Polaków teatr poczciwy wg Kiliana
- Komedia obyczajowa wpisana w "Krakowiaków " i próba odnalezienia tego, co ponadczasowe - to nas interesuje - mówi reżyser Jarosław Kilian przed premierą "Cudu albo Krakowiaków i Górali" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie.
Młodzi śpiewacy wcielą się w swoich rówieśników w sztuce sprzed ponad dwustu lat. W piątek w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej premiera "Cudu albo Krakowiaków i Górali". Reżyseruje Jarosław Kilian, wystąpią adepci programu Akademia Operowa.
Wodewil ze słowami Wojciecha Bogusławskiego i muzyką Jana Stefaniego wystawiono w Teatrze Narodowym w 1794 roku. Bogusławski, aktor, reżyser, dramatopisarz, dyrektor tej sceny, obsadził siebie w roli studenta Bardosa, który swoją wiedzę i mądrość wykorzystuje do zażegnania konfliktu między krakowiakami i góralami, uruchamiając maszynę elektryczną. Okazją do jej wznowienia po 22 latach na scenie Opery Narodowej jest 250-lecie teatru publicznego w Polsce. "Cud..." zobaczymy w wykonaniu adeptów Programu Kształcenia Młodych Talentów "Akademia Operowa", zarówno śpiewaków, jak i muzyków grających na instrumentach historycznych, którzy wystąpią pod dyrekcją Władysława Kłosiewicza.
Rozmowa z Jarosławem Kilianem, reżyserem
Anna S. Dębowska: U Bogusławskiego krakowiacy i górale sięgają po broń. Miał pan pokusę pokazania na scenie dzisiejszej Polski skłóconej i podzielonej?
Jarosław Kilian: Bywała jeszcze bardziej niż teraz podzielona i skłócona. Nie musimy pokazywać kiboli, lemingów albo moherowych beretów, aby inteligentny widz zrozumiał aluzję. Taka "dzisiejszość" wydaje mi się nieco tandetna, zamieniłaby tę sztukę w jakiś podejrzany kabaret.
Komedia obyczajowa wpisana w "Krakowiaków " i próba odnalezienia tego, co ponadczasowe - to nas interesuje. Bogusławski proponuje "teatr poczciwy", czyli opowieść serdeczną i dobrą, patrzy na ludzi z łagodnością, poczuciem humoru, wybacza ułomności. Podczas prób często rozmawiam z młodymi artystami Akademii Operowej o tym, że w dzisiejszych czasach przyzwyczailiśmy się do bycia ironicznymi, ponieważ jeśli tak się nie zachowujemy, możemy zostać uznani za słabych. W "Cudzie " urzeka mnie właśnie prostoduszność, która - wbrew temu, co się współcześnie uważa - jest oznaką siły i pewności siebie.
Co atrakcyjnego jest jeszcze w tej sztuce?
- Obrosła mitem założycielskim teatru polskiego i dwóch inscenizacji Leona Schillera, ale nie bez powodu była zawsze bardzo lubiana przez publiczność. Istotą rzeczy jest w naszym przypadku konfrontacja pewnego mitu teatralnego, tradycji sięgającej końca XVIII wieku z najmłodszymi wykonawcami, których średnia wieku wynosi 22 lata. Ale też konfrontacja z wizją Bogusławskiego, który pragnął uczynić z włościan obywateli. Podjął próbę budowania społeczeństwa obywatelskiego.
Co było wyzwaniem dla młodych wykonawców?
- Wielką trudność nawet doświadczonym aktorom sprawia dziś mówienie gwarą i wierszem: 11- i 13-zgłoskowcem. W miarę wgłębiania się w to, co jest rytmem wiersza, zespół zaczął rozkoszować się średniówką, akcentem w klauzuli i pojmować sens tekstu. Bo jest w nim i umowność teatralna, i głębsze znaczenie - prawda o Polakach.
W "Cudzie " pojawia się ciekawy wątek "feministyczny": bardzo śmiało poczyna sobie pani Dorota względem Stacha.
- W tej sztuce są fantastyczne kobiece role. I Dorota, i Basia to są baby z krwi i kości, którym szumi pod spódnicą. One też mają prawo do wolności, aria Doroty jest właściwie songiem równouprawnienia seksualnego. I to też jest część wówczas trochę utopijnej, oświeceniowej wizji równości i wolności.
Premiera piątek 13 marca, godz. 19.30, Teatr Wielki - Opera Narodowa