Cyganeria w Operze Wrocławskiej
Dużo się mówiło, jeszcze do niedawna, o tym, że muzyka Pucciniego jest pusta i powierzchowna, że jego najlepsze dzieło: "Cyganeria", jest utworem napisanym, pod guściki drobnomieszczańskiej publiczności. Muzyka wielkiego kompozytora przeżyła jakoś te ataki i nadal króluje na wszystkich scenach operowych świata, dając słuchaczom niezapomniane wzruszenia.
A "Cyganeria"? Zapewne, że historyjka to błaha, że libreciści Illico i Giacosa wyprali tekst opery prawie doszczętnie ze społecznych wartości oryginału Murgera (opera napisana jest na podstawie uroczej powieści francuskiego pisarza H. Murgera pt. "Sceny z życia Cyganerii"), zatarli ostro rysujący się konflikt między nędzą proletariatu francuskiego i artystycznej cyganerii, a rosnącą drapieżnością kapitalizmu, że reszty spustoszenia w libretcie dokonali polscy tłumacze. (Swoją drogą, nie mogę zrozumieć dlaczego Opera Wrocławska korzystała ze starego tłumaczenia, w którym nawet akcenty słów nie zgadzają się z muzyką, zamiast sięgnąć do nowego pięknego opracowania Jerzego Zagórskiego, które śpiewane jest w Operze Warszawskiej).
Nie jest to opera łatwa do realizacji. Przede wszystkim od wykonawców wymaga bezbłędnego śpiewu, niezwykle szerokiego oddechu, płynności kantyleny. Wielu naszych śpiewaków, zwłaszcza w premierowej obsadzie nie mogło sobie dać rady z trudnymi partiami, co znacznie umniejszało przyjemność słuchania tak znanych, a tak pięknych arii duetów i zespołów. Natomiast dużą i bardzo przyjemną niespodziankę sprawili nam młodzi, dotychczas mało znani śpiewacy, głosowo i scenicznie stojący na dobrym poziomie. Niewątpliwie polityka kierownictwa opery, które każdą partię obsadza kilku śpiewakami, dopuszczając do głosu młodych, przynosi już spodziewane owoce i opera nasza staje się praw dziwą wylęgarnią młodych talentów.
Realizatorzy widowiska, Stanisław Drabik i Jan Popiel, stroniąc od jakichś karkołomnych innowacji inscenizacyjnych, na których m. in. tak bardzo ucierpiała "Cyganeria" w Operze Warszawskiej, dali spektakl raczej tradycyjny, ale żywy i interesujący, oddający atmosferę radości i trosk życia Cyganerii (szczególnie druga obsada wykonawców dobrze oddała tę intencję reżyserów, grając prosto i bezpretensjonalnie). Zwłaszcza drugi akt pulsował ruchem i prawdą, a zindywidualizowane postacie chóru ani przez chwilę nie przypominały jakiejś "szablonowo-operowej" martwoty. Atmosferę spektaklu bardzo dobrze podkreślały piękne dekoracje Stanisława Jarockiego. Zawieszona nad dachami Paryża mansarda, barwny zakątek Quartier Latin, zimowy krajobraz rogatek paryskich otrzymywały oklaski, przy otwarciu kurtyny (co n. b. bardzo przeszkadzało w słuchaniu muzyki).
Drogą tradycji poszedł również i Adam Kopyciński wydobywając tak charakterystyczną dla muzyki Pucciniego szeroką śpiewność i kontrastującą z lirycznymi partiami beztroska wesołość musujących radością fragmentów zabawy młodych artystów. Jedyne zastrzeżenie mogło nasuwać to, że dyrygent nie licząc się ze słabymi głosami naszych śpiewaków, pozwolił chwilami zbyt głośno grać orkiestrze.
Przejdźmy jednak do wykonawców, których usłyszeliśmy w dwu pełnych obsadach (nawet najmniejsze role są podwójnie obsadzone - brawo!)
W partii Rudolfa usłyszeliśmy Jerzego Bekierskiego i Ludwika Mikę - Bekierski posiada niezwykłą łatwość śpiewania górnych tonów, mimo to jednak w dwu pierwszych aktach nie czuł się zbyt pewnie, zbytnio forsował głos, zapominając o pianie. Dopiero w trzecim i czwartym akcie śpiewał miękko, ładnie i z uczuciem. Młody śpiewak Mika posiada niezbyt wielki, ale bardzo przyjemnie brzmiący tenor, operuje nim swobodnie, pięknie odśpiewał arie pierwszego aktu, duety aktu trzeciego i czwartego, grał szczerze i prawdziwie.
W roli Mimi zobaczyliśmy od dawna nie widzianą na naszej scenie Weronikę Pelczar, która postaciowo i głosowo doskonale nadaje się do tej partii. Pelczar głęboko wzruszała swą grą i śpiewała bardzo ładnie. Również dobrze śpiewała partie Mimi Donata, Gołkowska.
Dwie Mussety Krystyny Jamroz i Alicji Dankowskiej, to dwie zupełnie różne kobiety, a jednak obie prawdziwe, używające w pełni radości życia dziewczęta, pod pozorami pustoty i kokieterii, kryjące głęboko czujące serce. Musseta Krystyny Jamroz była bardziej finezyjna i uwodzicielska. Alicja Dankowska, na której talent zwróciliśmy już uwagę we "Flisie", stworzyła Mussete bezpośrednią, pełną temperamentu, kobietę, która powoduje się uczuciem i nastrojem chwili. Obie śpiewały bardzo dobrze i były bodajże najlepszą pozycją w zespole.
W roli Marcelego wystąpił Jan Romejko, dobry aktorsko, który potrafi zawsze wydobyć wszystkie niuanse głosowe partii, oraz Aleksander Majewski, który bardzo dobrze śpiewając, stworzył interesującą postać nieco szorstkiego, ale pod pozorami pewnej gruboskórności prawdziwie dobrego człowieka. W partii Schaunarda ujrzeliśmy Stanisława Szufleta i Eugeniusza Stawierskiesro, w partii Collina Henryka Łukaszka i Romana Wasilewskieco (obaj pięknie odśpiewali uroczą arię z płaszczem).
Prawdziwy majstersztyk aktorski stworzył z małej partii Benoita, starego właściciela domu, Alfred Czopek. Dobrym w tej roli był również Zygmunt Biliński. Charakterystyczny epizod radcy stanu, Alcindora dobrze interpretowali Wacław Wronecki i Kazimierz Król w pozostałych partiach wystąpili Stanisław Kolada i Stefan Szurko (Parpignol) Stanisław Kolada i Stefan Szurko (sierżant), Włodzimierz Filipowski (celnik). Krótki, prawie rekordowy okres przygotowania opery (5 tygodni) odbił się nieco na muzycznym opanowaniu partii przez wykonawców, niektórzy soliści popełniali wprawdzie drobne, ale widoczne błędy muzyczne, chóry tym razem śpiewały niezbyt równo. Dobrze na ogół grającej orkiestrze, również zdarzały się, zwłaszcza na premierowym spektaklu potknięcia.
Mimo pewnych usterek, całość sprawia dobre wrażenie i niezawodnie "Cyganeria" cieszyć się będzie na wrocławskiej scenie dużym powodzeniem.