Artykuły

Warszawski "Nosorożec"

Z dużym opóźnieniem przy­wędrował wreszcie "Nosorożec" do stolicy.Ionesco znany był dotąd polskim widzom jedynie z "Krzeseł" i to w realizacjach,które szły jeszcze dalej od autora w jego poetyce "antyteatru",zrywające­go z tradycją dla sceny rozbudo­waną anegdotą,iluzyjnością,tre­ściami poznawczymi,stawianiem czy nawet rozwiązywaniem w ar­tystycznym kształcie pewnych problemów ideowych, filozoficznych,społecznych,moralnych. Dlatego słusznie wywodziło się awangardowy teatr francuski lat pięćdziesiątych od dramatycznej twórczości i teatralnej estetyki i poetyki naszego Witkacego,pre­kursora "teatru czystej formy".

Inne utwory sceniczne Ionesco znane były jedynie małym kręgom ludzi teatru - bądź z lektury czy kameralnych "teatrów propozy­cji",bądź z paryskich przedsta­wień(m.in. grupa polskich kry­tyków podczas swego pobytu w Paryżu w 1959 r. obejrzała w tea­trzyku "Huchette" grane tam wówczas od trzech lat dwie jed­noaktówki - "Łysą śpiewaczkę" i "Lekcję", o czym informowałem swego czasu Czytelników).

"Nosorożec" jest zupełnie nową kartą w twórczości autora "Mor­dercy bez poborów". Zwolennicy czy fanatycy jego sztuk poprzed­nich uznali tę sztukę za odejścia Ionesco od dotychczasowych za­łożeń twórczych,za "zdradę" jego poetyki teatralnej,za krok wstecz w rozwoju "awangardowego tea­tru". Bo "Nosorożec" jest - przy pewnej umowności - sztuką nie­mal realistyczną,więcej: sztuką "zaangażowaną" i "angażującą", sztuką o wyraźnie sprecyzowanej idei naczelnej,o czytelnej meta­forze. Pisaliśmy o niej obszerniej z okazji jej polskiej prapremiery w Teatrze "Wybrzeże" w 1960 r.,więc tylko bardzo krótko przy­pomnijmy jej treść i problematy­kę. W pewnym miasteczku francu­skim pojawia się na ulicach noso­rożec,potem drugi,trzeci. W bar­dzo krótkim czasie liczba ich za­czyna się mnożyć. Coraz więcej ludzi,nawet ci,którzy początko­wo zdecydowanie potępiali to zja­wisko,pod wpływem różnych po­budek (zafascynowani brutalnością i siłą zwierzęcia,jego bezwzględ­nością,kolorem skóry,jego nie­zwykłością,inni z poczucia fałszy­wie pojętej gromadnej "solidarno­ści",jeszcze inni z pobudek oportunistycznych,a chyba najwięcej - powodowani bezkrytycznym "owczym pędem" i ogarnięci zbiorową psychozą przekształcają się,z większym lub mniejszym udzia­łem świadomości i moralnej apro­baty - w nosorożce. Tylko jeden jedyny człowiek w mieście nie ulega tej obłędnej, stadnej meta­morfozie: to urzędnik Beranger,najmniej zdawałoby się predestynowany do przeciwstawienia się temu obłędowi,człowiek pozornie słaby,alkoholik,abnegat. Pozostaje do końca człowiekiem(mi­mo rozterek i chwilowych zała­mań)nawet wówczas, gdy "nosorożeją" jego najbliżsi przyjaciele i jego ukochana Daisy.

W wielu krajach sztukę tę od­czytano jednoznacznie,jako skró­tową syntezę genezy i źródeł zwycięstwa hitlerowskiego faszyzmu w Trzeciej Rzeszy. Po paryskiej premierze sztuki wielu krytyków,w tym również i lewicowych,do­szukiwało się wieloznaczności,za­mazując przejrzystość metafor,co spotkało się z ostrą repliką m.in.wybitnego krytyka - Elsy Trio­let. Sam autor nie wypowiadał się wyraźnie w tej sprawie,dopiero zamieszczona w obecnym progra­mie teatralnym jego rozmowa z polskim krytykiem A.Grodzickim nie pozostawia wątpliwości co do intencji utworu.

"Wielokrotnie w mym życiu zadziwiało mnie to - powiedział Ionesco - co można by nazwać prądem opinii,nagłą zmianą,któ­rą on wywołuje,siłą zarażania,mającą charakter istnej epidemii. Najjaskrawszym i najstraszliw­szym tego przykładem był hitleryzm w Niemczech (...) Wprowadziłem na scenę nosorożce. Jest w tym nawiązanie do świeżej tradycji surrealizmu i do dawnej tra­dycji średniowiecza. Tutaj służy to oczywiście innym celom,służy do zobrazowania pewnej idei...".

Jasno,wyraźnie. Było to też wskazówką dla realizatorów ostat­niego warszawskiego przedstawie­nia. Znalazło swój wyraz w opra­wie scenograficznej i akustycznej,w pewnych gestach,w klimacie przedstawienia. Zastrzeżenia i wątpliwości budzi jedynie rola przyjaciela Berangera,Jana. Jego przekształcanie w nosorożca ukazane jest zbyt naturalistycznie,dosłowność jest tu na pewno zbęd­na, zwłaszcza przy założonej a czytelnej umowności sztuki. Ak­torsko jednak rola ta jest nie­wątpliwie sukcesem WIESŁAWA GOŁASA(gra z nim na zmianę Józef Nowak).

Tytułową rolę Berangera gra JAN ŚWIDERSKI świadomie stara się nie eksponować tej postaci,buduje ją z dużą prostotą, jest bardzo "ludzki",ściszony. Nie stara się "poprawiać" czy dopra­cowywać autorskiej wersji kreo­wanej postaci,chociaż być może chciałoby się,by jej manifestacja człowieczeństwa była nie wynikiem konieczności,jakiegoś aprio­rycznego wewnętrznego musu,lecz aktem świadomego,filozoficz­nie i moralnie umotywowanego wyboru. Jednak o to można mieć żal czy pretensję tylko do auto­ra. Ale Ionesco nie miał zamiaru napisania dramatu Berangera,chciał jedynie - jak powiedział we wspomnianym wywiadzie - "zobrazować pewną ideę",chciał "zobrazować nie walkę Berange­ra,ale przemiany jego ziomków, ten proces zarazy umysłowej".

Aktorsko i inscenizacyjnie przedstawienie jest zresztą nie­równe - najlepszy akt trzeci,słaby i jakoś nieporadnie prowadzo­ny akt pierwszy,scenografia zbyt natrętna. Przedstawienie - w kontekście sytuacji w NRF i prze­jawów odradzania się neofaszyzmu w innych krajach kapitali­stycznych - znajduje świeży,ak­tualny rezonans. Trzeba je ko­niecznie zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji