Zwariowany, śmieszny i bardzo mądry teatr
"Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" Joanny Szczepkowskiej w reżyserii autorki w Teatrze łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Autorski spektakl Joanny Szczepkowskiej w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa to rewelacja.
"Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" jest ukłonem w stronę farsy z typowym nagromadzeniem zabawnych zbiegów okoliczności. Ale i mistrzowskim pastiszem teatru Krystiana Lupy, Pawła Demirskiego, Moniki Strzępki i Doroty Masłowskiej. Szczepkowska, bawiąc się nowymi konwencjami, jednocześnie występuje w kontrze do nich: broniąc swojego pokolenia i tradycyjnie pojętej sztuki.
Od czasu, kiedy pokazała pupę Lupie i zdefiniowała się jako pogromca homolobby, dla liberałów stała się prawicową awanturnicą, dla prawicy - fantastyczną zdobyczą, bo przecież długo pisała do "Gazety Wyborczej". Wszystkie związane z tym afery, które są w kulturze odzwierciedleniem chorego, dwubiegunowego układu polskiej polityki, sprawiły, że przestała być uważana za artystkę, tylko za społeczną aktywistkę. Cieszę się więc, że potwierdziła wielką klasę jako dramatopisarka, aktorka i reżyserka.
"Starą sraczką" nazywa ją w "Pelci" Piotr (znakomity Jan Jurkowski), półsierota i muzyk grupy Rękaw Wariata, interpretujący klasykę w nowym stylu. I brnie po uszy, z czego robi się zwariowany teatr.
Szczepkowska gra Martę Morską, cudowne dziecko epoki PRL i gwiazdę pianistyki, a więc niemal personę ze spektakli Lupy z biografią zakorzenioną we wczesnej roli aktorki w filmie "Con amore". Morska wegetuje dziś w liszajowatym mieszkanku, z tajemniczą Pelcią za drzwiami, która uosabia, niczym babcie w sztukach Masłowskiej, dawną szlachetność, ale i martyrologię wojny, powstania, Holokaustu. A może Pelci w ogóle nie ma! Morska żyje w świecie wymyślonym. Dziwacznym, ale oswojonym, który amortyzuje piekło nowoczesności.
Pewne jest to, że Morska nie ma fortepianu, bo zabrał go komornik na poczet niezapłaconych rachunków. W domu ostały się tylko herbatniki z lat 60., a Piotr nie ma jak podładować telefonu komórkowego, bo wszystkie kontakty zostały odcięte.
Szczepkowska z wielkim wyczuciem teatru, opartego na metaforze i skrócie, zbudowała absurdalne monologi i dialogi. Wyziera z nich konflikt pokoleń, obyczajowości i stylu życia.