Artykuły

Dobry Polak wchodzi do getta

Bohater, który cierpiał, że nikogo nie uratował. Który ze strachu nie przeciwstawiał się praktyce getta ławkowego, ale później narażał życie dla Żydów. Magdalena Łazarkiewicz przygotowuje spektakl Teatru TV o Janie Karskim. Co nam powie o nas samych? - pisze Sebastian Łupak w tygodniku Newsweek.

- Życie Karskiego, mówi Magdalena Łazarkiewicz (znana m.in. z serialu "Głęboka woda"), nadawałoby się nie tylko na skromny teatr telewizji, ale na kinowy film czy wysoko-budżetowy serial. Wojenny. Sensacyjno-przygodowy. Thriller polityczny. Dramat obyczajowo-psychologiczny.

W życiu emisariusza państwa podziemnego w czasie II wojny światowej była ucieczka z sowieckiej niewoli, katowanie przez gestapo, próba samobójcza, szmuglowanie mikrofilmów przez granice III Rzeszy, zakradnięcie się na teren warszawskiego getta, odwiedziny u prezydenta RooseveIta.

Niby to wszystko - trzymając się terminologii filmowej - skończyło się happy endem. Wszak Jan Karski nie zginął, żył do późnej starości spokojnym życiem profesora waszyngtońskiego uniwersytetu Georgetown. Ale z drugiej strony jego żona, żydowska tancerka Pola Nirensztajn, i brat Marian, przed wojną komendant warszawskiej policji, popełnili w USA samobójstwo.

Trudno sobie wyobrazić bardziej niezwykły los.

- Tylko poprzez głębokie emocje można dziś dotrzeć do widza - mówi Łazarkiewicz, która wyreżyserowała spektakl telewizyjny o Karskim na podstawie tekstu swojego i Dominika W. Rettingera (emisja w TVP2 w grudniu).

Twardy dysk

Studenci historii na uniwersytecie Georgetown pewnie nawet nie wiedzieli, ile emocji nosi w sobie ten elegancki starszy pan - zawsze w marynarce i krawacie, nieco zgarbiony, z palcami tak wykrzywionymi artretyzmem, że nie mógł pisać na maszynie, a jedynie długopisem, pismem nieco chybotliwym. Nie lubił się chwalić.

- W jego życiu mało co było na sprzedaż - mówi Maciej Wierzyński, niegdyś szef sekcji polskiej Głosu Ameryki, dziś redaktor TVN24. - Bardzo dyskretny, nie zostawił po sobie dzienników, notatek. Wciąż pozostaje zagadką.

Wierzyński poznał Karskiego w Waszyngtonie w 1994 r. Namówił go na serię wywiadów dla Głosu Ameryki (ukazały ę także jako książka "Emisariusz własymi słowami"). Karski, który dwa lata wcześniej przeżył samobójczą śmierć żony (wyskoczyła z okna po latach depresji - cierpiała na nią od czasów Holokaustu, w którym zginęła cala jej rodzina), czuł się samotny, szukał towarzystwa. - Miał ludzi od wszystkiego: ze mną rozmawiał o życiu, z kim innym grał w szachy - mówi Wierzyński. - Z rabinem Haroldem White'em, wykładowcą teologii judaistycznej na Georgetown, rozmawiał o Bogu i wierze. Ze mną akurat o tym rozmawiać nie chciał.

Według Wierzyńskiego ta część życia emisariusza pozostaje pewną zagadką: - Z jednej strony wierzył w Boga, w transcendencję. Gorliwy katolik, co niedziela był w kościele. Z drugiej - zdarzało mu się sceptycznie wypowiadać o Kościele jako instytucji. Co ustalił z rabinem, jakie wspólne pola znaleźli dla chrześcijaństwa i judaizmu - nie wiem.

Karski, należący od młodości do katolickiej Sodalicji Mariańskiej, z biegiem lat był coraz bliżej judaizmu; w końcu określał się mianem "chrześcijańskiego czy wręcz rzymskokatolickiego Żyda".

Świadek Zagłady

Jak wiadomo, na przełomie sierpnia i września 1942 roku jako emisariusz państwa podziemnego wszedł dwa razy do getta warszawskiego. Zrobił to, by na własne oczy przekonać się, jak żyją (a raczej umierają) tam ludzie. Wszedł do getta na prośbę żydowskich działaczy konspiracyjnych, pozostających poza gettem - między innymi Leona Feinera z Bundu. Feiner liczył, że Karski jako kurier wyjedzie z okupowanej Polski do Paryża oraz Londynu i przekaże aliantom wieści o gettach, obozach, komorach gazowych, eksterminacji.

- Karski wcale nie musiał tego robić - mówi historyk prof. Andrzej Zbikowski, autor książki "Karski". - To było dla niego dodatkowe niebezpieczeństwo, i to ogromne, które mimo wszystko zaryzykował.

Zbikowski podkreśla, że Karski był żołnierzem wojska polskiego i jako emisariusz polityczny miał inne zadania: przekazać na Zachód raport o frakcjach i stronnictwach w konspiracji, nakreślić sylwetki liderów podziemnych organizacji, opisać "dekompozycję" podziemia polskiego. Tłumaczy: - Informacje o zagładzie Żydów postanowił zebrać dodatkowo, stąd jego decyzja, by wejść do getta, w którym wcześniej żadnego wysłannika Polskiego Państwa Podziemnego nie było. Stał się kluczowym naocznym świadkiem.

Z Polski emisariusz wyjechał z mikrofilmami, które zostawił w Paryżu. Do Londynu dowiózł siebie i swoją wiedzę. - Dziś powiedzielibyśmy, że był kimś w rodzaju "twardego dysku" - mówi Łazarkiewicz.

- Musiał rzeczowo przekazać informacje niosące w sobie straszny ładunek dramatu. Fotograficzną pamięcią utrwalić jak najwięcej - jak ten prześladujący go do końca życia widok samotnego chłopca umierającego z głodu na chodniku.

Sam Karski po latach mówił o tamtym czasie: - Wtedy nie miałem ludzkich uczuć, byłem rodzajem magnetofonu. Teraz mam uczucia, teraz bym oszalał...

W Londynie pisze raport o tym, jak funkcjonuje Polska Podziemna, ale także o tym, co widział w getcie. Dzieli się tą wiedzą z polskimi władzami na uchodźstwie oraz z prominentnymi politykami brytyjskimi i żydowskimi. Tłumaczy, że polscy Żydzi oczekują od aliantów zdecydowanego działania, bombardowania niemieckich pozycji i torów kolejowych do Auschwitz, rozstrzeliwania niemieckich jeńców w odwecie za zagładę Żydów, rozrzucanie nad niemieckimi miastami ulotek informujących cywilów, że są współodpowiedzialni za zbrodnię i po wojnie zapłacą za to. Mówi, że polscy Żydzi oczekują od swoich braci mieszkających na Zachodzie bardziej stanowczych protestów - poruszania sumień, głodówek, wieców przed ambasadami.

Jeden z przywódców żydowskich w Londynie - Szmul Zygielbojm - rzeczywiście popełnił samobójstwo, chcąc w ten sposób zaprotestować przeciw bierności Anglików i Amerykanów wobec powstania w getcie warszawskim. Karski nie mógł sobie tego wybaczyć. - Uważał, że się przyczynił do jego śmierci - mówi Magdalena Łazarkiewicz.

W 1943 roku Karski ze swoją wiedzą trafia do USA, do prezydenta Roosevelta. Jego również próbuje zainteresować tematem zagłady Żydów. Nieskutecznie. Roosevelta bardziej interesuje to, czy w Polsce, kraju rolniczym, po wojnie będzie wystarczająco dużo koni.

Karski nie poddaje się - wydaje w Stanach książkę "Tajne państwo". Ma nadzieję, że poruszy ona serca Amerykanów, uświadamiając im tragedię Polaków zagrożonych przez Hitlera i Stalina. Kilka ważnych rozdziałów opowiada też o dramacie Żydów.

Książka co prawda staje się bestsellerem w USA, ale obozy zagłady działają dalej, a Polska i tak zostanie po wojnie oddana Sowietom. Karski ma poczucie klęski.

Piła i młotek

Po wojnie, aby zdobyć pieniądze na studia w USA, zajmuje się remontowaniem domów na sprzedaż. - Pokazywał mi ślady po młotku i pile na palcach - opowiada Wierzyński.

W końcu zostaje wykładowcą historii Europy Wschodniej i komunizmu na Georgetown. - Podobno wykładał tak, jakby sam był komunistą - śmieje się Wierzyński. - Oczywiście, że nie był, ale potrafił oddzielić swoje prywatne przekonania od wykładanego tematu. Świetnie referował poglądy innych, ich tezy ideologiczne.

Rabin Harold White wspomina, że to dzięki Karskiemu na waszyngtońskim uniwersytecie Georgetown w latach 70. wprowadzono pierwsze seminarium na temat Zagłady: "Teologiczne implikacje Holokaustu", wykładane przez rabina Michaela Berenbauma.

Karski był wymagający dla studentów: mieli się odpowiednio uczyć, ale i prezentować. - W ogóle uważał, że nauka jest najważniejsza - wspomina Wierzyński. - Kiedy dowiedział się, że mój syn na Yale założył polską organizację studencką, powiedział mi, że skoro wypruwam sobie żyły, żeby opłacić mu drogie studia, to lepiej, żeby chłopak wziął się porządnie za naukę, a nie bawił w organizowanie stowarzyszeń.

Schorowany i pogrążony w smutku po śmierci żony Karski potrafił mimo wszystko być też człowiekiem pogodnym. - Lubił opowiadać anegdoty na temat swoich wojennych misji - mówi Wierzyński. - Śmiał się, że od Roosevelta wychodził, bijąc pokłony tak mocno, że niemalże wyrżnął czołem w jego biurko.

Przez lata pracował na uczelni, nie popisując się swoją historią. Dopiero w latach 80., gdy studia nad Holokaustem stały się ważną dziedziną nauki, świat przypomniał sobie o nim. Wystąpił w słynnym ośmiogodzinnym "Shoah" francuskiego dokumentalisty Claude'a Lanzmanna. Wspomina w nim dramat getta, mówi też o obozie przejściowym dla Żydów wysłanych później na śmierć do Bełżca (dostał się tam w przebraniu strażnika). W pewnym momencie przerywa, łka, kamera pokazuje jego załamanie.

Po upadku komunizmu częściej przyjeżdża do Polski, zostają tu wreszcie wydane jego książki, on sam pisze do prasy i udziela wywiadów. Nie zmienia zdania na temat

głupoty polskiego antysemityzmu. Uważa, że jest wciąż powszechny.

Zdaniem Wierzyńskiego postać Karskiego jeszcze długo będzie nurtowała historyków: - Wciąż mało wiemy o jego misjach. To wszystko było top secret, najwyższy stopień dyskrecji, nie wiemy np. do końca, jak wyglądał jego przerzut z Hiszpanii do Anglii w 1942 roku. Młodzi angielscy historycy teraz to badają. Kwestie jego powojennej pracy dla Pentagonu czy wykładów na uczelniach wojskowych też są do odtajnienia. To był zwykły człowiek zaplątany w wielką historię.

Nasze jabłka

Jak uwspółcześnić postać Jana Karskiego i przybliżyć ją dzisiejszemu widzowi? Łazarkiewicz ma taki pomysł: dwójka młodych filmowców (Julia Kijowska i Piotr Głowacki) kręci fabularyzowany dokument o Karskim (aktora, który wciela się w tę postać, gra Łukasz Simlat). Dzięki temu akcja dzieje się współcześnie, ale pozwala też używać materiałów archiwalnych. Spektakl skupia się głównie na II wojnie światowej, późniejsze losy Karskiego opowiedziane są w dialogach. Zobaczymy m.in. scenę przekroczenia muru getta oraz londyńską rozmowę z Zygielbojmem.

Jak zostanie przedstawiony Karski? Łazarkiewicz tłumaczy, że dla niej był człowiekiem sprzeczności, niełatwym do klasyfikacji - bohater, który miał poczucie, że nie uratował ani jednego człowieka z Holokaustu; gorliwy katolik, który na studiach nie miał odwagi przeciwstawić się praktyce getta ławkowego, a później narażał życie dla Żydów. Wierzący, który po brutalnych torturach gestapo w 1941 roku podcina sobie w więzieniu żyły, jednak zostaje odratowany i odbity przez ZWZ. Niemcy w ramach odwetu zamęczyli później 32 Polaków i Słowaków, którzy pomagali w jego ucieczce. - Gdy się o tym dowiedział, żałował, że wtedy w więzieniu nie umarł - mówi Łazarkiewicz.

To na pewno materiał na mocną sztukę. Ale też okazja do refleksji nad współczesnością. - Pytamy przy okazji, na ile postawa Karskiego, jego wrażliwość i wzięcie odpowiedzialności za ból świata, jest dalej aktualna - mówi Łazarkiewicz. - Obserwujemy dziś zobojętnienie na to, co się dzieje w świecie. Bardzo szybko przyzwyczailiśmy się na przykład, że za naszą wschodnią granicą toczy się teraz wojna. Nie reagujemy już na to. Nasza solidarność szybko wygasła.

- Świat się biernie przygląda Ukrainie, choć giną tam tysiące ludzi, a Europa czeka, kiedy Putin zrobi tam swój protektorat - potwierdza Wierzyński. - A dla nas w Polsce główna kwestia to sprzedaż jabłek do Rosji. Może dalej nie rozumiemy historii?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji