Artykuły

Blackmetalowa opera w Zamku

Dwa tygodnie po berlińskiej premierze w sobotę zobaczyliśmy w Poznaniu ostatnią część tryptyku Markusa Öhrna "Bis zum Tod". Straszny a zarazem niedosłowny obraz rozpadającej się rodziny w Europie - pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Markus Öhrn nazwał ostatnią część swojego tryptyku black-metal opera. Całoś zaczyna się elektroniczną introdukcją, która przypomina uwerturę. Blackmetalowe numery mogą kojarzyć się z ariami operowymi, ale najważniejsze skojarzenie tkwi nie tyle w formie, ile w klimacie. Próbie podniesienia na wyższy poziom problemu, z jakim zetknęła się zwykła rodzina europejska klasy średniej. Zaglądamy do wnętrza uporządkowanego świata rodziny za pomocą kamery.

Obserwujemy bohaterów tego sterylnego domu, jakby przez dziurkę od klucza. Widzimy i słyszymy ten świat fragmentarycznie. Głównym bohaterem jest trzynastolatek (Anders Carlsson), który dusi się w ułożonym i ustabilizowanym świecie rodziców. Buntuje się przeciwko grze pozorów. Reakcją na młodzieńczy bunt są represje. Chłopak spotyka na swojej drodze mężczyznę - bibliotekarza (Rasmus Slätis), który mu daje nadzieję na lepsze i inne życie, wolne od powtarzalności i schematyzmu. Oczekuje w zamian innej zależności - seksualnej. Jest pedofilem. Öhrn bezceremonialnie obnaża toksyczność współczesnej rodziny. Inna miłość jest synonimem wolności, a pedofil niemal jedynym człowiekiem, który naprawdę kocha...

Markus Öhrn sceniczny portret kreśli operową kreską, czyli zamaszyście, bez niuansów, bez nadmiernego psychologizowania... Ostre i wyraziste kontury, epatowanie drastycznymi środkami, które i tak nie robią już na widzu wrażenia (litry czerwonej farby, którą smarują się, a właściwie ociekają bohaterowie). Ale Öhrn potrafi wpleść w tę potworną narrację, w ten świat popapranych bohaterów, element komizmu (znakomita scena ojca z plastikowymi kwiatkami i owadami). I on właściwie bardziej niżli czerwona farba podkreśla i wyjaskrawia powagę sytuacji. Przez śmiech (uśmiech) zaczynamy dostrzegać opresyjność i represyjność świata, który kryje się za murami schludnych - na pozór - domów. To nic, że bohaterów oglądamy głównie na ekranie. Markus Öhrn potrafi kamerą zajrzeć głębiej i inaczej pokazać ich emocje. Siłą spektaklu są wykonawcy. Oprócz wspomnianych już Andersa Carlssona i Rasmus Slätisa, trzeba wymienić Elmera Bäcka (Matka), Jakoba Öhrmana (Ojca) i diabolicznego gitarzystę Linusa Öhrna. Pierwsza część tryptyku była przegadana i nachalna publicystycznie. Drugiej nie oglądałem. Ostatnia jest bardziej metaforyczna, choć dotyka najgorętszych tematów, którymi żyje Europa, która dostrzegła, że stare i utarte wzorce rozpadają się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji