Artykuły

Widma z importu

"Widma" w reż. Barbary Sass w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Recenzja łódzkiego portalu kulturalnego www.reymont.pl.

Barbara Sass wyreżyserowała już w Teatrze im. Jaracza lepsze przedstawienia, na przykład znakomite Trzy siostry. Wyreżyserowała nawet lepszą sztukę na temat społeczeństwa irlandzkiego - interesujące Tańce w Ballybeg. Pokazane właśnie na Dużej Scenie Widma według sztuki Mariny Carr to spektakl zaledwie poprawny. Głównie z powodu słabości tekstu.

Wymowa spektaklu jest paradoksalnie - nachalnie jednoznaczna, a jednocześnie niezrozumiała i niejasna. Główna, a w oryginalnym tekście sztuki także tytułowa bohaterka, Porcja Coughlan, żyje w konflikcie z tradycyjnymi normami i powszechnie przyjętym stylem życia. Śmierć brata bliźniaka, z którym nadal czuje instynktowną więź, czyni ją nieprzystosowaną do wymagań społeczeństwa. A właściwie do wymagań jego męskiej części. Bohaterka przedstawiona jest jako ofiara świata zdominowanego przez mężczyzn, którą zrozumieć mogą tylko inne kobiety. Kobiety mają tu więcej empatii, więcej temperamentu, więcej szczerości. Są bliższe naturze, ciekawsze, bardziej spontaniczne. Charakter Porcji to kwintesencja tych cech, aż po granice karykatury. Nienawidzi swoich dzieci, dręczy psychicznie męża i kochanków, gardzi rodzicami. Jeden z bohaterów nazywa ją bezduszną, głupią dziwką i sądząc po pozorach - ma sporo racji. Feministyczną wymowę sztuki stawia to pod dużym znakiem zapytania, choć oczywiście wszelkie zło można uznać za skutki opresyjnej wobec kobiet kultury. Nie ma tu jednak konfliktu zrozumiałych dla widza wartości i nie pomogą mitologiczne aluzje do Antygony, Elektry i Medei. Bo o kazirodczych zbrodniach założycielskich bohaterki rozmawiają przy barowym stoliku.

Jednowymiarowość męskich ról stawia przed aktorami trudne zadania. Cóż bowiem ciekawego może w postaci barmana pokazać na przykład Mariusz Jakus? Warto jednak zwrócić uwagę na charakterystyczną kreację Andrzeja Głoskowskiego.

Kobiety mają większe pole do popisu, zwłaszcza znakomita Barbara Marszałek w roli znającej życie, podstarzałej prostytutki. Z kolei Ewa Wiśniewska w głównej roli jest trochę nadekspresyjna, sztuczna.

Podobny kłopot jak aktorzy miał chyba autor scenografii. Grzegorz Małecki musiał ustawić na scenie pokój, bar i rzekę. I zrobił to w funkcjonalny, poprawny sposób. Ale na tak zagospodarowanej przez autorkę sztuki scenie zabrakło miejsca na oryginalną kreację artystyczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji