Klata na fest
Fenomen Jana Klaty polega na sprzecznościach. Klata to anarchista z irokezem, który w kieszeni nosi różaniec. Ale nie zobaczycie go modlącego się przed kamerami, wiarę chroni tak samo jak swoje życie prywatne. W swoich spektaklach porusza sprawy moralności, ale nie moralizuje - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej - Co Jest Grane.
Jeszcze dwa lata temu niewiele osób znało jego nazwisko, dzisiaj jest wymieniany w czołówce polskich reżyserów teatralnych. W sobotę [3 grudnia] w Teatrze Dramatycznym rozpoczyna się festiwal przedstawień Jana Klaty.
Fenomen Jana Klaty polega na sprzecznościach. Klata to anarchista z irokezem, który w kieszeni nosi różaniec. Ale nie zobaczycie go modlącego się przed kamerami, wiarę chroni tak samo jak swoje życie prywatne. W swoich spektaklach porusza sprawy moralności, ale nie moralizuje. Prowokuje widzów do myślenia, nie unika szokujących tematów i rozwiązań. W "... córce Fizdejki" wg Witkacego wprowadził na scenę postaci więźniów Auschwitz, aby pokazać, jak głęboko Polacy i Niemcy tkwią w nierozliczonej przeszłość". W "Fantazym" zderzył wulgarną scenę seksu z patriotyczną pieśnią "Czerwone maki na Monte Casino", by pokazać lekceważący stosunek Ameryki do lokalnych tradycji. W "Lochach Watykanu" wyśmiewał religijny kicz spod znaku Radia Maryja. W "Nakręcanej pomarańczy" z przemocy uczynił widowisko przypominające zawody "wrestlingu".
Ten warszawiak, który wystawiał dotąd swoje spektakle poza Warszawą, ma w głowie chrześcijańską busolę, która prowadzi go przez dawną i współczesną literaturę. Skala jego fascynacji literackich jest zaskakująca: od politycznej antyutopii Anthony'ego Burgessa, przez powieść fantasy Philipa Dicka, którą realizuje obecnie dla Starego Teatru w Krakowie, po klasykę polską i obcą: Szekspira, Gogola i Słowackiego. Wszystkim tekstom Klata nadaje osobiste piętno, dopisuje sceny i uwspółcześnia, wydobywając z nich nowe brzmienia i sensy. Tak jak w "Hamlecie" wystawionym w Stoczni Gdańskiej, który stał się gorzkim podsumowaniem piętnastu lat polskiej wolności.
Oo teatru Klata wprowadził techniki rodem ze współczesnej muzyki: samplowanie, czyli wycinanie fragmentów utworów i łączenie w nową całość, i skreczowanie, czyli "rysowanie", "brudzenie" obrazów i dialogów. Można powiedzieć, że to pierwszy didżej w polskim teatrze, który miksuje na scenie stare teksty ze współczesnymi brzmieniami. Warto sprawdzić, jak wyjdzie jego set na warszawskich scenach.
***
Co na festiwalu?
"Nakręcana pomarańcza" (na zdjęciu u góry) - antyutopia Anthony'ego Burgessa o świecie opanowanym przez przemoc.
W wydaniu Klaty - dwugodzinny teledysk na żywo z moralnym przesłaniem: czy amputacja zła sprawi, że świat będzie naprawdę dobry? - Teatr Dramatyczny, 3 grudnia, godz. 18
"Lochy Watykanu" - wyklęta niegdyś przez Kościół powieść Andre Gide'a o oszustach, którzy wyłudzają pieniądze na uwolnienie rzekomo uwięzionego w lochach Watykanu papieża. U Klaty: konfrontacja fundamentalizmu spod znaku Radia Maryja i nihilizmu spod znaku Radiostacji - Teatr Dramatyczny, 5 grudnia, godz. 18
"Rewizor" - telewizyjna wersja przedstawienia z Wałbrzycha. Akcję komedii Gogola o przeżartym korupcją miasteczku Klata umieścił w realiach Polski lat 70. rządzonej przez sekretarzy. Śmieszna i straszna opowieść o moralnej degrengoladzie władzy - Teatr Studio, 6 grudnia, godz. 19
"Fantazy" - dramat Juliusza Słowackiego o podupadłych arystokratach, którzy sprzedają córkę bogatemu romantykowi, prze niesiony w realia współczesnego blokowiska. XIX wieczny wiersz miesza się z blokową "łaciną". Dla odpornych - Teatr Dramatyczny, 7 grudnia, godz. 19
"... córka Fizdejki" - surrealistyczna sztuka Witkacego o najezdzie neokrzyżaków na Litwę komentarzem do wstąpienia Polski do UE. W roli podbitych bojarów - bezrobotni z Wałbrzycha. Nigdy "Oda do radości" nie brzmiała tak źle - Teatr Studio, 5 grudnia, godz. 21
W niedzielę, 4 grudnia, o godz. 17 w Cafe Kulturalna - spotkanie z Janem Klatą.
Na zdjęciu: scena z "Fanta$y" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.