Artykuły

Nie igra się z czasem...

Sztukę australijskiego,całkiem u nas nieznanego autora "Lato siedemnastej lalki" poprzedziła fama wielkiego jej powodzenia na scenach zachodnich. Czy zasłużyła na to powodzenie? Czy potrafi nas zainteresować w tej samej mierze,co ludzi żyjących w innych od nas warunkach? Oto pytania,jakie zadawaliśmy sobie,idąc na spektakl. Sztuka rozgrywa się w środowisku tak bardzo nam obcym,że niemal egzotycznym. Dom barmanki Olly,w jednym z miast australijskich,do którego na zimowy odpoczynek przybywają co roku robotnicy z plantacji trzciny cukrowej w północnej Australii,odnajdują tu dwie "swoje" kobiety. Ale autor nie kładzie bynajmniej nacisku na egzotyczność środowiska,które zresztą dla niego,Australijczyka,jest właśnie najbliższe. Chodzi mu o ludzkie sprawy,wspólne wszystkim na kuli ziemskiej,a wśród tych spraw o najistotniejszą może w życiu ludzkim: zagadnienie starzenia się. Robotników jest dwóch, Barney i Roo. Wszyscy nazywają ich "orłami",imponują otoczeniu siłą fizyczną,zdrowiem,pogodą,radością życia. Te miesiące,które spędzają na leżach zimowych,są dla domu Olly jednym pasmem przyjemności,rozkoszy i zabaw. Tak trwa już lat siedemnaście. Roo co roku przywozi swojej Olly jedną lalkę na znak,że nic się nie zmieniło. Ale lata płyną,a wraz z nimi dwa "orły" zaczynają się starzeć i o ten właśnie fakt,którego nie można już negować,na który nie pomoże zamykanie oczu opiera się dramat,ukazany przez Lawlera. Życie z całą swą drapieżną bezwzględnością pokazuje,że nie sposób go ująć w raz na zawsze ustalone kanony,że jest zmienne i musi wreszcie pokazać i swoje złe oblicze.Sprawa względności przepływania czasu była motywem wielu utworów literackich i nawet wielu,arcydzieł. Tu autor chciał pokazać,że owa względność ma swoje granice,że czasu nie zabije żaden obchodzony jednakowo z roku na rok ceremoniał, że czas nie da się zagłuszyć najbardziej głośną zabawą. Założenie sztuki bardzo więc interesujące. Ale nie zawsze dotrzymuje jej kroku forma artystyczna. Poziom dialogów miejscami razi nas swą melodramatycznością,opowiadania o zdarzeniach,które rozgrywały się poza sceną,są rozwlekłe(tu powinien wkroczyć reżyser),tak,że budzą w nas zniecierpliwienie. Te grzechy autora wynagradzała jednak w Teatrze Dramatycznym znakomita gra aktorska.

Zaczniemy od ról męskich. Dwu "orłów" zlatujących na zimowe leże,grali Aleksander Dzwonkowski i Henryk Bąk. Dzwonkowski jako Barney był zaskakujący w swej pomysłowej grze. Stworzył sylwetkę zabijaki,który ani rusz nie pogodzi się z nadchodzącą starością,mimo,że odejście młodszej od niego Nancy było jak gdyby pierwszym dzwonkiem alarmowym. Pokazał pewną szorstką dobroć swej natury,połączoną z nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością. Był przez cały czas interesujący. Henryk Bąk umiał z postaci Roo wydobyć rysy człowieka,w którym ambicja góruje nad wszystkim,pokazał też niezwykle połączenie brutalności z sentymentalizmem. Barbara Ludwiżanka grała Olly,może zbytnią wybijając na plan pierwszy histeryczne rysy wiernej kochanki,ale parę scen miała bardzo udanych. Wandę Łuczycką ujrzeliśmy w innej postaci,niż w "Wizycie starszej pani". Stworzyła Pearl kobietę,która jedyna w tym towarzystwie widzi sprawy takie, jakimi są naprawdę(gdyż nie uległa mitom panującym w domu Olly)z precyzją i maestrią,właściwą rodzajowi jej talentu. Znakomita,wprost postać starej gderliwej jędzy Emmy zawdzięczamy Janinie Porębskiej. Wniosła wiele humoru do napiętej atmosfery domu,nad którym wisi nieuchronna katastrofa. Z dużym wdziękiem zagrała rolę Bubby, młodziutkiej dziewczyny wchodzącej dopiero na drogą,z której ci starsi już schodzą,Janina Traczykówna. Jej partnerem, młodym Dowdem był swobodny i niepozbawiony uroku Mieczysław Stoor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji