Artykuły

Otello - Maur z Wenecji

ZNAKOMITA twór­czość genialnego stratfordczyka Wil­liama Szekspira posiada tę znamienną ce­chę, że każda epoka znajdzie w niej coś dla siebie szczególnie cenne­go. Nie jest wcale przy­padkiem, że tak modne w XIX stuleciu dramaty wielkich namiętności w ro­dzaju "Romea i Julii" lub "Otella", są dziś grane rza­dziej, natomiast fascynują współczesną widownię wiel­kie dramaty "serii królew­skiej" - "Makbet", "Ry­szard III" i inne. Popular­ność niektórych dramatów w ubiegłym stuleciu spowo­dowała dokonanie kilku przeróbek "modnych" wówczas wielkich utworów Szekspi­ra na tak popularne wówczas - w swoim klasycznym pojęciu budowy i inscenizacji - dzieła ope­rowe. Tak się też stało z "Otellem". I jeżeli wysłu­chać całej muzyki, jaką skomponował Giuseppe Ver­di do tego dramatu, bez wątpienia zachwycić musi jej wierne oddanie nastrój i dramatu Otella. Pod wzglę­dem warsztatu kompozytor­skiego przyznać trzeba ra­cję tym wszystkim, którzy uważają, że utworem tym 74-letni Verdi wszedł w szczytowy etap swych umiejętności, z niebywałą łat­wością operując wszystkim, co w kompozycji muzycznej przyniosła operze tamta epoka.

Niestety - niosąc z sobą nowoczesny (na owe czasy) powiew w dziedzinie muzy­ki, opera XIX-wieczna na­suwała pewne nieznośne konwencje scenicznych roz­wiązań i konstrukcji dra­maturgii libretta operowego. W wyniku tych operacji, pokonanych przez pana Arrigo Boito, narodziło się libretto prymitywizujące dzieło szekspirowskie, upraszczające zarówno intrygę jak i spłaszczające całą tragedię ludzkich namiętności. Otello szekspirowski nie morduje bowiem Desdemony z pobudek niskich, w wyniku urażonej ambicji własnej, lecz zbrodnia stanowi finał obłędnej miłości do pięknej wenecjanki, dodajmy - obłędnej miłości, w którą popadł ów piękny Maur, znany w Wenecji z licznych miłostek. Szekspirowskie postacie są również krańcowo różne od papierowych rólek ustawionych przez pana Arrigo Boito. Nic na to jed­nak nie poradzimy. Z Szek­spira pozostaje ostatecznie tytuł, pewne ogólne elementy konfliktu i... muzyka, bo Verdi zrozumiał dramat Otella lepiej niż pan Boito. Szacunek dla Verdiego i Szekspira, wyrażony przez staranne przygotowanie muzyczne opery - co jest dziełem gościnnie występujące­go w Gdańsku Siegfrieda Kohlera - zaważył zasad­niczo na sukcesie premie­rowym, na którym dyrygo­wał orkiestrą sam kierow­nik muzyczny. Jedyna uwa­ga, nasuwająca się w sto­sunku do opracowania mu­zycznego na premierowym spektaklu, to chyba zbyt ostre poprowadzenie orkie­stry, co zamaskowało sub­telności włoskiej melodyjności Verdiego na rzecz elementów iście wagnerowskiego brzmienia. To prawda - Verdiego fascynował wów­czas Wagner, ale chyba nie do tego stopnia! Jest to jed­nak uwaga marginesowa, która raczej zwraca uwagę na specyfikę interpretacji natomiast rzecz ma się ina-czej z obrazem scenicznym. Reżyser Herman Wedekind był już bardziej wierny li­brettu, niż Szekspirowi przez co główna postać dramatu, Otello, wypadła nie

jako kochliwy Maur z We­necji, lecz prymitywny, chorobliwie zazdrosny satrapa o uczernionym obliczu. Jak powiedziałem - można to tak wprawdzie odczytać z libretta pana Boito, ale to już dalekie od szekspirow­skiego pierwowzoru. W do­datku aktor, grający rolę Otella - Franciszek Warecki czynił wszystko, aby postać Maura pozbawić cech romantycznego, nieszczęśliwego, obłędnie zakochanego męża. Ratowały tę nieszczęśliwą koncepcję walory głosowe Wareckiego. Dlatego należało całość raczej traktować jako oszczędnie wyreżyserowany koncert w kostiumach, niż śpiewaną akcję dramatyczną. W roli Jago wystąpił aktor o dużej ekspansywności głosu i modelunku postaci, cieszący się od czasu kapi­talnej roli w "Opowieściach Hoffmanna" wielką sympa­tią publiczności - Włady­sław Malczewski.

Dramat operowy Otella zamknął Boito w ramach tych dwóch postaci męskich oraz Desdemony. Reszta obsady stanowi dopełnienie fabuły scenicznej i muzycz­nej. Są to Emilia (Anna Bartoszyńska), Cassio (Józef Figas), Lodowico (Jerzy Szymański), Montano (Kazi­mierz Sandurski), Rodrigo (Franciszek Kokot) i Herold (Paweł Trzebiatowski).

Desdemonę zostawiłem na koniec, bo znakomita - wokalna i aktorska - interpre­tacja tej roli przez Urszulę Szerszeń-Małecką warta jest najwyższego uznania, a co ważniejsze stanowi dalszy etap rozwoju tej wręcz zna­komitej artystki, prawdziwego skarbu, jaki znalazł się w Operze Bałtyckiej. Subtelność i oszczędność gestu oraz szlachetne brzmie­nie głosu to walory, które w dużej mierze wyrównały wszystkie nierówności spek­taklu.

Chór nieco dziwnie ustawiony został w stosun­ku do orkiestry, a realisty­czna konwencja gestu (przyjęta ogólnie w inscenizacji) kolidowała wyraźnie z rytmiką pochyleń całego zespołu - bardziej gimnastyczną niż ekspresywną. Dekoracje (Wolfgang Dahm) konwencjonalne i oszczędne w rysunku i barwie, niekiedy aż zbyt oszczędne.

Premierą "Otella" Opera Bałtycka uwieńczyła swoją działalność w bie­żącym roku i znalazła się w połowie sezonu opero­wego 1967/68.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji