Artykuły

Zelenka bawi i przeraża

"Dubbing street" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Witold Kociński w Śląsku.

Kochamy czeskich artystów, chociaż czasem głośno wyśmiewamy ich dokonania. Nadal pokutuje mit, że czeski film to taki - co to "nikt nic nie wie", a przecież doskonale rozumiemy o co chodzi, wzruszamy się, śmiejemy, trochę nawet zazdrościmy naszym sąsiadom dystansu z jakim potrafią pokazać najokrutniejsze sytuacje. Autor wystawianej właśnie w Teatrze Śląskim sztuki "Dubbing Street" Petr Zelenka powiedział: Bo moim zdaniem Polacy to tak naprawdę Czesi plus papież (Rzeczpospolita). Trudno mu nie przyznać racji.

Akcja sztuki Petra Zelenki, napisanej pierwotnie specjalnie dla obsady z Teatru Dejvic-kiego w Pradze, toczy się w małym upadającym studiu dubbingowym.

My wolimy lektora i napisy, ale Czesi niemal wszystko, co pokazują w TV i w kinie dubbingują. Wraz z wolnością zapotrzebowanie na te usługę wzrosło. To studio akurat pada, bo w nim zebrali się ludzie toksyczni, pokręceni, zdziwaczali. Gadają cytatami z telenoweli, działają niczym bohaterowie najgłupszych seriali. Całkowicie pogubili się w rzeczywistości. To nie jest, niestety, jedynie czeska przypadłość, tak samo bywa i u nas - przecież najordynarniejsze i najgłupsze telewizyjne zwroty trafiają do codziennego języka. Na początku wydają się zabawne, potem już tylko denerwują...

Mało dochodowy interes prowadzą Ewa i Paweł ~ małżeństwo przeżywające kryzys, nad stroną techniczną czuwa znosząc wszelkie niedogodności, z brakiem zarobków włącznie, ich przyjaciel Karol - brat Lady, dziewczęcia do cna zepsutego i bez skrupułów. Trafia do nich z dziwną propozycją tajemniczy Michał, który chce wynająć studio dla swoich "muzycznych" eksperymentów. Chodzi z wielkim futerałem na kontrabas, w którym ma całkiem niezły "zestaw muzyczny do trąbienia"... Jak się okazuje to alkoholik próbujący zerwać z nałogiem albo raczej pragnący się zapić na śmierć. No i zaczyna się dziać.

Jest wesoło i straszno, smutno z nadzieją i bez nadziei. Farsowo i tragicznie. Kiedy autor przerazi nas sceną ponurą i okrutną to zaraz rozbawi do łez jakimś błazeństwem. Wszystko kończy się tak, jak w najdurniejszym serialu morderstwem i samobójstwem... Teatralna wizja świata w wykonaniu Zelenki do tego przecież prowadzi, a jednak jesteśmy zaskoczeni banalnością i głupotą. .. Nie dajmy się całkiem otumanić różnym medialnym szamanom!

W cenionym u nas dorobku Petra Zelenki tę sztukę potraktowano po macoszemu i trochę się za nią autorowi oberwało. Mnie się po prostu podoba. Budzi wściekłość, sprzeciw, staje się tarczą obronną przed destrukcyjnym złem wylewającym się nieprzerwanym potokiem z telewizyjnych ekranów. Za co jeszcze lubię twórczość tego czeskiego mistrza kina i sceny - ano za to, że swoimi ogłupiałymi bohaterami nigdy nie gardzi.

Robert Tatarczyk należy do grona szczególnych adoratorów sztuki czeskiej, zarówno kina, jak i teatru, kabaretu literackiego, czy piosenki. Jest wielbicielem Joramira Nohavicy i niezrównanym interpretatorem jego twórczości, o czym niejednokrotnie mogłem się przekonać. To przecież ta sama śląska wrażliwość! Któż więc inny mógłby lepiej ukazać wszystkie smaczki sztuki Zelenki polskiej publiczności? Reżyser dobrał najlepiej pasujących aktorów do wymyślonych przez autora postaci - wszyscy wywiązali się z powierzonego zadania znakomicie. Grzegorz Przybył (Michał) jest do bólu prawdziwy jako alkoholik, niczym diabeł mami, tumani, przestrasza. To budzący litość, odpychający, pozbawiony wszelkich zasad cynik z wyżartym przez wódę mózgiem. Aktor pokazał delirkę niczym prawdziwy alkoholik w dokumencie o odwyku. Przybył obsadzany jest w tak drastycznych i wymagających ogromnego wysiłku rolach, że zaczynam obawiać się o psychiczną wytrzymałość tego znakomitego aktora. Dariusz Chojnacki (Karol) skupiony, cicho prowadzący wewnętrzną walkę ze swoim homoseksualizmem, którą boleśnie przegrywa dopisuje kolejny aktorski sukces na swoim koncie. Michał i Karol to żywe trupy.

Najbardziej podobał mi się jednak Marcin Szaforz (Paweł), który ciągle jeszcze ma marzenia i wierzy, że wszystko się na lepsze odmieni. Pozornie głupia scena z dubbingowaniem ordynarnej kreskówki dla dorosłych - majstersztyk! Najbliższa poetyki teatru Zelenki jest Barbara Lubos (Ewa) - taka zwyczajna, uległa kobieta, ale, ale... To pełna niedomówień, psychologicznych niuansów rola. Wielkie brawa! Swoje pięć minut ma także aktorka, która nigdy mnie nie zawiodła. Żal tylko, że perfekcyjnie wykreowana przez Annę Kadulską terapeutka tak krótko jest obecna na scenie. Postaci wiernej i kochającej do końca, kobiety opętanej przez czarusia-alkoholika, która nie dała się zniszczyć, zapomnieć nie sposób. No i wreszcie najmłodsza i najmniej sympatyczna postać, czyli Lada - jej bezmyślny konsumpcjonizm, brak zasad i uczuć przeraża najbardziej. Po wyjściu z teatru to na niej wieszamy psy. Niełatwo aż tak widza rozdrażnić - tym większe uznanie dla Katarzyny Błaszczyńskiej!

Scenograf Marcel Sławiński zagospodarował scenę w Malarni po mistrzowsku. Nie było to łatwe, bo miejsca tyle co kot napłakał. Mam tylko jedną uwagę do reżysera i jednocześnie autora opracowania muzycznego Roberta Talarczyka. Nie wszystkie piosenki zdobią spektakl. Z niektórych śmiało można zrezygnować albo zastąpić je innymi...

Zapewniam, że przedstawienie warto zobaczyć. Trochę się przestraszyć, podumać i pośmiać...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji