pan tak śpieszy? ". Mówię: "Jadę do Katowic, mamy występ kabaretu, za późno wyjechałem, a tu jeszcze mamy próbę zrobić. Troszeczkę pospieszyłem". A on patrzy na drugiego i mówi: "Nie ma co go sprawdzać, on codziennie pije" (śmiech). Pouczenie i odjazd. Popularność pomogła.

* W ten sposób doszliśmy do postaci Macieja Solejuka i serialu "Ranczo", jednego z najpopularniejszych polskich seriali, zarazem jednego z najlepszych. Co złożyło się na jego sukces? Barwne

postacie, dobrze napisane dialogi, scenariusz, reżyseria?

- Na sukces serialu składa się wiele czynników: dobry scenariusz, bardzo dobre dialogi, tekst, kiedy uczę się go na pamięć, sam się układa w ustach. Poza tym reżyseria. Wojciech Adamczyk pilnował nas, byśmy nie przegięli, by wszystko było wyważone. Dobrze dobrana obsada, przypilnowana przez reżysera. Sympatyczna atmosfera na planie, gdzie ludzie się nie kłócą. To składa się na sukces serialu.

* Czy pan lub inni aktorzy dodajecie coś od siebie?

- Mamy swoje pomysły, ale wtedy ustalamy wszystko z reżyserem przed kręceniem zdjęć. Nie ma tak, że nagle przed kamerą ktoś ma swoje pomysły. Na to nie można sobie pozwolić.

* Rozumiem, że nie ma pan dosyć ławeczki i "Rancza"?

- Nie. To bardzo sympatyczny serial, miło mi się pracuje. Poza tym, nie ma co ukrywać, pracuję też dla miłego grosza (śmiech).

* Odnoszę wrażenie, że przed "Ranczem" był pan znany przede wszystkim jako aktor teatralny.

- Przez 30 lat byłem, generalnie rzecz biorąc, aktorem teatralnym: przez 9 lat grałem w Teatrze Komedia pod dyrekcją Olgi Lipińskiej, później w Teatrze Powszechnym, do którego angażował mnie jeszcze śp. Zygmunt Hubner, a potem dyrektorem był Krzysztof Rudziński. Te lata bardzo miło wspominam. Dużo się nauczyłem, szczególnie w Teatrze Powszechnym, gdzie miałem dobrych nauczycieli, miałem kogo podglądać, takich tuzów jak Janusz Gajos, Gustaw Lutkiewicz, Franek Pieczka, Władek Kowalski. Zawsze patrzyli na młodego człowieka nauczycielskim wzrokiem. Nie tylko oni na pierwszym planie byli ważni, ale drugi plan też był ważny. Podpowiadali, a ja cierpliwie słuchałem. Tego zawodu trzeba się uczyć całe życie i słuchać starszych, bardziej doświadczonych i dobrych aktorów.

* Które z ról filmowych i teatralnych są dla pana najważniejsze?

- Trudno powiedzieć. Ważnym wydarzeniem dla mnie był film Juliusza Machulskiego "Pieniądze to nie wszystko", natomiast w teatrze ważne były role w "Ożenku", "Królu Learze", "Na szkle malowane" w reżyserii Krystyny Jandy. Mówię o rolach, które bardzo dobrze mi się grało.

* Jakie ma pan plany na zbliżające się lato?

- Nie ma czasu na wypoczynek. Padają propozycje występów w całej Polsce z kabaretem i granie w Teatrze 6. piętro Michała Żebrowskiego. Mamy jeszcze przedstawienie "Cud medyczny w Wilkowyjach", to odcinanie kuponów od serialu, i zaczynamy z nim jeździć. Nie mam czasu na wypoczynek, wakacji nie mam. Może jak będą wolne dni, przyjadę do Królewa i odpocznę.

* Jak się panu mieszka w Królewie?

- Bardzo dobrze. Mieszkam w lesie, nad rzeką, o czym można więcej marzyć.

* Mieszkańcy Królewa wiedzą, kogo mają za sąsiada?

- Wiedzą, ale jak się zapytać miejscowych, gdzie mieszka Maciejewski, nie wiedzą, ale gdzie mieszka Solejuk, wiedzą wszyscy (śmiech).

* Cena popularności serialowej.

- Tak, tak. Ale bardzo miło mi się mieszka. Wśród przyjaciół. Pomagamy sobie nawzajem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji