Artykuły

"Wozzeck" na polskich scenach

Władza w PRL uznała, że na "Wozzecka" i tak nikt nie przyjdzie, ale na wszelki wypadek nie dopuściła do jego premiery - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Długo musieliśmy czekać na to, aż dzieło Albana Berga [na zdjęciu] pojawi się na naszych scenach. Pierwszą próbę podjął Bohdan Wodiczko, gdy w 1961 r. został dyrektorem Opery Warszawskiej. Był nie tylko znakomitym dyrygentem. Także artystą niebojących się śmiałych wizji, człowiekiem potrafiącym podejmować odważne decyzje, wymagającym wiele od siebie i innych. Wydawał się idealnym kandydatem na dyrektora Opery Warszawskiej, szykującej się do przeprowadzki z tymczasowej siedziby przy ul. Nowogrodzkiej do odbudowanego gmachu Teatru Wielkiego. Nowy dyrektor otrzymał zadanie przygotowania repertuaru godnego wielkiej sceny i zabrał się do jego realizacji z zapałem. Zreformował zespoły, gruntownie odświeżył repertuar, premiery przygotowane za jego kadencji przeszły do historii polskiego teatru, by wspomnieć "Króla Edypa" Strawińskiego, "Zamek Sinobrodego" Bartoka, "Więźnia" Dallapicoli, "Kawalera srebrnej róży" Straussa, "Święto wiosny" Strawińskiego czy "Judith" Honeggera.

Wodiczko doglądał dobiegającej końca budowy, zdążył na przykład jeszcze wprowadzić istotne zmiany w wyglądzie Sali Kameralnej Teatru Wielkiego. Przede wszystkim jednak przygotowywał zestaw premier na inaugurację nowego gmachu. Wśród 10 wybranych przez niego tytułów znalazł się "Wozzeck", a jego reżyserię powierzył Konradowi Swinarskiemu.

Wodiczko, choć robił teatr, o którym w superlatywach pisała europejska i amerykańska prasa, nie doczekał się tej premiery, nie był nawet gościem uroczystości otwarcia Teatru Wielkiego w listopadzie 1965 roku. Kilka miesięcy wcześniej został odwołany ze stanowiska, a "Wozzeck" zniknął z repertuaru, mimo że prace na nim doszły już do pierwszych prób generalnych. - To była wielka inscenizacja, zrobiona całkowicie nowymi dla opery środkami. - wspominał 20 lat później Bohdan Wodiczko. - Po wielu współczesnych przedstawieniach orkiestra i soliści byli przygotowani do wykonywania takiej muzyki. Kiedy po dymisji zapytałem, co będzie z tym spektaklem, usłyszałem, że nie wejdzie na afisz, bo i tak nikt by na to nie przyszedł.

Dwadzieścia lat później dyrektor Teatru Wielkiego W Warszawie Robert Satanowski postanowił do końca doprowadzić to, co nie udało się Bohdanowi Wodiczce. Takie, jak podkreślał, były jego powody sięgnięcia po "Wozzecka". Ale inscenizacji Konrada Swinarskiego nie dało się już wskrzesić. Reżyserem został więc Marek Grzesiński.

Operę wystawiono w polskim przekładzie Bohdana Ostromęckiego i Henryka Czyża. - Tekst w "Wozzecku" odgrywa pierwszorzędną rolę - tłumaczył Robert Satanowski. - Jest wspaniały, przejmujący. Sądziłem, że przekład przybliży widzom tę ludzką tragedię wstrząsającą każdym, kto zdolny jest przeżywać wzruszenia. Dla potrzeb inscenizacji Marka Grzesińskiego ze scenografią Barbary Kędzierskiej zmniejszono widownię. Reżyser zdecydował się bowiem rozegrać akcję w jednej płaszczyźnie, przy stałej, rozbudowanej dekoracji. Zrezygnował z wyraźnego podziału na poszczególne sceny, spektakl grano bez przerw, co zresztą zgodne było z intencjami samego kompozytora, który sugerował ten sposób prezentacji.

Polska premiera odbyła się 14 maja 1984 roku. Wykonawcami głównych ról byli: Jerzy Kulesza (Wozzeck), Anna Malewicz-Madey (Maria), Roman Węgrzyn (Tamburmajor), Dariusz Walendowski (Kapitan), Edmund Kossowski (Doktor). Spektakl zagrano 24 razy, ostatnie przedstawienie odbyło się w październiku 1987 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji