Artykuły

Fałszerstwo doskonałe w Dramatycznym. Białostockie klimaty

"Migdały, rodzynki. Szkice białostockie" w reż. Adama Biernackiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Był sobie kiedyś Prożektor, zjadliwe pismo satyryczne. Dziś czytanie owych smacznych kawałków z przedwojnia to prawdziwa uczta. Ale nie każdy ma o Prożektorze pojęcie - dobrze więc, że grupa twórców z Węgierki wyciągnęła go z lamusa, teksty odziała w piękne piosenki, zabawiła się formą. "Migdały i rodzynki" wyszły nieoczekiwanie całkiem składnie, szkoda tylko, że w połowie trochę rozłażą się w szwach.

Najnowsza premiera w Teatrze Dramatycznym to dość urokliwy wycinek z przeszłości Białegostoku, wspomagany projekcją filmów, fotografiami i pięknymi piosenkami. Ba, piosenki w wykonaniu Martyny Zaniewskiej oraz stylizowany na film niemy slideshow, to niezaprzeczalne wartości spektaklu.

Prożektor bije równo

Spektakl o przedwojennym Białymstoku trochę mówi, choć to oczywiście wiedza powierzchowna, ledwie prześlizgnięcie się po temacie. Ale też to nie zarzut, artyści sami zatytułowali produkcję: "Migdały i rodzynki. Szkice białostockie". Faktycznie, trochę to szkicownik, trochę impresja, trochę rodzaj komiksu o filmowej proweniencji, w którym co i rusz otwierają się nam kolejne okienka. Głównym lejtmotywem są tu wyjęte z Prożektora cytaty (a ten chlastał biczem satyry wszystkich równo: i kołtunerię w stylu Mieszczunkiewiczów i Ciaputkiewiczów, i Venus Trotuaris, czyli córy Koryntu, i nimfomanki, niezdrowo podniecone, i Aleksandra Wertyńskiego, który z recitalem zjechał do Białegostoku, i miejscowe szumowiny, męty, ladaca rozmaite).

Ale też, prócz Prożektora, mamy fragmenty innych gazet, pamiętników, listy, fragmenty nagrań, w których słychać głosy dzieci i inne archiwalia. Z tego wszystkiego reżyser Adam Biernacki wraz z aktorami stworzył różnego rodzaju scenki, wiążąc je ze sobą dość luźno. Czasem jednak szwy całości nieco się rozłażą, szczególnie pod koniec, gdy spektakl traci tempo, a niektóre teksty nie przystają do całości. Tak jak historia Białegostoku jest wielobarwna, tak i spektakl utkany jest niczym kilim, próbujący pokazać różne odcienie przeszłości. Ale nie zawsze konsekwentnie. Kulturowy tygiel Białegostoku tworzyli i Polacy, i Żydzi, i Niemcy, i Rosjanie, i Białorusini. Niektóre społeczności w spektaklu potraktowane są po macoszemu (np. niemiecki/ewangelicki wątek dotknięty jest zaledwie poprzez wyśpiewanie po niemiecku pieśni "Całuję twoją dłoń, madame").

Nie chodzi oczywiście o to, by mierzyć, ile w spektaklu nacji takiej czy innej, rzecz w tym, że w przypadku niektórych wątków aż się prosi, by je rozwinąć, innych jest zaś ciut za dużo. Spektakl co i rusz przełamuje nastroje, proporcje nie są tu najistotniejsze, ale że ma w sobie pewną eteryczność i lekkość, to i chciałoby się, by w kwestii merytorycznej, również zachował pewną harmonię.

Zabawy alkoholiczno-erotyczne

Na scenie dwoją się i troją Justyna Godlewska-Kruczkowska oraz Rafał Olszewski (spektakl mógł powstać, bowiem to właśnie ten aktor otrzymał na projekt stypendium artystyczne Prezydenta Białegostoku, a teatr wsparł go zapleczem technicznym). Oboje występują w nieco upiornej, nie do końca czytelnej stylizacji (przywołującej klimaty dwóch odmiennych gatunków: trochę film "Gnijąca panna młoda", trochę "Kabaret"), ale w sumie cały spektakl to na swój sposób przywoływanie duchów z przeszłości.

Ta dwójka, używając najróżniejszych sposobów i zestawu min i gestów, przenosi na scenę teksty pisane innym niż dziś językiem (wielu mogłoby się od przedwojennych autorów uczyć). Na co dzień owe teksty gdzieś tam leżą w bibliotece, uwiecznione na mikrofilmach, zacytowane w książkach. Teraz - za sprawą scenek, przemów, min, gestów - ożywają. I dobrze. Aktorski duet nieźle ze sobą czuje się na scenie, co było widać już jakiś czas temu w rozegranych na dwie osoby "Rozkładach jazdy".

Cytaty z Prożektora - o "zabawach alkoholiczno-erotycznych", awanturnicach z widelcami, konkach, romansach, "kokainistkach, sadystkach, adeptkach miłości lesbijskiej", o niezdrowym podnieceniu zalewającym salę podczas koncertów adonisów różnego autoramentu, o historiach cyrkowych szaleńców, na występy których zbiegała się gawiedź (świetna scena z pechowym Ursusem), czy wreszcie o słynnej plotce, która poszła w świat o spaleniu białostockiego kina i "Ben-Hura" przez widzów - w wykonaniu aktorów wypadają ciekawie i zabawnie.

Przedwojenny Białystok to, oczywiście, nie tylko tego typu historie, w żartobliwej opowieści są też ciemne momenty - pobrzmiewają echa pogromów, konfliktów, rosnącego zagrożenia ze strony bolszewików, wreszcie wojna i Holocaust.

Fałszerstwo doskonałe

Cały ten kolaż historii, opowiastek, skeczy (czasem bezładny, czasem bardziej przemyślany), utrzymany jest w pastiszowo-nostalgicznym tonie i zbudowany za pomocą najróżniejszych środków wyrazu. Co chwila zmieniają się narracje i nastroje, mamy ciekawy teatr cieni, aktorów na żywo, archiwalne fotografie, fragmenty starych filmów (prawdziwych).

I mamy też fałszerstwo doskonałe - czyli coś na kształt archiwalnego filmu niemego - "Artystki na scenie i w życiu". Absolutna rewelacja, historia w stylu przedwojennych tak modnych filmowych dramatów, w którym są strzały, rzucanie się w przepaść, zerwanie więzi rodzinnych, najpierw sława, potem niesława, i tak dalej, i dalej. W tym wszystkim, w czarno-białej stylizacji i pozach rodem z romansów sprzed stu lat - świetnie sfotografowani aktorzy białostoccy z całą paletą dramatycznych min i gestów: Aleksandra Maj w anturażu z Trędowatej - przedwojenna diva jak żywa, Katarzyna Siergiej - grająca jej córkę, oraz Krzysztof Ławniczak i Piotr Szekowski (w roli kochanka i męża). W makijażach i fryzurach z epoki, sfotografowani znakomicie przez Emilię Siemakowicz, w pierwszej chwili są nie do rozpoznania,. Złudzenie jest naprawdę duże - fotografie wyglądają jak fascynujące portfolio kadrów z przedwojennego filmu.

Głos Zaniewskiej

Innym świetnym zabiegiem jest zaproszenie do współpracy Martyny Zaniewskiej. Na co dzień zajmująca się promocją w teatrze wokalistka ma talent i ciekawy głos, który uwodzi słuchaczy. Schowana za cielistą zasłoną (wraz z pięknie grającymi na żywo: akordeonistą Damianem Breczko i oboistką Magdaleną Pogorzelską), co jakiś czas wprowadza nostalgiczny klimat do spektaklu. Czy to frywolną piosenką "Szabes goj" (Leopolda Kozłowskiego ze słowami Jacka Cygana), czy kołysanką "Luli, luli" (z muzyką Joela Engela i słowami reżysera), czy wreszcie nieznaną bliżej białostoczanom piękną piosenką także przetłumaczoną przez reżysera - "Białystok, miasteczko me".

Ta ostatnia szczególnie zapada w pamięć, ma się ją w głowie jeszcze długo po spektaklu. Ci, którzy kupią program, mogą ją zabrać do domu - teatralny program to bowiem epka z czterema piosenkami ze spektaklu w aranżacji Konrada Wantrycha (wszystkich jest 10).

Najbliższe spektakle

"Migdały, rodzynki. Szkice białostockie" w reż. Adama Biernackiego w Teatrze Dramatycznym.

Najbliższe spektakle: 12 grudnia - godz. 17.30, 13-14 grudnia - godz. 20.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji