Artykuły

Oniryczna rekonstrukcja

"Maciej Korbowa i Bellatrix" Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Laźnia Nowa w Krakowie. Pisze Gabriela Cagiel w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Rekonstrukcja spektaklu, a właściwie nowe wystawienie "Macieja Korbowy i Bellatrix" w reżyserii Krystiana Lupy i Tomasza

Węgorzewskiego nie odbierają sztuce czaru. Wydobywają z niej zupełnie inne tony.

Dla Krystiana Lupy to już trzecie spotkanie z młodzieńczym dramatem Witkacego. W1986 roku był spektakl w Jeleniej Górze, później dyplom w krakowskiej PWST w 1993 roku, a teraz powrót do doświadczenia sprzed lat zainicjowany przez samych aktorów (dawnych studentów Krystiana Lupy). Nie może być jednak mowy o zwykłym wznowieniu, bo

Nowe wystawienie "Macieja Korbowy i Bellatrix" nie odjęło sztuce czaru powrót to nietypowy i niełatwy. Nie wszystko jednak układa się w nim "na nie", choć wyzwania podjęli się nieliczni.

Powrót po latach może być tak zawodny jak i pamięć. Na szczęście nie w tym przypadku. Choć pamięć ról, scen i dawnego przedstawienia okazała się niemożliwa do odtworzenia, to projektowi udało się wskrzesić ducha. Może nie jest to już ten młodzieńczy duch dwudziestokilkulatków gotowych na wszystko tu i teraz, ale duch nie mniej frapujący. Podszyty dodatkową goryczą, ironią i doświadczeniem. Może dopiero teraz mogą wybrzmieć te frazy, które 20 lat temu były niedostępne doświadczeniu rozgorączkowanych studentów?

W "Macieju Korbowie i Bellatrix" dziwny niepokój, niejasność, ale i zblazowanie tkają ramy onirycznej rzeczywistości. Każdego z członków grupy Korbowy spowijająjakieś własne lęki, każdy przepracowuje niepokoje. Wydaje się, że jedynie niewinna i nieskażona Cayambe łaknie życia, doświadczeń, do których, jak na księżniczkę zamkniętą w zamku przystało, nie miała dostępu. Obłęd grupy Korbowyją przytłacza. "To nie jest to, czego szukałam. Ja chcę żyć!" - próbuje się wyrwać. Hipnoza, której poddają ją pozostali, okazuje się jednak silniejsza. Machina ruszyła już dawno, nie sposób się z niej wyswobodzić. Na nic tu "szczerość tej dzierlatki", która coraz mniej się podoba.

Dziwnie ta Cayambe (niewinna i diaboliczna Joanna Żurawska-Federowicz) przyciąga sektę uległą Maciejowi. I Maciej (w roli lidera grupy Paweł Deląg) w tej interpretacji niejednoznaczny. Z jednej strony dominuje, z drugiej nie na tyle, zebyjeden z członków nie miał mu bezczelnie powiedzieć: "Maciek, nie mów nic więcej. Jesteś dziś pozbawiony natchnienia w słowach, ponieważ dałeś nam chwilę zupełnie niezwykłą podczas twojego snu". Najciekawiej na-kreślonajest jednak Bellatrbc (przyciągająca Małgorzata Maślanka). To w niej rozgrywa się dramat rozpięty pomiędzy kobiecością a męskością, dominacją a uległością, rzeczywistością a nicością, zobojętnieniem a miłością. Korbowa dziwnie spaja tę grupę hedonistycznych indywidualistów, indywidualnych i grupowych sprzeczności gotowych na poszukiwania nicości.

Akcja sztuki wciąga, momentami bawi, upaja, niepokoi. Zmieniająca się scenografia do spektaklu, w której kluczowe okazują się stoły, kanapy, szkło czy intrygująca konstrukcja okienna z pierwszej części spektaklu, pozostaje w duchu utworu. Subtelnie wykorzystana muzyka uwodzi, a nie przesłania przedstawienia. Podobnie kostiumy, które wydobywają to, co wydobyć powinny. Wreszcie Krystian Lupa, odgrywający - przynajmniej w trakcie premierowego pokazu - zza widowni rolę komentatora ("Ona przewróci się. Przewróci. Zaraz się przewróci. Nie przewróciła się"). Ciekawe to rozliczenie z przeszłością, które widzom daje dostęp do szalonej wyobraźni Witkacego, do rozmyślań, a zarazem otacza ich jakimś dziwnym urokiem. Tego chce się po prostu więcej. Pozostaje pytanie: Drzwi mają być otwarte? Czy zamknięte?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji