Artykuły

Powrót "Zbójców"

Celowo powstrzymuję się od ocen i głębszych analiz, tylko sygnalizując sprawy dla "Zbójców" Zadary istotne. Widziałem bowiem tylko bladą repetycję z przedstawienia - pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

To nie będzie recenzja. Przedstawienia "Zbójców" Fryderyka Schillera w inscenizacji Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie nie udało mi się zobaczyć w ubiegłym sezonie, kiedy to zaraz po premierze podzieliło ono krytykę. Jedni dostrzegli w nim reżyserski szczyt Zadary, inni odsądzali od czci i wiary. A niespełna dwa tygodnie temu ogłoszono laureatów tegorocznych nagród miesięcznika "Teatr" i okazało się, że Zadara rozbił bank. Sam dostał prestiżową Nagrodę im. Swinarskiego za "Zbójców" właśnie, grająca w tym spektaklu Amalię Wiktoria Gorodeckaja oraz Bartosz Porczyk, pamiętny Gustaw z wrocławskich "Dziadów" Zadary, podzielili się Nagrodami im. Zelwerowicza. Nie przypominam sobie sytuacji, przynajmniej z ostatniej dekady, gdy wszystkie te ważne laury dostają przedstawienia tego samego twórcy. Obejrzałem więc "Zbójców" niedługo po tym rozstrzygnięciu na pierwszym spektaklu po wakacyjnej przerwie. Na widowni Narodowego niestety garstka ludzi, pewnie warszawscy teatromani nie zakończyli jeszcze urlopów. W obsadzie zamiast Wiktorii Gorodeckiej Barbara Wysocka, zatem Amalia tego wieczoru to musiała być zupełnie inna rola. Mogę więc jedynie domyślać się, jak wyglądali "Zbójcy" Zadary w premierowym kształcie, bo widziałem jednak inne przedstawienie. W dodatku aktorzy też są tylko ludźmi. Wolniej się rozgrywają, gdy na widowni pusto. Chociaż po jakimś czasie, szczególnie w drugiej części, widowisko zyskało wreszcie właściwą energię.

"Zbójców" umieścił Zadara w bezdusznym świecie dzisiejszych korporacji, starego Moora (Mariusz Bonaszewski) uczynił współczesnym feudałem, który kontroluje własną. Pomiędzy jego synami (Przemysław Stippa i Paweł Paprocki) rozgrywa się walka o sukcesję, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Zadara jest jednak wierny rzadko wystawianemu w Polsce dramatowi Schillera, nie zmienia motywacji bohaterów. No i zadaje boleśnie aktualne pytanie - do czego prowadzi nas wolność, czy w imię pragmatycznego cynizmu można pozwolić sobie na zło?

Świetnie ten cynizm, śliskość i gotowość do popełniania wszelkich zbrodni pokazują aktorzy Narodowego z Przemysławem Stippą (Franciszek) na czele - to jego życiowa dotychczas rola. Inscenizacja Zadary imponuje rozmachem, do czego rękę przyłożył też swą świetną scenografią Robert Rumas. Widowisko wykorzystuje maszynerię Narodowego, grane jest na kilku poziomach, w odmiennych wnętrzach, a czasem i w pustej przestrzeni. To prowadzony pewną ręką reżysera współczesny grand theatre, prawdopodobnie możliwy do urzeczywistnienia tylko na narodowej scenie. Celowo powstrzymuję się od ocen i głębszych analiz, tylko sygnalizując sprawy dla "Zbójców" Zadary istotne. Widziałem bowiem tylko bladą repetycję z przedstawienia. W tym sezonie Michał Zadara zapowiedział III część "Dziadów" we Wrocławiu i "Fantazego" w warszawskim Powszechnym. Będzie więc okazja, aby powrócić w tym kontekście i do "Zbójców".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji