Albośmy to jacy tacy
Mój przyjacielu!
Gdybyś wybrał się do Teatru Dramatycznego na jego nowe przedstawienie "Ptaków", wiedząc tylko tyle, że takież - o tymże tytule - "Ptaki" napisał żyjący 25 wieków temu najwybitniejszy komediopisarz starożytności Arystofanes - byłbyś może nie lada zaszokowany. Bo oto, zanim jeszcze kurtyna idzie w górę, orkiestra gra swego rodzaju uwerturę, a w tej uwerturze przewija się motyw muzyczny... swawolnego krakowiaczka - "Ąlbośmy to jacy tacy, chłopcy krakowiacy"... Skandal?
Mój drogi zaniechaj złości, po prostu dlatego, że akurat te "Ptaki" powstały jedynie według pomysłu Arystofanesa. Powtarzam - jedyne według pomysłu. Cała reszta należy bowiem do znanej z desek Studenckiego Teatru Satyrycznego spółki - Agnieszka Osiecka i Andrzej Jarecki, którzy jako właściwi autorzy figurują też na afiszu.
Arystofanes użyczył ich sztuce m. in: miejsca akcji - obszar między niebem a ziemią, na którym króluje ptactwo. Użyczył m. in. postaci - kilku boskich i dwóch ziemskich, którymi u greckiego komediopisarza byli dwaj Ateńczycy, co to porzucili swe miasto, udali się do królestwa ptaków z nadzieją, na słodkie próżnowanie i zorganizowali im niepodległe państwo. Niewiele. To wszystko autorzy starali się wypełnić naszą historią i naszą współczesnością. I tego tu głównie szukaj. Na pewno coś Ci już mówi, że m. in. dwóch Ateńczyków zamieniono tu na dwóch polskich cwaniaków o swojsko brzmiących nazwiskach - Walczak i Nowak.
Aluzji tu dużo. Niemal co krok. Aluzja do naszych cech narodowych - bohaterszczyzny, starych ciągot wielkomocarstwowych z ich hasłem "od morza do morza", aluzji do różnych dawnych i niedawnych grzeszków, pokazanych choćby na przykładzie szybko "przełamującego się poety, witającego nowe państwo gotowymi panegirykami, architekta - mistrza od pomników... Satyra dotyka słynnego, a gorzkiego "nie oddamy guzika" i dotyka "Polski - przedmurza" i "Polski - pępka świata". Słowem - w zamierzeniu narodowa łaźnia.
Sygnalizuję Ci jednak pierwsze moje rozczarowania. Satyra nie jest tu w większości odkrywcza. Powtarza rzeczy już wielokrotnie wyśmiane, wykpione - m. in. przez tenże Studencki Teatr, z którym autorzy współpracują. Pozostawałoby więc z tej całej aluzyjnej satyry kilka tylko udanych dowcipów i kilka parodystycznych piosenek, m. in., która jest przeróbką Krakowiaka i zaczyna się od słów "Albośmy to jacy, ptacy". Piosenki są tu mocną stroną. Chcę Ci powiedzieć, że jest jednak w tej komedii i satyra jeszcze innego rodzaju. Wiesz jaka? Ta, do której pomysłu dostarczyli owi dwaj Ateńczycy Arystofanesa. U Osieckiej i Jareckiego ich losy stają się satyrycznie potraktowaną historią dwóch polskich niebieskich ptaków, szukających łatwego życia w "wolnym świecie". I oto masz współczesny problem. Na wesoło przeprowadzona konfrontacja mitu pieczonych gołąbków z "wymarzoną" rzeczywistością. Wyniknie z niej prawda nienowa - że gołąbków nie ma nigdzie. W tym wolnym świecie uda się jedynie Walczakowi, który odznacza się wyjątkowym sprytem, cwaniactwem i ma wyjątkowe szczęście. Potrafi depcząc, niszcząc iść do celu. Przegra natomiast Nowak. Zwycięski kompan uczyni zeń swego parobka. Takie są w tym świecie zasady szczęścia. Proszę - masz oto w tej komedii satyrę najcięższego kalibru. I to by tę przeróbkę najmocniej tłumaczyło.
W tym miejscu - moje drugie rozczarowanie. Niestety nie została ta satyra dostatecznie rozwinięta. Ani przez autorów, ani przez reżysera - Konrada Swinarskiego. Klęska Nowaka staje się wyraźnie widoczna dopiero w finałowych scenach - gdy jak koń padając ciągnie wóz swego pana i gdy decyduje się wreszcie powrócić do kraju. Nie jest wcześniej przygotowana. Dlatego nieco zaskakuje. Poza tym reżyser dobrze sobie radzi z formą tego przedstawienia, będącego po trosze widowiskiem-skeczem, operetką, operą komiczną. Czy pamiętasz może kabaret "Koń", który przy tym teatrze istniał kilka lat temu? Obecne "Ptaki" są jego przedłużeniem.
Radzą sobie świetnie dwaj główni tu aktorzy: Stanisław Gawlik, który gra przedsiębiorczego Walczaka i Wiesław Gołas, grający Nowaka. Obaj są znani ze swego żywiołowego komizmu. Obaj robią co mogą, by ożywić niektóre martwe sceny - głównie w akcie drugim. Furę oklasków zbiera Wiesław Gołas, w którego grze są jak zwykle elementy cyrkowej clownady, pantomimy i który, jak zwykle, swą grą znakomicie bawi widownię. Pozatem bez zastrzeżeń jest tu praca scenografa Andrzeja Sadowskiego. Powiem tylko, że to, co zaprezentował w zakresie kostiumów, dekoracji, jest dowodem kunsztu wysokiej klasy. Resztę - zobaczysz sam. Na pewno - mimo wszystko warto.