Artykuły

Sikora i Caipirinha - Spowiedź masochisty u Fredry

"Spowiedź masochisty" w reż. Aline Negra Silva w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Jarosław Mikołajczyk w portalu Popcentrala.

Sikora i jego "Spowiedź masochisty" po raz pierwszy w teatrze repertuarowym w Polsce. To, samo w sobie, może budzić ciekawość nie tylko fanatyków literatury czeskiej, czy teatru. Teatr Fredry powoli przyzwyczaja widzów, do budzenia emocji już przed premierą. To dość ryzykowne zagranie. Wrzucanie poprzeczki wysoko jeszcze długo przed rozbiegiem. Łatwo rozczarować. Jeśli dodać do tego, że spektakl reżyseruje młoda Brazylijka, apetyt rośnie #caipirinha w menu.

Na wejściu uniwersalna kameralność. Przestrzeń sceny Teatru im. Aleksandra Fredry stała się małą salą. Po raz drugi i wtóry raz to dobry zabieg. Ten spektakl trzeba grać blisko, życie - "antropomorficzna" stajnia - oglądane z eNtego rzędu, nie niesie potu aktora. Pot jak wiadomo w sztuce jest ważny, jeśli nie najważniejszy. Pan M. szatkuje dynamikę naprzemiennym graniem w przestrzeni sceny i z kamerki tuż obok sceny, rzucony online na ekran. Chyba trochę przeszkadza to w budowaniu czegoś na kształt monologu. Jednocześnie bardzo sugestywnie zmierza w stronę "Big Brother". Początek zgodnie z Sikorą wpuszcza widza w maliny, erotycznych kontekstów sado-maso.

Gra aktorów blisko i mocno. Dobra scena z mężczyzną sado-maso (Wojciech Kalinowski). Obaj aktorzy budują dynamikę sceny, kilka mocnych teatralnie momentów, czytelny staje się specyficzny dowcip Sikory. Minimalnie na jednym tonie scena z Dominą Laurą, grana konturem Laura (chyba za bardzo), nie podbija emocjonalności i potu Pana M., który powoli zaczyna intrygować widza, staje się wyraźny. Ucieka jednak w tej scenie, wyraźnie zrytmizowanie spektaklu przez reżyser Aline Negra Silva. Odrobinę szycowatości polsko-ruskiej Piotra Kaźmierczaka (Pan M.), wymusza prawdopodobnie przekład Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk i Elżbiety Zimnej.

Świetne momenty w scenie z Janinką. Tu duet pracuje w pełnej symbiozie. Janinka bardzo dobra kreacja Anny Pijanowskiej, choć raczej proste środki wyrazu. Scena gra plastycznie; kostium Janinki - pełna moc.

Bardzo dobre wejście snu i Antropomorficznego Konia. Piosenka Macieja Hązły trochę jak Marszałek Pizdudzki One Mam Band, może to jednak przez brodę i fryz. Postpunkowa ekspresja bardzo pasuje do Antropomorficznego Konia, dobre partie śpiewane również w parterze.

Dynamiczna zmiana sytuacji scenograficznej - pięknie zrytmizowani aktorzy konie, budują stajnię - trochę padok, rozrzucając torf i rozkładając snopki słomy. Poetycko, choć jeszcze milimetr dalej, a byłoby hipernaturalistycznie. Byłoby za prosto gdybyśmy teraz poczuli zapach konia, wszak Antropomorficzny Koń cuchnie inaczej...zapach potu ma bowiem ludzki. Coraz większy dramat, masochisty, któremu nie dane prawdziwe cierpienie, nie tylko przynosi obnażanie się z emocjami Pana M. ale też obnaża system. Zostawmy jednak treść, rzecz drugorzędną w teatrze, "pierwszo" być może w literaturze. Poszukiwanie cierpienia w korporacji, czy w metrze - ten sam dylemat masochisty, choć pewnie 1/3 współczesnych Polaków zna te sytuacje bez masochistycznego tła.

A więc jednak treść. Scena z szefem Biedronki - bardzo dobre aktorstwo Piotra Kaźmierczaka. Momentami wybitne, choć pozornie sztampa Wojciecha Kalinowskiego, gra niuansami, niedopowiedzeniami, zero prostej karykatury. Bardzo rozsądna sinusoida dynamiki i napięć w spektaklu. Aktorzy dobrze wygrywają dowcip, oczywiście ten gorzki, czeski humor Sikory. Scena z grą w bezdomnego i policjantów, dobrze podegrana przez Pana M. interludium z publiką, niski rejestr, budzenie empatii wśród widzów, rozbija trochę duet, bardzo amerykańskich policjantów, trochę pachnie tanim broadway'em, albo dziwnym kabaretem. Paradoksalnie jednak ta nieporadność aktorska - podbija, daje głębsze tło kondycji wewnętrznej Pana M. Może więc to zamierzona sprawa. Bardzo dobrze nabudowana scena przejmowania przez Pana M. władzy w związkach zawodowych. Tutaj ponownie wspaniała dobra gra Anny Pijanowskiej. Potęga "zacięcia" zautomatyzowanego ruchu - jak u mistrzów break dance lub czeladników Tomaszewskiego. Rytmicznie punkt w punkt, zero niepotrzebnego zaokrąglania ruchów i zbędnych geścików. Dyscyplina maszyny z Biedronki i dyscyplina sceniczna - Gordon C. byłby dumny z takiego aktorstwa. Zdetronizowana Przewodnicząca związków zawodowych, niestety obok rytmu, okrągłe ruchy, brak akcentu. Być może reżyser chciała efektu uczłowieczenia i kontrastu wtedy nie jest to nieporadność aktorska. Jeśli tak, prosi się o jeszcze wyraźniejsze zagranie wspomnianej "nieporadności" - to co widzimy nie wskazuje zamiaru. Wygląda średnio. W dalszej części sceny, gdy Pan M. jako przewodniczący demagog wyciska łzy współczucia dla krwiożerczego szefa ze Sprzedawczyni, gra Przewodniczącej na roboczym balkonie - wzorowa. Czytelnie, bez zbędnych przyruchów - idealnie w punkt. Spiętrzenie absurdu, i pewnej sprzeczności uwarunkowanej jaką nosi w sobie bohater Sikory rośnie coraz widoczniej. Choć już zapisanie się do Związków Zawodowych tylko po to by szef wyszorował podłogę całego marketu mordą Pana M. - pokazuje pazur Romana Sikory.

Tempo jak w sambie - rozkręca się w drugiej części. Olimpiada, kosmicznych konkurencji pracowniczych. Mordercze zawody wyciskające człowieka pracy/zawodnika jak ścierkę do podłogi. Tak bardzo hiper realne w swoim odrealnieniu. Tu ponownie ciężar spada na Annę Pijanowską (Chińczyk) i Pana M, może w odwrotnej kolejności. Kolejne mordercze konkurencje, będące codziennością nie tylko małych chińskich ludzików...od pierwszej, wszystko grane na wysokich obrotach, uwaga widza nie odpoczywa ani przez moment. Tu dopiero staje się jasnym, że ten torf musiał być rozsypany. Dobre przypomnienie, że bycie aktorem, to nie ciepły etacik i czyste mankiety. Krew, pot i łzy to jak widać nie tylko amerykańska grupa muzyczna, którą se można wygooglać, jak ktoś już musi. W trakcie zawodów ponownie mocna scena z Antropomorficznym Koniem. Zwycięstwo, które przynosi przegraną dla masochisty. Nie musi pracować, nie musi cierpieć. Ponownie pojawia się obraz z kamery, protest...Dramat Pana M., koniec cierpienia jest kresem samo-nakręcającego się "masochisty". W tym drapieżnym świecie pozornie tylko masochista jest szczęśliwy, tylko czy tu o masochizm chodzi?

Teatr, który nie jest rozedrganym "bebechowowstrząsowym szaleństwem", a kiedy trzeba to idzie wszystko z trzewi. Żadne tam zagranie rólek, i picie kawki w garderobie pomiędzy wejściami.

Spójna koncepcja reżyserki, młoda brazylijska sztuka musi mieć się dobrze. Zdecydowanie dobrze poprowadzone postaci, w większości konsekwentne. Reżyser niemal dokładnie wyczyściła spektakl z teatralnego brudu, ruchów i słów niepotrzebnych.

Prostota i wyrazistość kostiumów i ten hipernaturalny gnój stajni - dobra robota scenografa.

Zatem Brazylijski duet Aline Negra Silva (pani reżyser) i Felipe de Oliveira (scenografia i kostiumy) spisali się przednio. Spektakl powstał dzięki pionierskiemu programowi Teatru im. Aleksandra Fredry - Rezydencje. Stąd na premierze obecność przedstawicieli Ambasady Brazylii w Polsce, oraz przedstawiciela Szkoły Teatralnej z So Paulo.

Muzyka - Maciej Szymborski - podbija momenty, pomaga rytmizować spektakl.

Aktorsko? Bardzo dobra robota Piotra Kaźmierczaka. O ile początek poprawny i trochę zachowawczy z biegiem sztuki zaczyna być mocno i emocjonalnie. To się zdaje nazywa się po prostu kreacja. Piękne momenty Macieja Hązły, nie tylko śpiew w parterze, bardzo spójna postać. Nad wyraz dobra gra młodej Anny Pijanowskiej (chyba jeden z najlepszych nabytków Fredry w ostatnim czasie) - ruchowo kładzie na łopatki nie tylko widza. Wojciech Kalinowski - od kilku spektakli pokazuje swoje warunki - jeden z filarów zespołu, kolejny dobry spektakl bardzo równy z kilkoma wspaniałymi gestami i słowami. Katarzyna Czubkówna dobra gra, chyba odrobina braku konsekwencji - być może reżyserskiej, chyba najmniej równa z całej obsady, jest jednak kilka momentów bardzo trafionych - wystarczy by uzasadnić obsadę; być może w 3 przedstawieniu będzie cały czas na linie.

Dość czytelna opieka artystyczna pomysłodawcy Rezydencji Łukasza Gajdzisa

Sprawna i rzetelna robota techników i akustyków oraz inspicjenta.

Wartości dodane: "los człowieka pracy", portret kapitalizmu w młodych demokracjach i inne bla bla bla - ważne być może dla wartości literackiej i pozaliterackiej dramatu Romana Sikory, sprawiają jednak, że teatr jest o ludziach i dla ludzi. Rzecz nie w tym, że Gniezno jest miastem bez zakładów pracy, że szczytem bywa kasa w jednym z marketów, których tu aż nad to...Po raz kolejny Teatr im. Aleksandra Fredry daje miastu, w którym działa, coś o co tak trudno w małym mieście z bardzo wielką i jeszcze bardziej odległa historią - normalność. Tak jak, zapewne każdy nosi w sobie Antropomorficznego Konia, w jakimś sensie każdy jest Antropomorficznym Gnieźnianinem - jakkolwiek absurdalnie to brzmi..

PS.

1 Spokojnie, wiem co znaczy antropomorficzny.

2 Nie rozpisuje się o tym, co nie jest ważne dla wartości teatru, choć prawdą jest, że to treść Spowiedzi masochisty może zainteresować widza. Może też zainteresować lewicowych polityków zarówno z KP jak i PiS. Nie lekceważę jednak odwagi teatru w podejmowaniu niełatwych tematów. Bo to tematy, które dotykają większości społeczeństwa, które ma niełatwe życie. Pytanie jednak czy większość chodzi do teatru?

3 Jeśli chodzi o Caipirinhę z tytułu, wiadomo Cachaça jest mocna, cukier trzcinowy sprawia, że jest trochę słodka, choć kwaśna (limonka) i kopie. I to właśnie jest w tym spektaklu. Na szczęście nie zgrzyta między zębami biały cukier jak w gnieźnieńskim Za drzwiami. (na miłość boską prosi się o trzcinowy, brązowy nawet w Za drzwiami).

4 To prawda protokołu uczyłem się u PRL-owskiego dyplomaty od Chin Sylwestra Sz. jednak czy aby, gdy mamy na sali przedstawiciela Ambasady odległego kraju nie powinno być reprezentanta miasta na poziomie wiceprezydenta?

5 Apel, prośba...no nie, ku...wa żądanie, jak już potwierdzisz zaproszenie na premierę droga śmietanko towarzyska tego miasta to rusz dupsko i przyjdź, bo inaczej pomyśleć można, że jesteś tylko zsiadłym mlekiem. A jeśli nie dajesz rady, zadzwoń nawet do mnie, w pół godziny ogarnie się ludzi, którzy chcieli bardzo przyjść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji