Artykuły

Ukryty w radiu

Sopot po raz piętnasty stanie się na kilka dni centralą polskiego teatru radiowego i telewizyjnego. Skupię się jak zwykle na radiu, bo na nim zależy mi najbardziej (choć przyznaję, że ostatnie lata więcej artystycznych zaskoczeń przyniosły w werdyktach telewizyjnych) - pisze Janusz Łastowiecki, przed rozpoczynającym się 27 czerwca w Sopocie XV Festiwalem Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry".

Głośniki i ekran sopockiego Multikina wyemitują zeszłoroczny dorobek polskiej myśli artystyczno-radiowej i telewizyjnej. Program artystyczny festiwalu obfituje w tym roku w wydarzenia rocznicowe. 250 lat teatru publicznego i 90 lat Polskiego Radia. I to w klamrach tego drugiego, radiowego jubileuszu odbiją się nowe realizacje konkursowe, których w tym roku jest aż 29. Plan przesłuchań jest przeładowany, zbyt obszerny dla możliwości przeciętnego słuchacza. Drogą eliminacji trzeba będzie wybierać. A program imprez dodatkowych jest bogaty. Jestem szczególnie ciekawy, jaki kształt polskiego słuchowiska przemówi do odbiorców najbardziej i czy zdobędzie aprobatę nowy rodzaju przekazu radiowego, jaki zaproponowały niektóre rozgłośnie.

Właściwe, coroczne pre-eliminacje zostały pominięte, a do finalnego głosu doszły wszystkie zgłoszone realizacje. W tym roku aż 17 spektakli radiowych reprezentować będzie rozgłośnie regionalne - to swoisty rekord w historii festiwalu. Wśród "pełnych" słuchowisk usłyszymy również wybrane odcinki lokalnych seriali radiowych: "Bazarek" z Radia Lublin i "Drabinę do nieba" z Radia Rzeszów. Tworzą się nowe radioopowieści, pojawiają się nowi autorzy, a głos otrzymują aktorzy dotąd nierozpoznawalni. Słuchowiska Mariusza Babickiego, Pawła Niewiadomego, Piotra Świątkowskiego, Aleksandra Krempecia, Macieja Karpińskiego, Małgorzaty Żurakowskiej, Łukasza Chotkowskiego, Marii Kossakowskiej, Janusza Galewicza czy Rafała Molendy to nowe głosy, nowe historie w repertuarze "Dwóch Teatrów". Regiony ruszyły z pełnym impetem w stronę eteru. Co przyniesie jednak ta mnogość - pokażą trzy sopockie dni.

Rzadko trafiam w werdykt. Pamiętam, jak przy okazji "Solo na trąbkę" Andrzeja Mularczyka, Janusz Kukuła powiedział: "są słuchowiska, które nagród nie potrzebują bo bronią się same". I ta myśl pozwala mi zawsze tworzyć swoją listę faworytów, opartą na wyłącznie subiektywnych przesłankach. Obok twórców nowych, do Sopotu powrócili po latach uznani już autorzy. Myślę tu m.in. o bluesowym słuchowisku Janusza Fąfary "Nalepa" w reżyserii Grzegorza Styły. Opowieść o legendzie lidera Breakout i tym, jak wciąż ona oddziałuje, pulsuje poprzez najmłodsze pokolenia - niesie więcej znaczeń. Brakuje mi od lat regionalnego słuchowiska, które, za pomocą uniwersalnego języka, mówiłoby o lokalnym genius loci, tworząc klimat i jakość zakorzenioną w miejscu. "Nalepa" wychodzi ze sztywnych ram poetyckiej poprawności i staje się opowieścią o Rzeszowie. Nie potrzeba słów, żeby mówić. Muzyka Nalepy i to, co udaje się wyczarować z niej muzykowi Jackowi Królikowi zostaje włączone w dramaturgię i stapia się ze scenariuszem, tworząc wrażenie wielozmysłowej modlitwy (muzycznym credo staje się utwór Nalepy p.t. "Modlitwa").

Warto zwrócić uwagę na kolejne dwie propozycje regionalne. Mroki popegeerowskich pól, które zatopił w "Tartaku" Daniel Odija wracają w udanej adaptacji Radia Koszalin w reżyserii Darka Błaszczyka (tutaj jednak nagrania odbyły się w Warszawie, a spektakl miał tylko premierę w Koszalinie). Zaskakuje folklor muzyczny wpisany w ciężki tekst oryginału. Z Lublina dopłynie echo serca i szmery pompowanej krwi. Można będzie posłuchać, jak bije serce poety. W najnowszym słuchowisku Radia Lublin "Świat nie jest dobry na serce", Maria Brzezińska śledzi poetycką drogę Bohdana Zadury od momentu zawału, którego doznał dwa lata temu. Autorka wchodzi w świat szpitalnych sal, rejestruje elektrokardiogram. W tym somatycznym świadectwie po raz kolejny uświadamiam sobie, jak ważne jest wyjście ze studia i jak słowo potrzebuje reporterskiej materii.

Radio Kraków, coraz głośniejsze z roku na rok, przygotowało na Sopot trzy eksperymenty - mniej lub bardziej "nowe". "Lord Kantor" Mateusza Pakuły, "Hejt radio" Mai Kleczewskiej i "Nienawidzę" Marka Koterskiego to trzy głosy na rzecz odnowy formalnej. O ile "Lord Kantor" zawieszony w stylistyce komputerowej gry jest jednak zrealizowany w klasycznej formule to format Kleczewskiej i Ewy Kutryś (reżyserka "Nienawidzę") wykraczają poza ramy studyjnej poprawności. Nie słyszałem już dawno tak dobrze zarejestrowanego i przygotowanego spektaklu na żywo, jakim jest adaptacja tekstów Koterskiego. Muzyka Cezika i gra Globisza, choć z różnych rewirów artystycznych grają wspólne skrzypce. Monologi znane już z cyklu filmowego Koterskiego pojawiają się tu w innym, niż jesteśmy przyzwyczajeni, porządku. Świat internetu łączy się ze studiem radiowym, które staje się "centrum dowodzenia" Globisza. To, że akcja dzieje się w radiu - jest tu prawomocne i nie stwarza wrażenia sztucznej "pudełkowatości".

Spektaklem nowego formatu jest także "Hejt radio" - zakorzenione gdzieś w Orwellu. Kleczewska i Chotkowski tworzą spektakl publicystyczny, skonwertowany do jakości streamingu audio na tablecie czy ekranie komputera. Spikerzy Radia Kraków stają się aktorami, a aktorzy Teatru Starego - wychodzą z teatralnych kostiumów na spikerskie fale. Przypomina mi to trochę starania Radia Tok FM sprzed paru lat. Czy słuchowisko Kleczewskiej zatrze jednak niesmak po kilku produkcjach tamtej radiostacji - trzeba obserwować bacznie, jak zareagują odbiorcy. Spektakl kryje tyle autentyzmu, co i pułapek. Przeciwwagą dla "Hejt radia" są "Reduty" Marka Kochana. Spotkały się na festiwalu dwa słuchowiska, które traktując o nienawiści językowej - mówią jakby z dwóch stron barykady. Kochan - w imię ocalenia, Kleczewska - w imię rozpadu.

Wielbiciele klasycznego słuchowiska również znajdą coś dla siebie. Spotkania niemożliwe - możliwe są tylko w radiu. Udowodnił to zeszłoroczny sukces "Królowej i Szekspira". W tym roku Ludwik XIV (już nie tak ludzki jak Elżbieta) spotyka się z Molierem w bogatej aktorsko "Uczcie bogów" w reżyserii Kukuły (rewelacyjny Wojciech Pszoniak w molierowskim kostiumie głosowym), a Georges Melies w samotnym sklepiku z zabawkami gości Luisa Lumiere'a w "Podróży na księżyc". I to właśnie to słuchowisko może cieszyć się największym uznaniem publiki. Jerzy Radziwiłłowicz i Jan Englert, prowadzeni umiejętnie przez Annę Wieczur-Bluszcz mówią jakby z dwóch innych wymiarów. Zanurzony w marzeniu Melies zderza swój świat z technicznym intelektem Lumiere'a. Finał słuchowiska tworzy jeden z najmocniejszych obrazów poetyckich, jakie zapamiętałem w radiu w ostatnich latach. Katarzyna Michałkiewicz natomiast wraca do Sopotu z adaptacją "Raju" według Dantego z ciekawą muzyką Ignacego Zaleskiego. Jak na obchody 90-lecia przystało, wraca również mistrz "polskiej szkoły słuchowiska" - Zbigniew Herbert w adaptacji "Króla mrówek" w reżyserii Tomasza Mana (zabrakło w Sopocie jego "Exodusu" - uważam, że powinien pojawić się i sprowokować dyskusje, szczególnie wśród młodych słuchaczy).

Z epickim rozmachem i najlepszą muzyką (Andrzeja Izdebskiego - uważam że najwyższy czas, by docenić tego kompozytora - dla mnie jest bezkonkurencyjny w tegorocznym zestawieniu), Błaszczyk zrealizował "Odyseję Xięcia", do której tekst wraz z Iwoną Rusek pisał na motywach losów porucznika AK, Andrzeja Samsonowicza, pseudonim Xiąże. Reżyser z wnikliwością pamiętaną z "Wszystko płynie" czy "Fabula rasa" rysuje dźwiękami jeden z rzadko przywoływanych wątków Powstania Warszawskiego. Wokół roku 1944 i innych ważnych wydarzeń ubiegłego stulecia krąży kolejne słuchowisko, tym razem z zupełnie innej kategorii. Chodzi o zrealizowane w formie wielogłosu chóru, z Teresą Lipowską w roli tytułowej, słuchowisko "Krzywicka-Krew" Julii Holewińskiej w reżyserii Dobrosławy Bałazy. Autorka, która powinna znaleźć się już trzy lata temu z niedocenionymi "Ciałami obcymi" (w niezapomnianej reżyserii Pawła Wodzińskiego), tym razem sięga do jednej z ciekawszych biografii XX-wiecznych, feministki, publicystki Ireny Krzywickiej. Jej losy układają się w rząd "krwi": pokoleń kobiecych. Temat kobiecy uwypuklony o takie głosy jak: wspomniana Lipowska, Danuta Stenka, Grażyna Barszczewska, Joanna Jędryka, Dominika Kluźniak, Izabela Dąbrowska to mocny kandydat do zbiorowego, aktorskiego wyróżnienia.

"Drzazgi" Tomasza Macieja Trojanowskiego w reżyserii Waldemara Modestowicza czyli radiowy thriller z płonącym gołębnikiem i żydowskim akcentem w tle a także wspomniana radiowa diagnoza śmierci języka (który nie jest zdolny budować, ale uśmiercać) czyli "Reduty" Kochana to dwa spektakle na osobne omówienie. Niewykluczone, że znajdą się w ścisłym gronie wyróżnionych. Słuchowisko Kochana w reżyserii Pawła Łysaka przedstawia diagnozę rozpadu społeczeństwa, które nie potrafi się już komunikować. Slangowy, bezpłodny kod młodych "yuppies", oparty na hedonistycznej negacji wszystkiego w imię "niczego" odsłania niemy, rybi krzyk - który usłyszeć może tylko wrażliwe ucho. Tutaj: warta uwagi Julia Wyszyńska w roli ofiary owego "niemego systemu".

Nie ukrywam (przechodząc do finału sopockiego "intro"), że największe nadzieje wiąże z "Ukrytym w słońcu" według tekstu Ireneusza Iredyńskiego w reżyserii Błaszczyka właśnie (po raz kolejny do Sopotu weszły prawie wszystkie jego produkcje dla radia). Grzegorz Małecki kreuje tu postać stalowego bodyguarda z dygatowsko-hłaskowską aparycją i "zbyt miękkim" sercem dziecka (warto pamiętać o jego kreacji Marlona Brando we wcześniejszym o kilka lat słuchowisku Dariusza Dunowskiego), a Anna Cieślak ze swoją chrypką przywodzi na myśl szepty Kaliny Jędrusik. Intryga, klubowa rzeczywistość dusznych dancingów i rozgorączkowana poetyka Iredyńskiego. Spotykają się tu najważniejsze nuty 90-lecia polskiej twórczości fonicznej: jeden z najważniejszych (i chyba najlepszy) autor radiowy XX wieku, muzyczna podróż do czasu, gdy polskie słuchowisko wyznaczało kanony "mówienia" współczesności i klimat, który Błaszczyk czerpie z inspiracji kinowych "Polskiej Szkoły". Wszystko sprawia, że otrzymujemy spektakl nowoczesny, wolny od napuszonego awangardyzmu, zanurzony w rytmach najlepszych scenariuszy radiowych lat 60. i 70. z trafionym soundtrackiem Izdebskiego, "Kattorną" Komedy. "Ukryty" jest jednocześnie odziany w nastrój postdekadencki, dostrzegalny już w polskim kinie ostatniego czasu. Poczucie "końca" i stylistyka tego chronometrycznego słuchowiska (kontrolowanego przez niewidzialny, tykający zegar) jednocześnie przypomina o możliwościach radia i jego powinności względem współczesnego, wymagającego słuchacza zawieszonego w obliczu tysięcy rozpraszających komunikatów.

Zawsze mam poczucie, że to wciąż za mało. Zachłannie chciałbym pisać o wszystkich ścieżkach teatru radia. Coś trzeba jednak wybrać. Estetyka jest także sztuką selekcji. O ile Teatr Telewizji pokazuje wszystko, co ma (ilość nominacji często większa niż liczba premier w tv), o tyle Teatr Polskiego Radia odsącza sopockie zestawienie z dziesiątek różnych światów. Sztuka godzenia jest trudna i ociera się o liczne symbiozy. Nie zabraknie ich w tym roku. Dante spotyka się tu z Iredyńskim. Nalepa spotka się z olsztyńskim "szczurołapem", Krzywicka z pułkownikiem Samsonowiczem. Krzyżacy z "kamiennego pola" Stabis-Lauks włączą się w chór z rozstrojonym echem "Hej chłopcy, bagnet na broń" z ostatnich sekund "Odysei Xięcia". Młodzi autorzy wezmą lekcję od Moliera, a Man (ten przez jedno "n") wejdzie do krainy Króla Mrówek, by uruchomić swoje radiowe "piekło". Zrywający z wszystkimi schematami słuchowiska hejt-spektakl Kleczewskiej odarty z tęsknot i iluzji to odwrócenie świata, na którym żyje Melies. Ten, który z miłości do kina, zamieni się w motyla i poleci w stronę księżyca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji