Nieudana przeróbka
Utwory literackie, starające się odsłonić i ukazać oblicze kapitalizmu, a zwłaszcza jego wpływ na człowieka, cieszą się u nas niesłabnącym zainteresowaniem. Dziś jeszcze, choć są to już autorzy epoki minionej lub mijającej, wielką poczytnością cieszą się u nas ze względu na swe demaskatorstwo nie tylko Upton Sinclair, ale również Sinclair Levis, Steinbeck, w pewnym sensie Szalom Asch, który ukazywał straszliwy, bezlitosny los emigracji amerykańskiej, usiłującej za wszelką cenę zachować strzępy choćby odrębności europejskiej. Jeżeli chodzi o dramaturgię to ogromny sukces Artura Millera płynie niezawodnie również stąd, że zarówno w "Śmierci komiwojażera" Jak w "Widoku z mostu" demaskuje on wilczy, okruty, bezlitosny kapitalizm.
Do demaskatorów stosunków amerykańskich należy także znany prozaik Robert Penn Warren. Książka jego "Gubernator" stała się bestsellerem, ponieważ autor w sposób jaskrawy i bezkompromisowy ukazał tajemne sprężyny, kierujące systemem amerykańskim. Warren nie poprzestał na powieści, przerobił swego "Gubernatora" na utwór sceniczny. Ze sztuką tą, zatytułowaną "Will Stark" zaznajomił nas niedawno warszawski Teatr Dramatyczny. Niestety przeróbka nie udała się. W odróżnieniu od prozy powieściowej teatr nie może być bowiem tylko narracją, poza tym przy czytaniu powieści ogromną rolę gra fantazja czytelnika, sprowadzona w teatrze niemal do zera. Wreszcie sprawa wątku scenicznego. Udowadnianie w ciągu kilku godzin, że władza, majątek i godności zdeprawować potrafią nawet człowieka, który był za młodu wcieleniem uczciwości i przyzwoitości, może być tematem nadającym się dla czytelnika, ale w teatrze jest elementem wyświechtanym, nudnym i banalnym. Poza tym autor, który powołał do życia aż dwóch straszliwie gadatliwych narratorów przedstawia zbrodnicze machinacje, w które jak w grzęzawisko wpada po uszy gubernator Will Stark, w sposób mglisty i niewyraźny.
Przepaść między widownią 1 sceną pogłębił jeszcze reżyser Ludwik Rene. Rozegrał całą rzecz, żeby tak powiedzieć, w niebiosach, na koturnach, w blaskach reflektorów. Chwilami ma się wrażenie, że zarówno pan gubernator jak i jego otoczenie snują się nie bardzo wiadomo w jakim celu po skąpo oświetlonych rusztowaniach.
Jan Świderski w roli tytułowej dał jeszcze jedną kreację, będącą rezultatem wielkiej techniki aktorskiej i dużej inteligencji. Niestety jego Will Stark pozbawiony jest serca i ciepła, co daje się jaskrawo odczuć w tych scenach, w których mamy przed sobą młodego, czystego chłopca marzyciela. Spośród reszty licznych wykonawców, z których większość sprawia wrażenie, jak gdyby brała udział w jakimś antykapitalistycznym misterium, zabłysnął w mikroskopijnej rólce małego, plugawego szantażysty Aleksander Dzwonkowski. Jedyna to postać w sztuce, w stosunku do której widz jest ciekaw, jak ten człowiek wygląda u siebie w domu, jak naprawdę żyje, co sobie o różnych rzeczach myśli.