Artykuły

Dno na wyżynach

Po "Jesieni i Zimie" w reżyserii Piotra Tomaszuka we wrocławskim Teatrze Współczesnym mogliśmy obejrzeć kolejną sztukę o skrajnie niezdrowych zachowaniach ludzi poddanych niszczącemu działaniu rodziny. "Komedia bulwarowa, czyli Do dna!" Olivera Bukowskiego w reżyserii Krystyny Meissner doskonale wpisuje się w tradycję sztuk, które można by nazwać "rodzinnymi koszmarami". Scenariusz ich jest podobny: osoby dramatu to małżeństwo z dziećmi, a treść to wymyślne tortury psychiczne, jakie zadają sobie wzajemnie wszyscy uwikłani w ten układ. Taką strukturę mają "Ogień w głowie" Mariusa von Mayenburga, "Legoland" Dirka Dobbrova czy "Zagłada Ludu" Wernera Schwaba. Dramaty te, w których piętnowaniu struktur mikrospołecznych towarzyszy równie bezlitosna krytyka całego społeczeństwa, cieszą się w Polsce dużą popularnością. Wystarczy wspomnieć "Zagładę Ludu" Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie czy "Ogień w głowie" Adama Sroki m.in. w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Jednak, jak zauważył Jacek Kopciński ("Dialog" 11/2000), Bukowski wykracza poza tę poetykę, wprowadza dystans pomiędzy formą dzieła a jego treścią. Meissner pogłębiła ten dystans; poszczególne fragmenty jej spektaklu zapowiada Prezenter (Zbigniew Szymczyk/Mariusz Wilkosz), którego pajacowatość rozbraja i tak już dość ironicznie potraktowany przez autora realizm sztuki.

Akcja "Komedii..." rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: z jednej strony jest to dom państwa Terre, z drugiej slumsy, w których żyją Horst Paschke i Lothar Ackermann. Świetna scenografia Anny Sekuły podkreśla nie tylko przepaść socjalną pomiędzy tymi dwoma światami, ale przede wszystkim odmienne nastawienie ich mieszkańców. I tak dla Horsta (Włodzimierz Maciudziński) i Lothiego (Jerzy Senator), którzy obracają się pomiędzy kąpieliskiem a wysypiskiem śmieci, scena jest wyraźnie za duża. Porozrzucane na niej przedmioty nie tworzą kompozycyjnej całości, przez co przestrzeń ma charakter antyestetycznego bałaganu. Z kolei wnętrze domu państwa Terre jest doskonale zagospodarowane: pozioma linia stołu równoważy ostre i strzeliste kształty krzeseł. Prosty i elegancki garnitur Terrego (Krzysztof Kuliński) dopełnia wymyślne kreacje Iny (Ewelina Paszke-Lowitzsch). Tę specyficzną harmonię, którą, jak się wydaje, zawdzięczamy wewnętrznej równowadze pana domu, podkreśla pogodna muzyka Ludwiga van Beethovena... W jakiś sposób podobnie ma się rzecz z nastawieniem postaci do świata. Horst chce na swoją marną egzystencję i upokorzenia patrzeć "z Syriusza", więc ucieka w filozofowanie. Z kolei sfrustrowany zdradą żony i pocieszający się gumową lalką Monisią Lothar nie robi nic, żeby zmienić swą sytuację. Za to gotów jest bronić swoich praw czy raczej ich namiastek, czego dowodzi spór z właścicielem strzelnicy. W przedstawieniu jednak widać, że bohaterowie zdają sobie sprawę, jak żałosne są ich postawy. Monologi Paschkego, pretendujące do miana ludowych czy raczej bulwarowych mądrości, są w gruncie rzeczy czczą paplaniną. Ackermann, miotający się po scenie w różowych spodniach od dresu, demonstruje jedynie swoje bezsilne oburzenie. Ich jednostajne życie zmienia się diametralnie, kiedy Horst dopuszcza do śmierci skrajnie zepsutego przedstawiciela złotej młodzieży Thomasa Terre (Wojciech Kuliński) w rurze zasysającej. "Odessałeś z powierzchni tę kupę gówna, tak, jak odsysasz psie gówienka" - komentuje przerażony Lothar. Śmierć bogatego erotomana inicjuje walkę na dwóch frontach: Paschke mający pretensje do całego świata stara się zmienić swoją sytuację najpierw przez uzyskanie okupu, potem przez zrobienie zamieszania, podczas gdy państwo Terre usiłują za wszelką cenę udawać, że nie stało się nic złego.

Dla małżonków główną linią obrony przed rozpaczą jest ucieczka w skrajnie skonwencjonalizowane i zrytualizowane życie. W tym przejawia się ich słabość. Jednocześnie jest Terre fizycznym sadystą, który siłą płynącą ze swojej pozycji społecznej potrafi zmusić Inę do uległości. Najbardziej przerażającym tego wyrazem jest oralny gwałt, jakiego się na niej dopuszcza. Ona jednak, mimo zdecydowanych deklaracji, nie może i nie chce odejść od męża - zbyt lubi go zadręczać. Ten wielopiętrowy system wzajemnego upokarzania jest podstawą związku dwojga ludzi; jego odgrywanie to niewątpliwie najlepsze i najbardziej wstrząsające sekwencje przedstawienia.

W warstwie treściowej jest więc dramat Bukowskiego niewątpliwie tragedią - tragedią nędzy i beznadziejności z jednej, a koszmarem perwersji, do których prowadzi bogactwo, z drugiej strony. Jednak w warstwie teatralnej zbliża się do formuły "Opery żebraczej". Przeobrażenie zwykłych ludzi z marginesu w terrorystów, demonstracja małżeństwa, które się nienawidzi i w tym znajduje sens i radość życia, i w końcu ostatni akord przedstawienia - wypadający z lodówki trup, który, jak prorokował Ackermann, faktycznie wszystkich przeżył, czynią z tej tragedii właśnie "Komedię bulwarową". Co wcale nie znaczy, że tytułowe dno staje się niewidoczne, nawet jeśli umiejscowione jest na społecznych wyżynach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji