Uwaga: wariat!
Friedrich Dürrenmatt jest w tej chwili chyba najbardziej popularnym dramaturgiem współczesnym. I to jak współczesnym! Z wrażliwością "czarnych skrzynek" wychwytuje wszelkie drgania naszego globu, by natychmiast przetworzyć je w sztukę nie tylko autentyczną - ale też powszechnie zrozumiałą. (Fakt że ospała, syta Szwajcaria wydała ostatnio dwóch tak wybitnych pisarzy jak Dürrenmatt i Max Frisch - niewątpliwie zasługuje na baczną uwagę socjologów i badaczy kultury).
Dürrenmatt jest mistrzem roboty scenicznej. Piekielnie przy tym odważnym; nie boi się niczego - ani sensacji typu "kryminał", ani efektów farsowych. Dywagacje intelektualne miesza z "taniochą" ze swobodą kuchmistrza, by w efekcie podać na scenę potrawę smakowitą i pożywną. "Fizycy" nie są na pewno największym dziełem tego "wspaniałego grubasa" - zwłaszcza akt drugi. Niemniej jest to dzieło wybitne i potrzebne - chociażby jako sygnał ostrzegawczy dla ludzi epoki atomowej. Problem "Fizyków" nie jest specjalnie odkrywczy, a metafora sztuki dość już zbanalizowana (świat - domem obłąkanych) - ale jak to zrobione!
Mówiąc skrótowo, rzecz dzieje się w ekskluzywnym sanatorium dla psychicznie chorych w Szwajcarii. Oczywiście nie wszyscy wariaci są wariatami, a nie wszyscy normalni są normalnymi. Jak w życiu. Jedyny człowiek, za którego zdrowie psychiczne można gwarantować, to inspektor policji. Wielki uczony, fizyk atomowy szuka tu azylu wraz ze swoim genialnym dziełem, które ludzie mogą wykorzystać na swoją zgubę. Dwaj inni pacjenci - również fizycy - przybyli tu (też dobrowolnie) w celu wykradzenia wynalazku dla wywiadów, które reprezentują.
Kiedy wreszcie wzajemnie się rozszyfrują i po długich perypetiach dojdą do porozumienia, że muszą się poświęcić dla ludzkości i z tą ważną tajemnicą na zawsze pozostać w domu wariatów - okaże się to już daremne. Tajemnica, dzięki przypadkowi.dawno znalazła się w posiadaniu rzeczywistego szaleńca - właścicielki sanatorium - która opętana jest obsesją zgładzenia ludzkości. W obliczu tej ponurej prawdy trzem fizykom pozostaje tylko jedna droga - rzeczywiste szaleństwo. Morał sztuki - jeśli można to tak nazwać - precyzuje Dürrenmatt w 21 punktach - komentarzach do "Fizyków". Myślę, że najważniejszy zawarty jest w punktach 17 i 18. "To. co dotyczy wszystkich ludzi, może być rozwiązane tylko przez wszystkich ludzi. Każda próba jednostki, aby rozwiązać na swój sposób to, co dotyczy wszystkich ludzi, musi być skazana na niepowodzenie".
Stwierdzenie na pewno słuszne i cytat ten udowadnia, że - mimo wszystko - "Fizycy" nie są sztuką pesymistyczni).
"Teatr Dramatyczny" wystawił "Fizyków" bardzo starannie. Reżyseria Ludwika Ren słusznie nie kładzie nacisku na groteskę (tak samo dekoracje Ewy Starowieyskiej) - sztuka sama w sobie wystarczająćo jest groteskowa i paradoksalna.
Aktorsko przedstawienie jest świetne. Zwłaszcza kreacja Wandy Łuczyckiej (Boże, z jakimż samozaparciem ta kobieta się oszpeciła!) "starej, garbatej dziewicy" będzie rewelacja sezonu, tak jak w ubiegłym roku rewelacją była kreacja Łomnickiego w "Arturo Ui".
Jan Świderski, Bolesław Płotnicki i Edmund Fetting (trzej fizycy) dali pyszne sylwetki, bardzo zróżnicowane i opracowane do najdrobniejszych szczegółów. Reszta zespołu również bardzo dobra. Przedstawienie to na pewno długo utrzyma się na afiszach "Teatru Dramatycznego".