Artykuły

Traktat o sumieniu

Przyjemnie jest pisać o rzeczy dobrej. Taką satysfakcję sprawił mi "Proces w Salem",sztuka Arthura Millera w wykonaniu zespołu Teatru Dramatycznego. Symbioza dramat-teatr przechodzi nieraz różne dzieje. Bywa,że teatr kładzie nawet wartościową sztukę albo bardzo miernej dodaje blasku. Tym razem zaistniała szczęśliwa równowaga. Dobry tekst,ciekawe wykonanie. Fabułę dramatu spopularyzował w Polsce film "Czarownice z Salem". Wrażenia wyniesione z kina i teatru są bardzo różne. Nie tylko dlatego,że działają odmienne środki wyrazu. Przesunięty został także akcent problemowy. Filmowa wersja Sartre'a podkreśla o wiele silniej aspekt społeczny (końcowa scena zbuntowanego ludu)i psychologiczny rysunek postaci,np.żony Proctora. To jest głównie tragedia Elżbiety. "Proces w Salem" zaś - to dramat Proctora. A także - a raczej przede wszystkim - traktat o sumieniu. O sumieniu człowieka zwyczajnego,słabego,ale mającego prawą i zdrową naturę. Instynkt dobra i prawdy jest w nim silniejszy niż instynkt samozachowawczy. To właśnie staje się miarą ludzkiej godności. J.Świderski w roli Proctora jest znakomity. Bardzo prosty,bezpośredni, doskonale "chłopski",przekonywający. Widz łatwo wychwytuje wszystkie odcienie uczuć:słabość do Abigail,zapalczywą niechęć do pastora,skruchę wobec żony i gorące pragnienie uzyskania i przebaczenia,oburzenie na ciemnotę,brak zdrowego rozsądku i fanatyzm mieszkańców Salem i sądu, wielkie umiłowanie życia,lęk przed śmiercią,wahanie i mękę wyboru,wreszcie uspokojenie,pokorne poddanie się głosowi sumienia i radość:z odnalezionego w sobie dobra. Nie można fałszywie świadczyć nawet za cenę życia. Niewątpliwą zasługą gry Świderskiego jest to,że patrząc na wewnętrzne zmagania Proctora wierzymy w heroizm możliwy do osiągnięcia;jest on na miarę ludzką,staje się faktem. Każdy musi podjąć decyzję sam. Wtedy się ona liczy,jest wielką moralną wartością. Czuje to doskonale Elżbieta. Kocha męża,boi się go stracić, chce,aby żył,ale równocześnie pragnie,aby zwyciężyło w nim poczucie prawdy. Nie powie więc ani słowa zachęty,nie podsunie wyboru. Stąd rozdarcie wewnętrzne i ogrom cierpienia. Jest świadoma własnej postawy,ale po ludzku przybita i zbolała. H.Mikołajska przekazuje to w sposób bardzo oszczędny i powściągliwy. Np.taki moment:John Proctor drze podpisane zeznanie,a tym samym skazuje się na śmierć. Jak tragiczny jest wtedy jej automatyczny krok w kółko,w kółko... usta zaciśnięte,aby nie krzyczeć,oczy,które z wysiłkiem bronią się przed łzami. Jest jeszcze jedna postać, która szamocze się beznadziejnie w splątanej sieci własnych czynów. To pastor Hale. Zgrzeszył niefrasobliwą pewnością siebie. On pierwszy nierozważnie rozdmuchał proces czarownic,stał się sprawcą śmierci kilkunastu osób,a gdy zrozumiał wreszcie straszliwą pomyłkę,próbując ratować życie pozostałych więźniów zabrnął w kłamstwo jeszcze głębiej. Żałosny i wstrząsający przedstawia widok,gdy skomle,blaga skazanych o litość nad ich własnym życiem,o zaparcie się prawdy. Zagubiony,nieszczęśliwy strzęp człowieka - bardzo ciekawa kreacja I. Gogolewskiego. Szkoda,że w warszawskim spektaklu nie udała się interpretacja interesująco przecież zarysowanej w dramacio postaci Abigail. Ta młoda osóbka pod pozorami czarów i opętania świadomie dążąca do zniszczenia rywalki - jejmość Proctor - przeżywa przecież swój własny dramat,gdy mimo woli staje się przyczyną śmierci ukochanego człowieka. Kocha,nienawidzi,boi się. A tego brak nam w grze B. Krafftówny. Jest ona tylko rozkapryszonym,histerycznym dzieckiem. Reżyseria w zasadzie konsekwentna i trafna wydaje się niewątpliwym osiągnięciem L. Rene. Wymagała ona wiele kunsztu i pracy,aby nic nie zagubić z tak bogatego problemowo dramatu. Obserwujemy w nim nieprzerwany łańcuch zdarzeń. Zło,które raz zaistniało,toczy się jak lawina,ze straszliwą konsekwencją wciąga w swe kręgi coraz nowe ofiary i,aby je powstrzymać,trzeba wielkiego bohaterstwa i poświęcenia nawet własnego życia.

Wątek fabularny zaczerpnięty został z historycznego w XVII w. procesu o czary i kumanie się z diabłem w Salem,wsi amerykańskiej o tradycjach przesadnego purytanizmu i ciemnoty. Nieszczęśliwe w skutkach połączenie religii i władzy świeckiej uczyniło sprawę tym bardziej drażliwą. Można dziwić się nietolerancji kleru,oburzać na nikczemność sądu - ale nie tylko w aspekcie historycznym. Sztuka leży w zasięgu spraw ogólnoludzkich zawsze jest aktualna,bo przemoc siły nad sumieniem jednostki istnieje jeszcze często - pod różnymi postaciami

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji