Andersen w spódnicy
"Królowa Śniegu" w reż. Marka Sitarskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej Gazecie Poznańskiej.
Kto uwierzy, że można wystawić .Królową Śniegu" Andersena, mając do dyspozycji czworo aktorów, trzy lalki, jedną szafę i jeszcze kilka pomniejszych rekwizytów? Okazuje się, że jednak można, choć trzeba zadbać jeszcze o parę drobiazgów...
Po pierwsze - niezbędny jest do tego Marek Sitarski. To znaczy niezły aktor, który także gra, śpiewa, komponuje, pisze teksty literackie, reżyseruje, projektuje scenografię i kostiumy, a nawet potrafi sam zmajstrować kukiełki. Krótko mówiąc "człowiek-orkiestra" w scenicznym wydaniu. Po drugie - potrzebna jest Izabela Noszczyk czyli aktorka, pełna ciepła i naiwnego wdzięku, z dużym poczuciem humoru i obyciem scenicznym, która potrafi odbierać reakcje widowni i natychmiast na nie reagować, toteż świetnie nawiązuje kontakt z dziećmi. Czego najlepszym dowodem była rola "Plumpy" czy też świnki Geb-Geb z menażerii Doktora Dolittle.
Bajki z szafy
To właśnie ona - tutaj w roli jeszcze całkiem dziarskiej babuni - kreuje na scenie opowieść o Kaju i Gerdzie, którą wymyślił Andersen, a przetworzył na język "teatru ubogiego" Sitarski. Jak przystało na dobrą babcię, piecze słodkie ciasta dla niesfornych wnuków i opowiada im bajki nie z tego świata. Te bajki - jak można się domyślać - mieszkają w starej babcinej szafie kuchennej, malowanej baśniowymi barwami, która potrafi udawać, że jest np. tajemniczym ogrodem lub groźnym lasem, w którym grasują rozbójnicy. Poczciwa babuleńka zapada też czasem w fantastyczne, nierzadko koszmarne sny, które jakimś przedziwnym sposobem trafiają również do wyobraźni dzieci. I tak zaczyna się toczyć "bajka w bajce", w której dobra babcia gra rolę także zimnej i nieludzkiej Królowej Śniegu czy też tylko pozornie groźnej rozbójniczki. Podobnie zresztą pozostali aktorzy całkiem udanie wcielają się w rozmaite andersenowskie
postaci, posługując się przy tym zaledwie maskami czy fragmentami kostiumów.
Pomysły scenograficzne
Tutaj wypada pochwalić Marka Sitarskiego za proste a skuteczne pomysły scenograficzne i inscenizacyjne, z których najpiękniej zaprezentowała się lodowa kraina wyczarowana z odblasków światła na płachcie cieniutkiej folii, falującej w powietrzu. Udany był też kostium Królowej Śniegu. Młodej widowni spodobała się również wrona, bardziej jednak kojarząca się z prehistorycznym pterodaktylem czy też jasełkowym "turoniem" niż swojskim ptakiem. Najwięcej zastrzeżeń mam do kukiełek głównych bohaterów tej opowieści, wywodzących się gdzieś z pogranicza estetyki Stasysa Edrigivicziusa, które były po prostu koszmarnie brzydkie. Gerda przypominała raczej młodą Babę Jagę, a Kaj szczotkę do czyszczenia pewnych urządzeń sanitarnych. 0czywiście domyślam się w tym zabiegu jakiegoś głębszego podtekstu (być może realizacji jakichś dziecięcych propozycji?), ale efekt - zwłaszcza na tle tak plastycznego widowiska - okazał się nie najlepszy.
Zabawy z horrorem
Spektakl, wyczarowany przez Marka Sitarskiego, Izabelę Noszczyk, Izabellę Piątkowską i Olka Janiszewskiego w teatralnym foyer, trwa niespełna godzinę. Dzięki sporym skrótom akcja toczy się szybko; klimaty i nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie, umiejętnie acz dyskretnie potęgowane tłem muzycznym. Młoda widownia ogląda bajkę jak zaczarowana, choć czasem w chwilach grozy jest bliska paniki. I to jest chyba najpoważniejszy zarzut pod adresem twórców przedstawienia, że nie zdecydowali się, do jakiej grupy dzieci chcą je adresować. Niektóre chwyty zdają się być obliczalne na najmłodszych, z kolei spora dawka baśniowego horroru sugeruje co innego. Żywy teatr odbieramy jednak nieco inaczej niż odizolowaną szklanym ekranem telewizję. Do zabaw z horrorem na scenie trzeba pomału dorastać.