Artykuły

Sztuka chichotania

"Goło i wesoło" w reż. Arkadiusza Jakubika w Kino - Teatrze Bajka w Warszawie. Pisze Eryk Mełgwa w Sukcesie.

Owacja na stojąco po premierze "Goło i wesoło" to znak czasów. Polacy nieśmiało, ale jednak, pozwalają sobie na uśmiech. Więcej, na pełny, szczery, zdrowy chichot.

To był szok. Zblazowana, wiecznie niezadowolona i czepiająca się wszystkiego publiczność dusiła się ze śmiechu, patrząc na kilku rozebranych do rosołu (tylko w czapkach) facetów i nie pozwalała im zejść ze sceny. Smutni dotąd krytycy teatralni, zazdrosne koleżanki po fachu, poważni urzędnicy... Wszyscy połączyli się w zdrowym śmiechu. Ktoś zapyta - po co w ogóle zajmować się kwestią tak błahą, jak śmiech. Jednak warto, bo śmiech i komizm w ogóle to rodzaj wziernika w życie społeczeństwa, dzięki któremu poznać można jego postawy. Przede wszystkim zaś poznać można więź między ludźmi, ich dystans do siebie samych i siebie nawzajem. Polacy, po kilkunastu latach szukania tożsamości, dorabiania się mieszkań w nowych blokach i zagranicznych samochodów, próbach upodobnienia się do zamożnych nacji dotarli do takiego etapu wyścigu szczurów, że poczuli się bezpiecznie. I wreszcie mogą się śmiać.

"Goło i wesoło" - spektakl w reżyserii Arkadiusza Jakubika - to opowieść o kilku bezrobotnych mężczyznach z małego miasteczka, którzy postanawiają założyć grupę striptizerską i zarabiać na występach dla miejscowych kobiet. Panowie z "Napalonych nosorożców" - bo tak nazywa się grupa - są niezdarni i kompletnie nieseksowni. Za chudzi, za grubi, nieśmiali i nieudolni, a swoje opory przełamują na naszych oczach. I to jak! Mirosław Zbrojewicz z zakompleksionego, mieszkającego wiecznie z mamą asystenta proboszcza przeistacza się w rytmicznie bujającego biodrami przystojniaczka, Andrzej Andrzejewski, mały i zamknięty w sobie facecik, nabiera energii scenicznej a la Michael Jackson, Tomasz Sapryk z podwórkowego cwaniaczka i romantycznego gitarzysty staje się rockandrollowcem na miarę Johna Travolty, Paweł Królikowski z grubego, chamowatego kierownika zamienia się w słodkiego, uwielbiającego swoją tłuściutką seksualność żigolaka, a Radek Pazura. .. słów brakuje, w kogo przeistacza się Radek Pazura. To trzeba zobaczyć. Pazura po tym, co zrobił w spektaklu, może pozbyć się kompleksu brata (o ile taki miał). Pokazał nie tylko talent sceniczny, ale też taki dystans do swojej osoby, że wielu smutnych aktorów dramaturgicznych mogłoby mu pozazdrościć. Pomysł na spektakl był dziecinnie prosty. Powstał na bazie sztuki i filmu "Full Monty", tyle że Jakubik zaadaptował go do polskiej rzeczywistości. Na czym zatem polega sukces "Goło i wesoło"? Na totalnej, wszechogarniającej autoironii. Zbrojewicz nie kryje, że nie ma urody amanta, Andrzejewski nie udaje, że jest wysoki i dobrze zbudowany, a Królikowski olewa z wyraźną rozkoszą wszystkie diety cud. Są sobą i z tej swojej, wcale nie idealnej, cielesności robią atut. I rozśmieszają, i wzruszają, bo są... nasi. Przez cały spektakl, dusząc się ze śmiechu, trzymamy za nich kciuki i życzymy, by się nie poddali. By nie zwyciężył wstyd, pruderia i lęk o swoją ośmieszoną męską godność. Panowie ze spektaklu "Goło i wesoło" są trochę tacy, jak my wszyscy. My też jesteśmy w naszym kolorowym kapitalizmie nieco nieudaczni, też nie do końca oswoiliśmy rzeczywistość, ale coraz śmielej wychodzimy jej naprzeciw. I coraz rzadziej mamy "smutną polską gębę" - jak w filmie "Szczęśliwego Nowego Jorku" nazywa naszą narodową fizjonomię Bogusław Linda. A to wszystko także dlatego, że coraz rzadziej wstydzimy się siebie i swojego uśmiechu. Dlatego kompletnie szczerze, bez poczucia obciachu, polecam Państwu ten spektakl. Uśmiałem się na nim po pachy. Całkiem bezwstydnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji