Artykuły

Narodowa nuta

W ostatnich latach w na­szym dramatopisarstwie pojawił się (czy też raczej odrodził) i wzbudził duże zainteresowanie publiczności, nurt dramatu politycznego o tematyce historycznej. Możemy chyba mówić aż o nurcie, sko­ro w ciągu niespełna trzech lat - przy braku rzeczywiście znaczących utworów drama­tycznych o tematyce współczesnej - mogliśmy na na­szych scenach zobaczyć: Łu­bieńskiego "Koczowisko", sceniczną wersję wcześniejszej powieści Terleckiego "Czarny romans", Żurka "Sto rąk, sto sztyletów", dwie wersje dra­matu Jerzego Mikke "Niebez­piecznie, panie Mochnacki" i "Listopad 1830", Urbankowskie­go "Mochnacki - sny o oj­czyźnie" czy wreszcie Jerzego S. Sito "Polonez".

Tan ostatni dramat został niedawno wystawiony w Te­atrze Ateneum i grany jest tam z dużym powodzeniem, przy pełnej widowni. Więcej - w Ateneum przed kasą usta­wiają się długie kolejki, a bi­letów na najbliższe miesiące już brak.

Prapremierę "Poloneza" re­żyserował Janusz Warmiński. Oszczędną scenografię, stano­wiącą wraz z pięknymi kostiu­mami bardzo dobrą oprawę plastyczną spektaklu, zapro­jektował Seweryn Wiśniewski. Uzupełnieniem muzycznym przedstawienia jest polonez Michała K. Ogińskiego "Pożeg­nanie ojczyzny" i kompozycje Adama Sławińskiego. A w obsadzie - cała plejada akto­rów, których wszystkich wy­mienić tu nie sposób.

Utwór Sity można umieścić w tej linii polskiego dramatopisarstwa, którą zapoczątkował Kochanowski "Odprawą posłów greckich", a wyśmienicie roz­winęli twórcy doby romantyz­mu. Sito pisząc "Poloneza" się­gnął po wydarzenia poprze­dzające jeden z najtragiczniej­szych faktów naszej historii - drugi rozbiór Polski. Z tym jednak, ze nie same wydarze­nia go interesują, ich chrono­logia, dokładny przebieg, czy cały splot wypadków, które doprowadziły do tragicznego finału, lecz przede wszystkim ludzie uczestniczący w tych wydarzeniach, ich postawy, motywy postępowania.

Autor konfrontuje w swym dramacie dwa obozy - targowiczan i rzemieślników refor­matorskiej Konstytucji 3 Maja zwanych wówczas "zelantami". Z jednej więc strony - sprze­dawczyków, renegatów oraz (a zwłaszcza) konserwatystów po­nad wszystkie przemiany przed­kładających choćby i niewolę; z drugiej zaś - grupę zwolen­ników reform mających prze­istoczyć Polskę w państwo sil­ne i nowoczesne; z trzeciej wreszcie - przedstawicieli Moskwy z imperatorową Kata­rzyną II.

"Polonez" jest dramatem bar­dzo statycznym i bardzo te­atralnym. Składa się z kilku scen, z których największe wrażenie robią z pewnością scena druga - na- dworze w Petersburgu z Katarzyną II (Aleksandra Śląska), Sewery­nem Rzewuskim (Jan Świder­ski) i Stanisławem Szczęsnym Potockim (Jerzy Kamas) oraz najdramatyczniejsza wstrząsa­jąca piąta - Sejm w Grodnie; zaczynająca się od wolnego wchodzenia posłów na salę, wnoszenia przez żołnierzy i sadzania w ławach posłów-kukieł, a następnie skrupulat­nego wyliczania kto się dał przekupić, kto ile wziął za doprowadzenie do haniebnego aktu pozbawienia Polski nie­podległości.

Kończy "Poloneza" scena wnosząca w ten przygnębiający ciąg obrazów nadzieję - scena z Tadeuszem Kościuszką roz­grywana w mrocznym, gro­dzieńskim zajeździe. Niestety, jest to moim zdaniem scena najsłabsza. Myślę, że powody są co najmniej dwa.

A to dlatego mianowicie, że postać Kościuszki w wykona­niu Mariana Kociniaka wyglą­da trochę tak, jak mały Jasio wyobraża sobie Naczelnika.

Udrapowany w płaszcz, zapa­trzony w dal, recytuje swe kwestie, już nie tyle teatralny, co niemożliwie sztuczny, jak zdjęty z cokołu, na którym wówczas jeszcze przecież nie stał.

Powód drugi tkwi, jak są­dzę, w języku. Jerzy S. Sito napisał swój dramat wierszem. I już przez to wszedł jakby na koturny. Posłużył się językiem z dużą swobodą. Ten wiersz w ustach niemal każdego z akto­rów grających w tym przedsta­wieniu brzmi dobrze. A brzmi świetnie zawsze tam gdzie autor jest ironiczny, dowcipny, gorzki, zgryźliwy, kpiący. W scenie ostatniej autor uderza w górny, narodowy ton. Koturny okazują się, zbyt wysokie. I już nawet nie chodzi o to, że w tej scenie porównuje naród polski do cebuli, podczas gdy przywykliśmy do piękniejszych i z pewnością bardziej poetyc­kich określeń...

Na koniec jeszcze tylko py­tanie: dlaczego "Polonez" wzbudził tak duże zaintereso­wanie? To prawda, jest to dramat mający niewątpliwe walory: dobry tekst, reżyserię, aktorstwo. Lecz przecież wy­maga ogromnego skupienia, wszystko w nim rozgrywa się w warstwie słownej. Jest tru­dny, a zarazem tyczy spraw znanych. Czyżby więc o jego specyficzną aktualność chodzi­ło? O ten dramatyzm w naszych nie mniej dramatycznych cza­sach? O starcie konserwatyz­mu z potrzebą reform? O to starcie prywaty z najżywot­niejszymi interesami narodu i państwa? A może właśnie chce­my, by w teatrach mówiło się o naszych polskich sprawach, choćby i najgorszych, najhaniebniejszych? A może właśnie nie rozrywka jest nam potrzeb­na, lecz myślenie, szukanie w przeszłości odpowiedzi na py­tania stawiane przez teraźniej­szość? Odpowiedź na te pyta­nia, pozostawiam tym z pań­stwa, którym jednak uda się dostać bilety na "Poloneza". Wymaga to postania w kolejce - ale to nam niestraszne, przywykliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji