Artykuły

Janda płacze, Żółkowska triumfuje

Dla uczczenia dwusetlecia urodzin Aleksandra {#au#207}Fredry{/#} Teatr Powszechny wystawił "Męża i żonę", najbardziej frywolną z jego komedii, która budziła niegdyś zgorszenie, a fredrologów-brązow­ników, pragnących widzieć w jej autorze piewcę wszelkich naro­dowych cnót, wprawiała w niemałe zakłopotanie.

Krzysztof Zaleski wyreżyserował "Męża i żonę" bez udziwnień i uwspółcześnień, za to z pietyzmem dla Fredrowskiego wiersza. Przy takim założeniu podstawową decyzją reżysera jest aktorska obsada, a w Powszechnym męża gra Janusz Gajos, żonę - Krystyna Janda, ko­chanka - Piotr Machalica. a poko­jówkę - zwycięską rywalkę swej pani, i to podwójną! - Joanna Żół­kowska.

"Męża i żonę" Fredro, eks-kapitan napoleoński, napisał jeszcze przed trzydziestką i sztuka jest najpraw­dopodobniej wiernym obrazkiem obyczajów i moralności jego czasów. Atmosfera w ówczesnym Lwowie da­leka była od surowości, a wyczyny braci Fredrów tak wspomina po la­tach anonimowa matrona: "Wten­czas to Fredry chodzili na głowach i nie można się było nigdzie obrócić, by się nie natknąć na Fredrę. Trzeba się było chować przed nimi, bo i z oł­tarza byliby ściągnęli, a do tego jesz­cze takie wiersze pisali, że nawet starszym uszy od nich trzeszczały".

Wkrótce Aleksander Fredro miał się zakochać w młodziutkiej mężat­ce, Zofii Skarbkowej. Dozgonna mi­łość zaczęła się nader prozaicznie - założył się po prostu z kolegami, że przyprawi hrabiemu Skarbkowi rogi. Zrodzone nieoczekiwanie po­ważne i stałe uczucie miało go skło­nić do dziesięcioletnich bez mała, uciążliwych starań, zanim udało mu się rozwieść Zofię i stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Można przy­puszczać, że przez wszystkie te lata żywił awersję do instytucji małżeń­stwa. W każdym razie w "Mężu i żonie" kpi z niej bez litości.

Akcja toczy się w empirowym salo­niku (scenografia Andrzeja Przyby­ła, kostiumy Zofii de Ines). Na pierw­szym planie sofa rekamiera, mebel tu najważniejszy, służy zarówno pani jak pokojówce - tej drugiej jednak z lepszym skutkiem. Pełna tempera­mentu Justysia wzbudza żywe emo­cje w mężu swej chlebodawczyni, Wacławie i jej kochanku, Alfredzie, podczas gdy obowiązujący konwenans stosunki ich obu z damą -Elwirą zmienił w ciężki obowiązek.

Stary wyjadacz i cyniczny bywalec salonów, jakim jest Wacław Janusza Gajosa, pod bokiem wiecznie wzdy­chającej żony "żyje sobie przyjem­nie" z pokojówką. Znudzony i od­pychający w rozmowach z panią - nagle pełen energii, gdy nie ma jej w domu. Alfred z kolei nie musi stroić się dla Justysi w piórka sentymental­nego kochanka ani przesyłać jej ton listów miłosnych, jakie od dawna pisze za niego do Elwiry wynajęty skryba. Pewna siebie, cwana służąca Żółkowskiej czuje się nie gorsza od pani - równie dobrze jak ona potrafi się upozować na sofie. Nie daje jej spokoju myśl o eleganckich strojach zalegających szafy Elwiry, a romanse z panem wydają się najpewniejszą drogą, by samej posiadać podobne. Gdy zdemaskowana, w finale, wy­chodzi trzaskając drzwiami, możemy być zupełnie pewni, że poradzi sobie w życiu.

Krzysztof Zaleski obsadził Gajosa i Żółkowską zgodnie z ich aktors­kim emploi, Jandę i Machalicę - jakby przeciw niemu. W rezul­tacie w postaci Alfreda najbardziej śmieszy asortyment ckliwych min, skontrastowanych z przyciężką sylwetką nietypowego salonowego amanta, a kipiąca - jak zwykle - energią Krystyna Janda niezbyt przekonuje w roli wiarołomnej pła­ksy.

Publiczność w Powszechnym bawi się jednak nie najgorzej - przede mną siedziała na widowni młoda oso­ba, która co chwila wybuchała ost­rym śmiechem prosto w ucho nieco zdziwionemu profesorowi Bardinie­mu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji