Panorama wydarzeń
Tadeusz Bradecki przygotowuje w Teatrze Narodowym prapremierę nowej sztuki Tomasza Łubieńskiego. - "Ostatni" to Polaków portret własny - zapowiada reżyser.
Tomasz Łubieński, dramatopisarz, poeta i krytyk literatury, autor m.in. biografii "M jak Mickiewicz" w "Ostatnim" zajmuje się najnowszą historią Polski. Losy Eustachego, ostatniego właściciela majątku Różampol, są pretekstem do opowiedzenia o zawirowaniach historii czy, jak pisze sam autor, o "nieludzkiej komedii historii."
- Tekst jest z pozoru ateatralny. Przypomina raczej scenariusz filmowy - mówi Tadeusz Bradecki. - Są tu strzępki postaci, fragmenty dialogów, trudne do przeniesienia na scenę. Jak zbudować wiarygodną postać, która mówi dwa zdania i znika? Ale mimo tej nietypowej konstrukcji mamy tu panoramę wydarzeń historycznych. Pamięć jednego człowieka staje się filtrem, przez jaki Tomasz Łubieński opowiada 50 lat z życia Polaków.
Reżyser zachwyca się językiem dramatu. - Pan Tomasz naśladuje naszą potoczną mowę, w której nie zawsze dbamy o interpunkcję i gramatykę. Te kolokwialne frazy u niego dźwięczą jak poezja.
"Ostatni" został napisany na zamówienie Teatru Narodowego. - Autor dał mi pełną swobodę. Ale nie korzystamy z niej, jesteśmy wierni tekstowi - zapewnia Tadeusz Bradecki. - Poprosiłem pana Tomasza, żeby przyszedł na próbę. Co sobie pomyślał? Nie wiem. Jest wzorem dyskrecji. Trzyma za nas kciuki.
Fotografie stryja Eustachego
Dorota Wyżyńska: Jest 17 września 1939 r. Późne popołudnie. W pałacu w Różampolu, jak zwykle o tej porze, podwieczorek. Wokół tarasu piękne róże - specjalność majątku. Słychać odgłosy z frontu. Dzieci bawią się w wojnę. Kawa, ciasteczka, rozmowy. Wszyscy ustawieni jak do fotografii. Gdyby Pan mógł opowiedzieć o tej fotografii.
Tomasz Łubieński: Na pierwszym planie pan w średnim wieku - Eustachy, głowa rodziny, tytułowy ostatni. Dalej jego kuzyni, kuzynki, rezydenci, goście, których przygnała tu wojna. ,,Po co robimy to zdjęcie?" - pyta jeden z bohaterów. Czyżby fotografia miała być ostatnim śladem po tym, co nieuchronnie odejdzie? Stop-klatka - zatrzymujemy obrazek z życia na krótko przed końcem świata. Opowiadano mi, że 17 września 1939 roku ludzie mieli przeczucie końca. Bohaterowie rozmawiają o tym. Za chwilę w tej scenie, przynajmniej w tekście, zjawią się obce czołgi. Tak zaczyna się moja sztuka. A fotografie rodzinne? Wtedy, choć były czymś naturalnym, miały też sens metafizyczny. Zatrzymywały czas. Robiono je z okazji imienin, ślubów, pogrzebów. Dzisiaj kręci się z takich okazji filmy wideo. Pozostawiają dla wyobraźni niewiele miejsca.
Do wspólnej fotografii bohaterowie Pana sztuki staną jeszcze raz...
- ...50 lat później. Ale próba powtórzenia fotografii rodzinnej na tle dawnego pałacu jest już niemożliwa. Nie ma powrotu do tamtego świata. To nieporozumienie, sytuacja sztuczna. To się nie uda.
Co dla tytułowego bohatera, stryja Eustachego, znaczyły te lata między pierwszą a drugą fotografią?
- Jego życie gwałtownie się zmieniło, ale - paradoksalnie - mimo upływu tych 50 lat odmłodziło go. Zresztą mój bohater się w ogóle nie starzeje. Przeszedł wejście Armii Czerwonej, okupację niemiecką, wysiedlenie z pałacu, pokusę powrotu do tego miejsca, tego życia, ale już na innych zasadach. Odczuł, co znaczy degradacja społeczna. Zamieszkał w skromnym mieszkaniu w bloku. Doczekał przełomu 1989 roku i nowej rzeczywistości. Rzeka historii popłynęła dalej, kilkakrotnie skręcając.
Różampol, róże - specjalność majątku i Rózia. Dlaczego tak dużo róż?
- Moja rodzina od kilku pokoleń zajmowała się różami. Hodował je mój dziadek, jeden ze stryjów na praktyce w Szwajcarii uczył się pielęgnacji róż. Mieszkańcy wsi, która należała do mojego dziadka, nadal zajmują się różami i szkółkami drzew owocowych. To taki miły spadek po moich bliskich, tradycja mojej rodziny.
Znajdziemy w "Ostatnim" więcej elementów autobiograficznych? Będą fotografie z Pana archiwum rodzinnego?
- W tej sztuce klucz autobiograficzny nie działa dosłownie. Na przykład 17 września 1939 roku moja rodzina nie znajdowała się na linii spotkania wojsk niemieckich i radzieckich, a więc u nas na tarasie nie mógł się rozegrać podobny obrazek. Sam też nie występuję w sztuce. Jeżeli, to jako małe dziecko w wojennym epizodzie. Ale bardzo wiele szczegółów z życia moich krewnych czy znajomych znalazło się w dramacie. Z upływem czasu, im bardziej wszystko się oddala, im bardziej staje się niedostępne, tym chętniej chcielibyśmy to poznać, odkryć. Mam coraz większą świadomość, że pewnych tajemnic już nie poznam, bo odeszły razem z moimi umarłymi. Mówiąc w dwóch zdaniach: sztuka powstała z pamięci, odzyskuję ją częściowo i przetwarzam. Opowiada o życiu prywatnym, w które wchodzi brutalnie historia.