Artykuły

Jatki w pełnym świetle

Tragiczne dzieje losu Atrydów były na naszych scenach wystawiane w ujęciu Ajschylosa. "Elektrę" Sofoklesa, przetłumaczoną (przez Antoniego Liberę i Janusza Szpotańskiego) potoczystym, współczesnym językiem, wyreżyserował w warszawskim Teatrze Dramatycznym Krzysztof Warlikowski. Przedstawienie jest dziwne - tyleż intrygujące, co irytujące, tyleż piękne, co odpychające.

Bezpośredni wpływ na odbiór całości miała ekspozycja, w której reżyser wprowadził efekt "żywych obrazów". Nieruchomo stojąca Danuta Stenka jako Elektra silnym głosem - nabrzmiałym na przemian to bólem, to nienawiścią - streszcza dzieje swego rodu, który przy królewskiej władzy utrzymuje się dzięki nieustannemu przelewowi krwi. Przy jej słowach, że brat występuje przeciw bratu, unosi się kurtynka wewnątrz sceny. Trzech stojących obok siebie osobników, upozowanych na mafiosów, przesłoniętych jest pasmem białego płótna. Zacznie ono z nagła nasączać się na czerwono przy środkowym z "braci". Kolejny "żywy obraz" przedstawia ubranego w czarny garnitur i kapelusz gangstera, trzymającego w wyciągniętej ręce za nóżki bladą lalkę, symbolizującą niemowlę. Inna scenka to leżące na stole ciało, spowite w biały całun, przez który malowniczymi pasmami zacznie przesączać się krew. Będzie także ubrana w krwistoczerwoną suknię Jadwiga Jankowska-Cieślak jako Klitajmestra z mieczem wzniesionym do ciosu nad... białą wanną. A wszystko to wydobyte pełnym światłem z półmroku, w którym swą boleść wykrzykuje Elektra.

Nie miałbym nic przeciw zamiłowaniu reżysera do jaskrawych, komiksowych efektów, gdybym w nich zobaczył jakiekolwiek artystyczne usprawiedliwienie. Dostrzegłem jedynie tautologię i, niestety, kicz. Niesmak wywołany początkowymi scenkami nie opuścił mnie do końca spektaklu, mimo że na scenie działo się później wiele interesujących rzeczy.

Przedstawienie miało odrobinę klimatu misteryjnej tajemniczości, dzięki dobrej pracy chóru oraz odgrywanej "na żywo" muzyce. Giorgio Strehler wspomniał podczas pobytu na V Festiwalu Unii Teatrów Europy w Krakowie, że Krzysztof Warlikowski skarżył mu się, iż ma kłopoty z chórem. Doradził mu maksymalną prostotę w kostiumie i w słowie, żeby nie było niepotrzebnej emfazy. Reżyser zastosował się. Szkoda, że nie uczynił tego również w odniesieniu do pozostałych elementów spektaklu.

Przesada uwidacznia się, niestety, także w grze Danuty Stenki. Jej czysty i mocny głos docierał do widzów bez przeszkód, dopóki nie stał się krzykiem. Paroksyzm rozpaczy może się, oczywiście, wyrażać nawet wrzaskiem. Rzecz w zachowaniu proporcji. Ból za długo artykułowany krzykiem staje się nie tylko mało czytelny, ale i niewiarygodny, gdyż w głosie zaczynają brzmieć sztuczne nuty. To zresztą jedyne rysy na ciekawie poprowadzonej przez Stenkę roli Elektry.

Aktorka wychodziła zwycięsko z "pojedynków" ze swymi scenicznymi antagonistkami. Siostrę Elektry, Chrysotemis grała Małgorzata Rudzka, która ma zamiłowanie do sterowania uwagą widzów poprzez stopniowe ściszanie głosu. Kiedy pojawia się i zaczyna mówić, na widowni robi się cicho, jak makiem zasiał. Tym razem jednak Rudzka stanowczo przesadziła - połowa jej tekstów w ogóle nie dochodziła do uszu widzów, nerwowo z tego powodu wiercących się w fotelach.

Rozwiązanie konfliktu - mord dokonany na Klitajmestrze i Egistosie (Grzegorz Wons) rozegrany został w czerwonej tonacji z Orestesem (Mariusz Bonaszewski) paradującym w koszuli ociekającej krwią. A wszystko to w pełnym świetle nisko podwieszonych rzędów reflektorów.

Mroczna tragedia o niemożności ujścia przeznaczeniu stałą się w spektaklu Warlikowskiego opowieścią o krwawych jatkach. Jawnie pokazywanych, jak w zestawie współczesnych telewizyjnych "newsów" - tyleż intrygujących, co irytujących i tyleż pięknych, co odpychających. Jak życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji