Artykuły

Teatr wypływa na niebezpieczne, nowe wody

"Błękitnie" Agaty Maszkiewicz, Magdaleny Chowaniec i Vincenta Tirmarche w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Marta Leszczyńska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

"Błękitnie" to sceniczny eksperyment. Jego idea zastosowania strategii "błękitnego oceanu" w przestrzeni teatralnej jest ciekawa, jednak realizacja pozostawia niedosyt. Zabrakło tego, co w teatrze najważniejsze - dialogu z widzem.

Ostatnia premiera sezonu dla bydgoskiego teatru była dużym wyzwaniem z kilku względów. Przede wszystkim po raz pierwszy dla aktorów głównym narzędziem wyrazu przestaje być słowo, a staje się nim ruch. Nowa jest też przestrzeń, w której się poruszają. Twórcy spektaklu, choreografki i performerki - Agata Maszkiewicz i Magdalena Chowaniec oraz muzyk i performer - Vincent Tirmarche, zrezygnowali ze sceny. Widzów zapraszają do foyer na piętrze teatru. Całość jest też wynikiem nowej formuły pracy teatru - rezydencji, do której zapraszani mają być twórcy najróżniejszych dziedzin sztuk wizualnych i performatywnych, często bardzo dalekich od tradycyjnego pojęcia teatru. To konfrontacja zarówno z nowymi formami wyrazu, co oznacza też zupełnie odmienną metodologię pracy, jak i z widzem, który w Teatrze Polskim nie miał do tej pory okazji oglądać podobnej produkcji. Eksperyment udał się tylko w połowie.

W kontekście nowych dla Teatru Polskiego artystycznych doświadczeń idea "błękitnego oceanu" jest udaną metaforą. Koncepcja, którą na warsztat biorą twórcy, zakłada, że każdy może wykreować wolną przestrzeń rynkową i sprawić, by konkurencja stała się nieistotna. "Błękitny ocean" - obszar, w którym jesteśmy pionierami, jest więc przeciwieństwem "oceanu czerwonego" - rynku przesyconego usługami i produktami, gdzie rywale walczą o kurczącą się pulę zysków.

Program rezydencji jest tu synonimem innowacji. "Błękitnym oceanem" natomiast jest nowa przestrzeń sceniczna i taniec jako środek wyrazu - narzędzie nowego definiowania teatru i jego sposobu działania. To trafna i obrazowa metafora, z deszyfracją której widz nie ma problemów. Obok tej niewątpliwej zalety nie zabrakło wad.

Dyrektor teatru Paweł Wodziński zawsze podkreślał, że chce na swojej scenie definiować nowoczesny świat, oceniać jego zjawiska, pobudzać publiczność do myślenia i dyskusji. Tego w "Błękitnie" zabrakło. Jeśli spektakl ten poza eksperymentem z nową formą ma być też obrazem społeczeństwa kapitalistycznego, do którego przecież bezpośrednio odnosi się idea "błękitnego oceanu", to jest to odwzorowanie zjawiska w skali 1:1. Twórcy spektaklu precyzyjnie tłumaczą widzowi mechanizm strategii i na tym koniec. Jedyną konkluzją jest wykazanie, że każdy "błękitny ocean" stanie się kiedyś "czerwonym". Nie wnosi to jednak nic więcej niż lektura książki autorów teorii - W. Chan Kim i Renée Mauborgne. Teatr powinien widzowi dać coś więcej. Brakuje reakcji na przedstawioną rzeczywistość, stawiania pytań, a tym samym prowokacji do refleksji.

Widz erudyta skojarzy na pewno teorię innowacyjności chociażby z koncepcjami rozwoju gospodarczego słynnego ekonomisty Josepha Schumpetera, problem z oswojeniem nieznanego dotąd środowiska "błękitnego oceanu" powiąże z "Siłą nawyku" Charlesa Duhigga lub doszuka się w scenach - gdy wszyscy mieszkańcy "błękitnego oceanu" koncentrują się na zdobyciu błyszczącej, mechanicznej ryby - pokłosia teorii grupowego myślenia Irvinga Janisa. To tylko nieliczne z wielu kontekstów, które niestety implikuje nie spektakl, a sama teoria. Twórcy "Błękitnie" wzięli na warsztat temat bardzo ciekawy i dający duże możliwości interpretacyjne. Nie wykorzystali go. Bez bodźca do refleksji "Błękitnie" pozostaje jedynie rozrywkowym performance, eksperymentem ciekawostką, w którym nowość, jaką jest teatr ruchowy na bydgoskiej scenie, to za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji