Artykuły

Zgrzytliwe tony

"Porucznik z Inishmore" w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Opinia Macieja Deuara w Kurierze Szczecińskim.

Z TERRORYZMEM świat zachodni, a zwłaszcza Europa, obcuje od lat 70. co najmniej. Sfrustrowani uczestnicy studenckiej rewolty '68 roku, najczęściej

o gfęboko lewicowych przekonaniach, mierzyli w - tylko odrobinę przez studenckie strajki i uliczne rozróby nadszarpnięte - imperium mieszczańsko-kapitalistyczne. Przekładało się to na bomby podkładane przez Czerwone Brygady czy wysadzanie przez Free Army domów towarowych w Niemczech... Terroryzm jako wynik waśni narodowościowych, a zwłaszcza konfrontacji cywilizacji opanował - od 11 września 2001 - nasze myślenie o największych światowych zagrożeniach.

Nie jestem wszakże pewien, czy dojrzeliśmy już i czy problem jest na tyle intelektualnie i emocjonalnie przez - przepraszam za górnolotny ton - ludzkość opanowany, by się z niego śmieć choćby przez gorzkie łzy? Z tego też względu (choć sprawnie, efektownie skonstruowana) sztuka Martina Mc Donagha "Porucznik z Inishmore" budzi (we mnie) mieszane uczucia. Ktoś wrażliwszy na klimaty i smak "Latającego cyrku Monty Pythona" zapewne odbiera humorystyczną warstwę "Porucznika" znacznie lepiej.

Akcja toczy się wśród młodych terrorystów walczących o wolność Irlandii Północnej. Mc Donagh, mimo konwencji i ornamentów czarnej komedii, daje jasno do zrozumienia: przerażający jest ten dziedziczny terroryzm, infantylizm

i banalność korzeni zła - gdy niepełnoletnia jeszcze Maired (Ewa Sobczakówna) ćwiczy zabijanie celując w oczy krów. Widzimy uczuciowość terrorysty Padraica (dobra rola Krzysztofa Czeczota), w którego umyśle bezwzględna nienawiść i sadyzm sąsiaduje z bezgraniczną miłością... do kota. Gdy się dowiaduje o śmierci swego ulubieńca - zamierza zabić własnego ojca (Wiesław Ortowski). Sam jednak pada od strzału swej narzeczonej Maired, gdy ta się dowiaduje, że Padraic wysadził w powietrze jej ukochanego kiciusia...

Śmierć - podobnie jak cały problem terroryzmu - jest w szczecińskim przedstawieniu potraktowana bardzo teatralnie: zabici wykonują krótki irlandzki taniec i padają w dogodnym miejscu. Na widowni - śmiech. Bo rzeczywiście przedstawieniu zrealizowanemu przez młodego Krzysztofa Rekowskiego nie brak przecież inwencji w rozśmieszaniu, zwłaszcza młodej, widowni. Pytanie tylko, czy teatr na temat tak ważny i aktualny nie powinien powiedzieć czegoś bardziej istotnego i w tonie, mimo wszystko, serio? Zresztą, ów ton serio zawiera się w "Poruczniku z Inishmore" - tyle że może za bardzo przysypany został humorem i efektami z na poły surrealistycznego sitkomu...

Sprawny i wyrównany zazwyczaj zespół Współczesnego tym razem nie zawsze odnalazł w pełni czysty ton. Skądinąd zdolna Ewa Sobczakówna operuje tu tylko formą, a z powodu pewnego zagubienia w roli i całym spektaklu - gra nadekspresyjnie. Na przeciwległym biegunie znajduje się Wiesław Orłowski (Donny) - powściągliwy, leniwy i najbardziej chyba wiarygodny.

-Różne opinie słyszałem dotąd na temat najnowszego spektaklu w Teatrze

Współczesnym: "świetne", "głupie, ale śmieszne" bądź "zupełnie beznadziejne". Tak czy siak przedstawienie jest atrakcyjnie, choć temat w pewnej mierze -zmarnowany, i nie winiłbym za to li tylko realizatorów i wykonawców. A może w powodzi przerażających obrazów terroru na telewizyjnych ekranach - dramat Mc Donagha zwyczajnie się zestarzał? Brzmi jak zgrzytliwy ton, dysonans i jest nietaktem w obliczu cierpień nowych ofiar terroru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji