Nakarmić gołąbki
Urokliwa, pełna poetyckich metafor, a jednocześnie twardo trzymająca się ziemi proza Bohumila Hrabala coraz częściej pojawia się w teatrach. Po kolejny utwór sięgnął Piotr Cieślak w Teatrze Dramatycznym. Przedstawienie według powieści "Obsługiwałem angielskiego króla" zaspokoi, jak sądzę, oczekiwania wszystkich miłośników czeskiego pisarza.
Sceniczną opowieść spina niczym klamrą pobyt głównego bohatera Jana Dziecie (Adam Ferency) w szpitalu, gdzie w obliczu nieuchronnej śmierci rozpatruje on swoje życiowe sukcesy i klęski. Wspomagają go w tym dwie niepokojące postacie z pogranicza jawy i snu: Jasny (Maciej Makowski) i Ciemny (Marcin Bossak), zadające niewygodne pytania. Nie wszystko bowiem w życiu bohatera ułożyło się po jego myśli, a zawierane kompromisy - nawet te dyktowane szlachetnymi porywami serca - obracały się przeciw niemu. Hrabal nie oszczędza swego bohatera, wystawiając mu słony rachunek za niesłuszne wybory. Jego los - od pracy pikolaka i kelnera (Krzysztof Ogłoza) do właściciela upragnionego hotelu (Waldemar Barwiński) - stanowią rodzaj współczesnej powiastki filozoficznej. Zwyczajny człowiek, typ dwudziestowiecznego Kandyda, rzucony w wir dziejowych przemian, nie zawsze potrafił sprostać wyzwaniom.
Dzieje Jana Dziecie stanowią zwartą, logiczną układankę. Inscenizacja Piotra Cieślaka od pierwszej, niezwykle efektownej sceny ruchu światełek w przestrzeni, zmierza ku baśniowym alegoriom. Życie jednak upomina się o swoje prawa. Pokusy losu, którym Jan Dziecie ulega może i nazbyt chętnie, szybko odsłaniają swe drugie oblicza.
Wiele scen reżyser rozgrywa z wyraźnym groteskowym zacięciem. Nie wiadomo, która ciekawsza: inicjacji erotycznej w domu publicznym z rozkoszną Jaruszką (świetna Dominika Kluźniak), usługiwania prezydentowi państwa (Marek Walczewski), podczas jego tete a tete w sianie z kochanką, czy podania w porę szklanki wody cesarzowi Hajle Syllasje (Wojciech Skibiński), za co Jan Dziecie zostaje udekorowany abisyńskim orderem. Szczególnie celnie naśmiewa się Cieślak z hitlerowskiego drylu - z demonicznym mistrzem ceremonii (Krzysztof Bauman) - podczas przedślubnych badań bohatera, który popełnił tę nieostrożność, że u progu wojny pokochał i poślubił Niemkę.
Konsekwencje tego kroku okażą się znamienne. Żona Liza (Anna Dereszowska) wejdzie w czasie wojny w posiadanie cennej kolekcji znaczków, zrabowanej jednej z żydowskich ofiar. Dzięki tak pozyskanej fortunie Jan Dziecie zostanie właścicielem hotelu. Nie na długo zresztą, bo wkrótce obejmie go nacjonalizacja. A w obozie pracy dla byłych milionerów od bohatera, jak od szmalcownika, odwrócą się wszyscy, także były szef (Sławomir Orzechowski) i wprowadzający go w zawód kelnera ober Skowronek (Jarosław Gajewski).
A przecież Jan Dziecie chciał spokojnie, nikomu nie wadząc, przejść przez życie: kochać i być kochanym, cieszyć się szacunkiem i poważaniem. I tak niewiele brakowało... Teraz pozostaje mu tylko grono współtowarzyszy szpitalnej niedoli, którym opowiada swoje dzieje. I gołębie, które wychodzi karmić.
Przedstawienie jest niezwykle efektowne, wręcz monumentalne, żywiołowo zagrane przez odmłodzony zespół. Cieślak ukazał w mistrzowskim skrócie nędzę i przepych minionego wieku w naszej części Europy, które w swoich powieściach tak wiernie odzwierciedlił Bohumił Hrabal. Zanim po raz ostatni wyszedł nakarmić gołębie.