Artykuły

Reżyser ma skojarzenia

"Dziady" w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

I

Pamiętam z dzieciństwa taki jeden ładny wierszyk: "Balon rośnie, że aż strach, przebrał miarę, no i trrrach!". Rozpływały się te nasze kulturalne elity w zachwytach nad poznańskim dziełem Rychcika pod tytułem "Dziady". Nawet lokalne serwisy (np. opolskie) tworzyły peany na kilka lub więcej akapitów. Naczyta się i nasłucha człowiek takich opinii i aż mu głupio, gdy nagle ma okazję zmierzyć się z tym hołubionym dziełem i pozostaje na jego cudowny urok całkowicie obojętnym. Trochę to tak, jak we wspomnianym wierszyku - balonik pęka z hukiem i na dodatek okazuje się być pusty w środku.

II

Przede wszystkim rzuca się w oczy sposób, w jaki Rychcik pociął i przepisał te biedne "Dziady". Dedykacja z III części ("Janowi Sobolewskiemu") zostaje uzupełniona nazwiskami Kennedy'ego, Kinga, Malcolma X. A gdzie, zdaniem reżysera, umierali prześladowani tęskniący ku swojej ojczyźnie? Zarówno w Moskwie, jak i w Los Angeles. No tak, to już wiemy, że będzie "hamerykańsko", jak powiedziałby Kargul z "Samych swoich". Oczywiście pomińmy fakt, że nikt takiego Kennedy'ego nie więził w obskurnej celi. Wprost przeciwnie, amerykański prezydent hulał w swoich przytulnych gabinetach z kolejnymi kochankami, gdy pod jego nosem Chruszczow przewoził na Kubę rakiety z ładunkami atomowymi. Tak, bardzo dbał Kennedy o swoją ojczyznę. I prawda jest taka, że nosiłby do dzisiaj miano jednego z najgorszych rezydentów Białego Domu w historii Stanów Zjednoczonych, gdyby nie jego tragiczna śmierć w Dallas. Dla Rychcika ważne będzie jeszcze, że poparł Civil Rights Act.

No tak, w tych poznańskich "Dziadach" to właśnie o emancypację czarnych idzie! - człowiek uświadamia sobie z niemiłym zaskoczeniem. Oto na scenę wchodzi Guślarz - tutaj przedstawiony jako Joker. Tomasz Nosiński mlaska sobie niemiłosiernie, próbując powtórzyć chwyty Ledgera z "Mrocznego Rycerza". No niech próbuje, myślę sobie.

III

Odbywa się zatem obrzęd dziadów Joker wzywa kolejne widma - Józio i Rózia pojawiają się jako para bliźniaczek z "Lśnienia" Kubricka. Kara dla nich? Niech obżerają się M Karłowaty oprawca trzyma w ręku bicz. Ubrany w strój południowych plantatorów wysłuchuje skarg Sowy i Kruka, granych przez czarnoskórych aktorów. Efektowna scena nie ma jednak żadnego związku z sekwencjami pokazującymi poprzednie "widma". Podobnie jak nonsensowne wklejanie jest zbitek Chóru Młodzieńców z IV części i wkładanie ich w usta Marilyn Monroe, która domaga się ujrzenia wspomnianego Kennedy'ego Wtedy Joker - słowami Guślarza z IX sceny III części - opisze człowieka z "jedną raną na czole". Kiepsko musi sobie radzić Wydział Polonistyki na UW. Skoro jej absolwent tak bezczelnie szatkuje i przestawia fragmenty tekstu, byle móc je naciągnąć do swojej wątpliwej intelektualnie interpretacji?

IV

Dlaczego Chór tworzą trzy kobiety w sukniach połyskujących brokatem? Czemu scenografię tworzy boisko do koszykówki, na którym grają wydziarani sportowcy? A, pewnie ma być ładnie i efektownie. Chyba że ktoś da mi wyczerpujące wytłumaczenie takich zabiegów. A już kompletnym absurdem jest osadzenie unickiego Księdza na wózku i ucharakteryzowanie go na Stephena Hawkinga. A, pewnie chodzi przenikliwemu Rychcikowi o pokazanie słabości Kościoła, jego chorobę i brak możliwości zmiany świata Nie? Aha, przecież Mariusz Puchalski wystąpi później jeszcze jako ksiądz Piotr, który swoje widzenie będzie smęcił przy zapalonej fajeczce. Konsekwencja, panie Radosławie, konsekwencja

Ale oto jest i Gustaw! Nie wygląda na nieszczęśliwego kochanka, raczej na świeżo upieczonego amatora jogi. Może także na Charlesa Mansona i chyba jest to skojarzenie uzasadnione, skoro tyle w spektaklu odniesień do popkultury. Tylko stoi mi to w sprzeczności ze słowami o wojowaniu z "janczarami" - czyżby Sharon Tate była w domyśle Turkiem dla Mansona? Niestety panie Radosławie, wizja to nie wszystko. Jest jeszcze coś takiego, jak odpowiedzialne użycie tekstu.

Później następuje jeszcze pomieszanie porządku - boy hotelowy, powieszony uprzednio na koszu, słucha kobiet z Chóru, które szepczą mu słowa Anioła Stróża z pierwszej sceny III części dramatu. Skąd przekonanie, że słowa boskiego posłańca są tylko kołysanką? Nie wiem. Podobnie jak nie znajduję sensownego wytłumaczenia dla obsadzenia Marilyn w roli Ewy, która chowa pod sukienkę piłkę od koszykówki. Pewnie chodzi o ciążę, z której urodzi się wolność dla Murzynów. Ale tak się zastanawiam - czy ustanowienie piłki od kosza symbolem emancypacji czarnych nie jest ewidentnie rasistowskie?

V

W tę samą piłkę uderza rytmicznie aktor intonujący "Zemstę na wroga". Czarnoskórzy aktorzy kołyszą się rytmicznie, przekształcając Mickiewiczowski tekst w pieśń amerykańskich niewolników. Postulat użycia siły staje w jawnej sprzeczności z "zastępczą" Wielką Improwizacją Konrada - przemową Martina Luthera Kinga ("I had a dream"). O ile dobrze pamiętam, czarnoskóry działacz promował pacyfistyczne metody rozwiązywania problemu murzyńskiej mniejszości. Ale wszyscy już znamy konsekwencję Rychcika. Wcześniej nad sceną zapadnie mrok i usłyszymy Wielką Improwizację w wykonaniu Holoubka z "Lawy" Konwickiego. Po co? "Żeby oddać hołd mistrzom" - napisano w jednej z wcześniejszych recenzji. Dobre sobie Być może chodzi o głos sztuki, który dobywa się z mroku? Ale co to ma wspólnego ze sprawą murzyńską, nie mam najmniejszego pojęcia. Senatora poznajemy, gdy leży w łóżku i snuje swój sen. Obok stoi telewizor, na którego ekranie pojawia się zapętlona sekwencja przemierzania autostrady z "Lost highway" Lyncha. Cały koszmar urzędnika sprowadzić do pędzenia w nieznane? Można w tym doszukiwać się sensu, ale jest on zwyczajnie uproszczony. I nawet tak wybitny aktor jak Kropielnicki nie zdoła wtedy wygrać konfliktu strachu i ambicji dręczącego jego bohatera. A już fenomenalne jest połączenie postaci z salonu warszawskiego i balu senatora. Zły Pan, Józio i Rózia pojawiają się jako członkowie Ku-Klux-Klanu. I mówią zarówno tekstem Wysockiego, jak Literata. Sprowadzenie tych kłótni do wewnętrznego sporu jednego środowiska odbiera ich cały dramaturgiczny sens. I po kiego grzyba członek KKK mówi: "Nasz naród jak lawa"? Do kogo on to odnosi? A co to kogo obchodzi! Uczestnicy kolacji będą pluć sobie w twarz kukurydzą, a widzowie się pośmieją.

Pani Rollison przychodzi jako Aunt Jenima z "Przeminęło z wiatrem". Mści się niebawem na swoich oprawcach niczym Django z filmu Tarantino. Wyjmuje dubeltówkę i zabija Senatora i pozostałych. Nareszcie koniec

VI

"Dziady" Rychcika zostały zarejestrowane dla telewizji. Oficjalną transmisję na żywo poprzedził wstępem Łukasz Drewniak. Jako że postanowiłem odświeżyć sobie to dziełko, natknąłem się nagle na cudowną interpretację krakowskiego recenzenta. Otóż jego zdaniem Rychcik obala "stereotyp" pojmowania "Dziadów" jako dramatu "arcypolskiego" i "hermetycznego". Zaraz, to immanentna polskość "Dziadów" jest jakimś przesądem, szablonem? Czy panu Drewniakowi świadomie ręka powinęła się koło-notatnika (sic!), że nie przejrzał swoich zapisków z lektury Mickiewicza? Chociaż coraz bardziej mam nieodparte wrażenie, że "Dziadów" po prostu wnikliwie nie przeczytał, skoro opowiada takie nonsensy.

I tym samym powracamy do dyskusji o spustoszeniach, jakie poczynił teatr postdramatyczny w naszym postrzeganiu tekstu. Chciałbym zakomunikować wszystkim artystom tak chętnie tnącym oryginalne dramaty, że te chirurgiczne cięcia pozbawiają życia organizm mający swoją określoną strukturę. Te wszystkie operacje plastyczne, mające nadać pacjentowi nową twarz, nie mogą zmienić jego wnętrza.

VII

Proszę mi nie wmawiać, że Rychcik przenosi "ducha tekstu" Mickiewicza w nową epokę, on go po prostu przeinacza i upraszcza. Jak to jest, że pozostawia całe partie tekstu mówiące: "Jeszcze Polska nie zginęła"? Murzyni doczekali się należnych im praw, ale pozostali w obrębie AMERYKAŃSKIEGO narodu, przyjęli jego język i kulturę. Istotą "Dziadów" jest zaś podkreślenie dążenia Polaków do zachowania swojego własnego modelu chrześcijańsko-słowiańskich korzeni. Tam mieliśmy do czynienia z asymilacją, tutaj z wybiciem się na kulturową i lingwistyczną niezależność. I ta zależność zdeterminowała raz na zawsze lekturę "Dziadów". Dramaty klasyczne są na ogół przemyślaną całością, nie pisanym na kolanie produkcyjniakiem Demirskiego. Jeśli tego nie dostrzega absolwent UW i krakowskiej PWST, i wtłacza oryginalność polskości w banały popkulturowych schematów, to naprawdę gratuluję Panom tych szerokich horyzontów. Wszystkie te odniesienia do historycznych postaci i filmów służą chyba jedynie jakiejś płytkiej intelektualnie grze z konwencją. Dążeniu do pseudointeligenckiej satysfakcji w stylu: "och, ile to ja aluzji nie wyłapałem!". Niestety dzisiaj cenniejsza jest umiejętność wychwytywania cytatów niż ich rozumienie. I niech sobie Rychcik robi spektakl o emancypacji czarnych, ale przy okazji umieści na afiszu adnotację "według Adama Mickiewicza", a nie sygnuje swój półprodukt, jakby była to najzwyklejsza w świecie adaptacja.

VIII

Zwróćcie uwagę, drodzy czytelnicy, na wcześniejsze recenzje poznańskich "Dziadów". Czy przede wszystkim chwalono tam artystyczną konsekwencję, spójność, dbałość o warsztat? Czy uzasadniano Rychcikowskie spostrzeżenia poprzez uchwycenie ściśle powiązanych analogii między XIX-wieczną Polską a sytuacją Murzynów w USA? Nie, drodzy Państwo. Przede wszystkim zachwala się tam sam wydźwięk przedstawienia: yeah, freedom, baby! Marta Fik wydała kiedyś taki tomik: "Reżyser ma pomysły". Chciałoby się zastosować ten frazes do pana Rychcika, ale istnienie pomysłu wiąże się jednak z posiadaniem jakiejś koncepcji. Tymczasem "Radkowi" po prostu coś się z czymś skojarzyło, poszedł z tym do Kruszczyńskiego, zrobił do bólu płytkie i głupie przedstawienie, ale za to w jakiej "sprawie"! I Kozłowska-Rajewicz dała swój patronat, bo to przecież wszystko w służbie równości, wolności i braterstwa! Oczywiście, że kwestia emancypacji czarnych bardzo obchodzi Polaków, a co wy myślicie! A "Polityka" Paszport swój nawet przyznała, bo "sprawa" ważniejsza jest niż intelektualne debilizmy, drodzy towarzysze! Co - jak pisał Witkacy - dobrze jest, a jak ktoś powie że nie, to go w mordę!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji