STS zmienia skórę
Studencki Teatr Satyryków w Warszawie wystąpił z premierą widowiska Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Jareckiego pt. "Oskarżeni". Premiera ta zasługuje na uwagę. Jest ona wyraźnym dowodem ewolucji, jaką przeżywa w ostatnim okresie STS. Teatr ten wyrasta już - jak chłopak ze zbyt krótkiego ubrania - z określenia "amatorski teatr studencki", stając się warszawską sceną - przepraszam, że użyję niepopularnego określenia - awangardową - kierowaną przez grupę młodych, ale zawodowo parających się piórem i reżyserią ludzi.
Relikty, które pozostały STS-owi z okresu jego amatorszczyzny - to udział w niektórych programach aktorów nie zawodowych i kultywowanie owej atmosfery "zabawy w teatr". Fakt powolnej, ale stałej ewolucji STS od zespołu typowo amatorskiego do normalnej scenki, jest istotnym przyczynkiem do dyskusji o studenetdch teatrach amatorskich. Przykład STS dowodzi, że teatrzyki te nie muszą stale, niejako "etatowo" egzystować w charakterze zespołów amatorskich. Życie przeczy temu założeniu. Teatrzyki te bowiem, albo umierają śmiercią naturalną, gdy ludzie, którzy je stworzyli odchodzą (vide gdański "Bim-Bom"), albo stają się scenkami o charakterze zawodowym, jak STS. Te zespoły studenckie, które są rzeczywiście teatrzykami amatorskimi działają dorywczo, stale wymieniając swych członków i nie wychodzą w zasadzie poza środowisko studenckie.
Po tej dygresji - przechodzę ad rem - to znaczy do ostatniej premiery STS-u. Po programach udziwnionych, hermetycznych, zrozumiałych wyłącznie dla kółka wtajemniczonych, jakimi raczył nas ostatnip STS - teatr ten zaprezentował znowu widowisko czytelne, jasne, mocno zaangażowane w nasze życie.
"Oskarżeni" nie są właściwie sztuką, a publicystyką sceniczną, ożywionymi kronikami sądowymi. Z fragmentów najrozmaitszych procesów sądowych (autentycznych) autorzy zręcznie przykroili całość składającą się z monologów oskarżonych, a doskonała reżyseria Jerzego Markuszewskiego i świetna gra Aliny Janowskiej i Wojciecha Siemiona złożyły się w efekcie na jedyne w swoim rodzaju widowisko. Aktorzy - bez żadnej charakteryzacji - wcielali się w dziesiątki postaci znanych nam dobrze z życia: malwersantów gospodarczych, cwaniaków, złotych młodzianów, opuszczone żony, pokrzywdzonych, oszukanych ludzi.
W efekcie oglądaliśmy widowisko będące kapitalnym komentarzem do wielu zjawisk obyczajowych naszego życia. Warto je pokazać w świetlicach i Domach Kultury. Eksperyment bowiem udał się w pełni, - rozłożona na głosy publicystyka okazała się w inscenizacji STS-u - dobrym teatrem.
Druga część spektaklu, będąca inscenizacją historii jednego z oskarżonych, odbiegła całkowicie swym stylem i poziomem od pierwszej części i była dowodem, że amatorzy nie powinni starać się grać. Brali w niej bowiem udział, obok Siemiona, studenci, członkowie STS-u. W przyjętej przez reżysera koncepcji widowiska zabrakło dla nich miejsca. STS zmienia skórę - i nie ma na to rady. Na deski teatrzyku wkraczają zawodowi aktorzy, grający w tekstach bynajmniej nie amatorów. Co będzie dalej - zobaczymy.