Artykuły

Farsa bardzo udana

"Jak się kochają w niższych sferach" w reż. Artura Barcisia w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

No i mamy w repertuarze Teatru im. Mickiewicza kolejną po "Maydayu" farsę. "Jak się kochają w niższych sferach" farsą jest zdecydowanie, choć niektóre elementy wyrastają ponad gatunek.

Przed sobotnią premierą dyrektorka teatru Katarzyna Deszcz ze sceny życzyła publiczności miłej zabawy. Podkreślała swoje przekonanie, że spektakl do takiej nieskrępowanej zabawy będzie okazją i zaspokoi oczekiwania częstochowian. Nie padło słowo "farsa", a i wcześniej realizatorzy woleli określenie "komedia obyczajowa", jakby farsa była czymś wstydliwym. Tymczasem przedstawienie stało się najlepszym dowodem, że lekka komedia może być prawdziwym kawałem teatralnej roboty. Nagrodzonym przez publiczność gorącymi brawami.

Alan Ayckbourn, który za zasługi dla sceny ma w Nowym Jorku ulicę swojego imienia, w Polsce znany jest głównie z tekstów komediowych, farsowych. "Jak się kochają..." ma właściwą dla tego gatunku komplikację intrygi, co daje widzowi swoiste zabezpieczenie przed recenzentem - nie jest on w stanie opowiedzieć całego przebiegu akcji. Wszystko zaczyna się od tego, że Teresa (Teresa Dzielska) chce dowiedzieć się od swojego męża Boba Philipsa (Adam Hutyra), co robił minionej nocy. A wrócił o godz. 2 w stanie wskazującym na poważne upojenie. Bob nie chce przyznać się, że zdradza żonę z Fioną (Małgorzata Marciniak), małżonką swojego szefa Franka Fostera (Marek Ślosarski). Wymyśla więc, że pocieszał przy alkoholu kolegę z pracy Williama Featherstone'a (Adam Łoniewski), który rozpacza, że jego Mary (Agata Ochota-Hutyra) ma kogoś. Wszystko oczywiście okryte jest tajemnicą, więc tym szybciej staje się głośne. Frank - skłonny do układania życia innym - postanawia wkroczyć i uwalnia demony, które do końca komplikują sytuację.

Ayckbourn napisał rzecz całą tak, że rozmowy i działania poszczególnych par małżonków odbywają się w tym samym czasie, choć w dwóch domach: Philipsów i Fosterów, a widz obserwuje je synchronicznie. To szalenie trudne zadanie dla aktorów, którzy przemierzając scenę, krzyżują swoje kroki z partnerami, grającymi zupełnie odmienną sytuację sceniczną. Wymagało to ogromnej pracy reżysera, który musiał bardzo precyzyjnie zestroić ruch na małej przestrzeni i sprawić, by widz nie zatracił orientacji.

W zbudowaniu tej logiki pomogła reżyserowi Arturowi Barcisiowi autorka scenografii Bożena Pędziwiatr, wykorzystując kolor. Rzeczywistość Philipsów jest w kolorze zielonym. Zielone drzwi, fotel, telefon. Nawet postaci w zieleni. Fosterowie są na czerwono - bordowe plusze, mahoniowe drzwi i stolik, czerwony telefon. A że kanapa jest tylko jedna, została podzielona na strefy czerwono-zieloną szachownicą z poduch. Pyszny pomysł i znakomicie się sprawdzający. Do tego jeszcze dom Philipsów przypomina zaniedbane włości Bundych czy Kiepskich, wnętrza mają znamiona mieszczańskiego dostatku. Featherstonowie, pojawiający się raz w jednej, raz w drugiej przestrzeni, są dla odmiany szarzy. Zewnętrznie i - wydaje się - wewnętrznie. Ale rozwój wypadków udowadnia, że to w nich najwięcej jest koloru.

Spektakl wymagał od aktorów kunsztu i wszyscy zdali egzamin. Przy czym Teresa Dzielska z Adamem Hutyrą oraz Małgorzata Marciniak z Markiem Ślosarskim grali komedię (Ślosarski najmocniej po farsowemu mrugał do widzów). Natomiast Agata Hutyra, a szczególnie Adam Łoniewski znaleźli się poza tą konwencją. Grali wręcz tragedię - w wyciszeniu i ogromnym skupieniu. Łoniewski z roli zakompleksionego biuralisty zrobił prawdziwy majstersztyk. Zbudował postać niuansowymi gestami, tonami głosu, sposobem mówienia.

Tak więc "Jak się kochają w niższych sferach", choć pewnie pozostaje tylko pustą zabawką, czasem sięgającą po dość niewybredne żarty i skojarzenia słowne, okazuje się małym, a dużego formatu teatrem, który niepotrzebnie Artur Barciś starał się jeszcze wzbogacić. Do barwnego, bogatego tekstu dodał aktualności. I na scenie wspomniany jest jakiś pokurcz nazwiskiem... Barciś, a w książce telefonicznej obok angielskich nazwisk znajduje się jakiś Kaczkowski czy inny. Śmiech pusty!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji