Artykuły

Wściekły teatr

"O, gdyby błaznem być! Jedyna ma ambicja to pstry kubrak" - powtarza za Buchnerem motto z szekspirowskiego "Jak wam się podoba" skryty za maską książę Leonce i znika figlarnie za kurtyną. Zaczyna się oto wściekła opera barokowo - surrealistyczna przygotowana na kanwie komedii buchnerowskiej o księciu Leonce i księżniczce Lenie przez Laskowską i Szajnę. Scena jest niby pusta. Nie­wielkie podium, cztery spuchnięte głazy, z prawej strony ustawiona na sztorc dłoń ludzika monstrual­nych rozmiarów, i jeszcze horyzont zapaćkany malunkiem taszystowskim. Nie spodziewajmy się jednak po Szajnie ascezy teatralnej. Deko­racja ożyje za chwilę, zawiruje obrotówka, a wraz z nią podium, ka­mienie i snujący się między nimi aktorzy, z góry zjedzie druga dłoń, zwrócona palcami ku ziemi, potem ze sznurowni opuści się gigantyczne loże z wystrzępioną kapą i kilku­metrowym trenem, potępi zjadą obłe w kształcie - obłoczki, trochę przypominające kamienie, trochę zdeformowane ogórki, potem - cztery maszkary, niby strachy na wróble, tyle,że zrobione z drutu, sprężyn kół - zębatych i blachy, wejdą na scenę aktorzy przyodziani w plamiaste kostiumy albo uroczyście zdeformowane szaty dworskie Lena będzie miała fryzurę w manierze stwoszowskiego ołtarza mariackie­go, ochmistrz durerowsko nastro­szoną czuprynę, która nie zmieści się nawet pod dubeltowym cylindrem, królewskie insygnia: korona i berło, przemienią się w zegar szafkowy i błyszczący srebrem cię­żarek gimnastyczny, wędrować je­szcze będą po scenie czterej upiorni muzykanci chłopscy...

Jest na co patrzeć i jest czemu się dziwić. Szajna steatralizował swój malarski eksperyment sceno­graficzny, pomysł plastyczny goni pomysł teatralny, zasłona, zza któ­rej wyłoni się król w monarszych gaciach stanie się po chwili przy­piętym do monarszych ramion tre­nem, dłoń zwrócona ku niebu oder­wie się od rękawa i ze szczeliny wychyli się Valerio w stroju błazeńskim, karnawałowe głowy-maski księcia Leonce i księżniczki Leny zmienią proporcje ciała ludzkiego i wprowadzą akcent szaleńczego nie­pokoju na scenę. "O, gdyby błaznem być! Jedyna ma ambicja to pstry kubrak" - motto buchnerowskie do pierwszego aktu tej szaleńczo-melancholijnej komedii brzmi już te­raz jak manifest teatralny.

Bo też miało się ambicje: stwo­rzyć żywy, inteligentny i sprawny teatr. U boku Szajny szaleje La­skowska, łamie i "interpretuje" tekst, wiąże we własne supełki, żartuje i parodiuje, ogrywa teatralnie każdy dowcip scenograficzny, w tej wściek­łej zabawie teatralnej dopowiada do końca każdą z nieśmiałych point Buchnera, sprawia, że najbardziej abstrakcyjny pomysł plastyczny Szajny jest funkcjonalnie wykorzy­stany.

Nie, nie jest to teatr poczciwy Schildburgerów, leczący widzów z dolegliwości moralnych, będący do­datkiem do szpitala i pełniący funkcję wieczorowej szkółki dobre­go obyczaju, nie poucza i nie strofuje, nie udziela pouczeń, ani nawet nie przekazuje szlachetnych wzorów. Szaleje przecież w "Leonce i Lenie" takie Buchner, jak szalał przed nim Tieck w swojej anty filisterskiej "Herbatce" czy w "Świecie na opak", jak szalał Grabbe w "Żarcie sa­tyrze, ironii i głębszym znaczeniu". Dra­mat niemiecki początku w. XIX roi się od efektownych grymasów ironi­cznych, parodii literackich i teatral­nych, szyderczych apostrof. Epatuje i wyśmiewa, przedrzeźnia i prowo­kuje, jak spróbuje tego kilkadziesiąt lat później w Paryżu Jarry, jak będzie to robił w sto lat później w Polsce Witkacy. Podobna postawa, podobne obsesje, i podobna techni­ka dramatyczna. Ale to później, na razie umiera Goethe, pojawia się telegraf Gaussa-Webera, Balzac za­czyna pisać "Komedię ludzką", na ob­czyźnie powstają "Dziady", "Kordian", "Horsztyński", Musset kończy "Nie igra się z miłością", w Petersburgu od­bywa się premiera "Rewizora", w Pa­ryżu triumfuje Victor Hugo - a w Niemczech student Georg Buchner posyła "Leonce i Lenę" na konkurs wydawnictwa Cotty. Mamy lata trzy­dzieste XIX wieku, nic nas nie po­winno dziwić, Europa podzielona jest jeszcze na komórki. Baśń ironiczno-romantyczna Buchnera o mi­łości księcia Leonce i księżniczki Leny nie spada z nieba, tak jak nie spadł z nieba polski dramat romantyczny, karmiony po prostu tro­chę inną histoyią niż prowincjonalnie-mieszczański grymas szyderczy wściekłych Niemców czy smętna groteska Gogola.

Teatr, jaki proponują Laskowska i Szajna, z pewnością nie jest pocz­ciwym taetrem Schildburgerów. Po­rzucenie dydaktyki zbliża go do Buchnera. Przynajmniej w intenc­jach. Bo realizacja tych zamierzeń teatr od Buchnera zdecydowanie od­dala. Jest po prostu szaleńczą gonitwą za "pstrym kubrakiem". Zabawa Laskowskiej i Szajny, z Dzwonkowskim jako zniedołężniałym królem, Czyżewską i Fettingiem jako parą romantycznych ko­chanków, inteligentnym błaznem Pokory - zabawa ta trafia często obok Buchnera, nierzadko przygłu­sza go, na pewno zaś demaskuje. Machina teatralna rwie wątły, cien­ki i ściszony tekst, który staje się nagle pretekstem do szaleństw te­atru - niczym więcej, z rozpędu zaczyna produkować operę, cofnię­ta poniewczasie trafia na ślepy tor, zderza się z zimną, zdezorientowa­ną, spłoszoną widownią, zaczyna się wtedy obracać na jałowych obro­tach, w końcu staje. Nic dziwnego, że staje. Nie można na dłuższą metę grać Buchnera bez Buchnera, nie wystarcza fascynacja samą formą widowiska dramatycznego, które nic poza tęsknotą za zbuntowanym tea­trem nie wyraża. Buchner buntował się przeciwko swojej epoce, wido­wisko Laskowskiej i Szajny buntuje się przeciwko spoczciwiałemu i ugrzecznionemu teatrowi. Niby słusz­nie i niby szlachetnie: przyrządzano ładunek wybuchowy, potrójna mie­szanka huknęła potężnie i... no tak, i nic. Nie, nie opłaca się robić teatru tylko przeciwko teatrowi. Co zos­tało w Teatrze Dramatycznym bez pudła udowodnione.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji