Artykuły

Kompozytor świetnie wyczuł reżyserski dylemat sporu o kształt polskości

"Samuel Zborowski" Juliusza Słowackiego. Tekst - tajemnica; wielowariantowy, uważany za niedokończony. Jak na kanoniczny tekst polskiego romantyzmu, wystawiany w teatrze zaskakująco rzadko. Do wybitnych jego realizacji z pewnością należy ostatnie przedstawienie Jerzego Jarockiego. Drażniące, niepokojące, uwierające, trudne i wymagające. Niemal niezauważone przez krytykę, zupełnie niedocenione. Jakże fascynujące. W pierwszą rocznicę śmierci reżysera i w dwa lata od premiery (17 września 2011), warto zwrócić uwagę na to przedstawienie także w kontekście muzyczności.

Postać i legenda Zborowskiego najczęściej była wykorzystywana do ukazania - ponoć arcypolskiego - napięcia między ideą wolności, szlacheckiej swobody a wymogami państwowości i prawa. W wizji Słowackiego posłużyła jako materiał do wielkiej rozprawy o charakterze genezyjskim: spór toczy się tu bowiem nie na ziemskiej sali sądowej, ale przyjmuje wymiar jednej z odsłon Sądu Ostatecznego, a rzecznikiem racji Zborowskiego staje się nieoczekiwanie diaboliczna postać Bukarego-Adwokata, Lucyfera wcielonego, który rozgrywa tym samym swoją własną sprawę z Najwyższym. A "sprawa polska" staje się świetnym pretekstem do tej rozgrywki. Ostatecznie Bóg zezwala najmocniej doświadczać swe narody wybrane. Tak więc Lucyfer-Bukary w poszukiwaniu materiału do ostatecznej rozprawy odwiedza i kanclerza, i zamek księcia, by sprowokować i przysłuchać się rozmowie dwóch braciszków zakonnych - logika i teologa; zstępuje na dno oceanu do piekielnego pałacu Amfitryty; idzie na cmentarz, by wziąć udział w kościelnej ceremonii dziadów i posłuchać mów obu przeciwników. Wędruje też w czasie: uczestniczy w uroczystościach pogrzebowych towarzyszących sprowadzeniu prochów Słowackiego, wysłuchuje mowy Piłsudskiego i historycznego komentarza, kręci się gdzieś po płycie lotniska w Smoleńsku (w trakcie nabożeństwa w kaplicy cmentarnej wyraźnie słychać odgłosy przypominające samolot schodzący do lądowania i syreny alarmowe), pali znicze na Krakowskim Przedmieściu...

Imponuje rozmach miejsc, czasów, nawiązań i problemów. Intryguje tajemnica, która umożliwiła stworzenie z tego dziejowego panopticum spójnego teatralnego widowiska. Kluczowa rola przypada muzyce, którą opracował Stanisław Radwan. Kompozytor świetnie wyczuł reżyserski dylemat połączenia uniwersalnego sporu o kształt polskości, genezyjskich ambicji Słowackiego i posmoleńskiej diagnozy polskiego ducha. Z tego punktu widzenia nie dziwi zupełnie wykorzystanie fragmentów "Marsza żałobnego" Fryderyka Chopina, "Czarodziejskiego fletu" Wolfganga Amadeusza Mozarta, "Stabat Mater" Karola Szymanowskiego czy utworu... "Lucifer" zespołu Behemoth! Eklektyzm tematów w połączeniu z eklektyzmem opracowania muzycznego przyniósł piorunującą mieszankę, skutkującą niebywale precyzyjnym, ostrym, klarownym widowiskiem, będącym mocnym głosem w sprawie "dramatu krzyżowego" (jak trafnie określił to Dariusz Kosiński w książce "Teatra polskie. Rok katastrofy"), jaki rozgrywał się na naszych oczach po 10 kwietnia 2010 roku.

Spektakl, zgodnie ze wspomnianym talentem Radwana, toczy się w zasadzie bez muzyki. Tym mocniej jednak wybrzmiewają sceny, w których ta muzyka punktowo się pojawia. Nieliczne autorskie fragmenty muzyki znakomicie podkreślają główne miejsca przedstawienia, jak niesamowity song do fragmentu pieśni z aktu II "Samuela Zborowskiego" ("Gdy wyrośniesz na człowieka, / Staną ci sny... jak liczny wróg, / I stworzysz świat... jak tworzy Bóg..."), śpiewany mocnym głosem Janusza Radka z delikatnym towarzyszeniem fisharmonii (Mirosław Jastrzębski) albo modlitewna pieśń, wielogłosowa kantata postaci, które odważnie dookreśliłbym jako "kobiety smoleńskie" (choć ani reżyser, ani scenograf tak dosłownie tego nie czynią). Z kolei dobór wspomnianych cytatów muzycznych układa się w czytelny dramaturgiczny zapis. O ile pierwszy akt kończy się modlitewnym "Kyrie eleison", podkreślającym nastrój klasztornej dysputy obu braciszków, to już drugi akt natychmiast rozpoczyna się mocnym akcentem - piekielną sceną wizyty Lucyfera w Pałacu Amfitryty, której towarzyszy muzyka Nergala i jego zespołu Behemot. (Ma to do pewnego stopnia posmak żartu i świętą rację miał ks. Adam Boniecki uspokajając, że jeśli Nergal ma coś wspólnego z diabłem, to tym z bożonarodzeniowej szopki.) Wszystko po to, by za chwilę Lucyfer (bardzo muzyczna kreacja Mariusza Bonaszewskiego) mógł wydobyć pieśń rodzącą się z zadziwienia, która z aktorskich jęków i fałszów przechodzi w mocny operowy dźwięk. Ten z kolei przeradza się w finał "Czarodziejskiego fletu" - opery o przekroczeniu granic życia i śmierci. Ten proces wtajemniczania widza pozwala reżyserowi szybko wprowadzić scenę pochówku prochów Słowackiego na Wawelu, której towarzyszy "Stabat Mater" Szymanowskiego (który był kierownikiem muzycznej sekcji obchodów). Stąd już blisko do skojarzeń związanych z pogrzebem Lecha Kaczyńskiego. III akt toczy się bez ilustracji muzycznych, wyjąwszy trąby anielskie i niebiańskie fanfary. To spór sądowy toczony na słowa. Słowa mówione wielkimi literami.

Przedstawienie, jak wspomniałem, przemknęło gdzieś niezauważone w prasowych komenatrzach. Czy to efekt trudnej frazy Słowackiego? Czy samej interpretacji Jarockiego, niebezpiecznie bliskiej tragedii smoleńskiej? Gzy wymagająca forma tego teatru, tak znana z najlepszych dokonań - przebrzmiała? Jakby wszyscy się zmówili, by przystać do obozu Zamoyskiego i powtórzyć za nim: "Panowie, przestańcie, to zaduszne święto, nie miejsce na teatry, żarty i zabawy!". Po drugiej stronie sali sądowej stoją ci, którzy chętnie powtórzyliby za Eolionem, mającym dar rozmawiania z duchami: "Pyszne to głosy... Głosy, jestem z wami"! A my, widzowie, siedzimy za stołem sędziowskim i niczym Chrystus, który u Jarockiego nie domawia wyroku, mamy osądzić siebie. Muzyka i opracowanie muzyczne Stanisława Radwana w tej rozprawie pełnią rolę metafizycznych dowodów adwokata. Adwokata diabła, rzecz jasna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji