Artykuły

Jak grać Fredrę?

Pytanie to powraca z okazji niemal każdej premiery. Zwykle odpowiedź kwitowana jest żałosnym westchnieniem: to już nie te czasy, gdyśmy mieli całą plejadę znakomitych, komediowych aktorów. Dziś umiejętność mówienia wiersza należy do rzadkości, zagubiła się gdzieś lekkość, wdzięk i gracja, z jaką winno się grać starego Fredrę.

Westchnienia i utyskiwania można powtórzyć omawiając spektakl poniedziałkowego Teatru Telewizji. "Śluby panieńskie" w reżyserii Ireneusza Kanickiego szczególnie w trzech pierwszych aktach nie miały ani tempa, ani humoru, ani ciekawych rozwiązań sytuacyjnych na które ta doskonała komedia zasługuje. Lekkości i wdzięku zabrakło także w interpretacji aktorskiej - Gucio Cezarego Kaplińskiego dostojnie recytował tekst, nie umiał i być ani zabawny, ani przymilny. Albin Jana Englerta był także zbyt jednostronnie ponury, swoim płaczem i swoimi westchnieniami nie prowokował do śmiechu. Klarę zagrała z tempem i werwą Iwa Młodnicka, Anielą była Elżbieta Koślacz. Obie na tle panów wyglądały korzystnie, choć może i one nie w pełni wydobyły całe bogactwo swych ról. Prawdziwie zabawnym Radostem był za to Zdzisław Mrożewski. Panią Dobrójską zagrała Eugenia Herman, choć chyba nie jest to rola dla tej utalentowanej aktorki.

Fredro zwykle się broni przed zabiegami inscenizatorów, przed błędami i brakami aktorów. Tym razem podobnie - pod koniec, nie zważając na wszystko, można się było pobawić i podelektować samym tekstem. Też ważne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji