Udana krotochwila
Kiedy to lat temu 36, aktorom występującym na deskach Ateneum w Warszawie przyprawiono nosy, kiedy zaszarżowano prawdziwie jak huzarom przystało, rozpętały się dyskusje. Jaraczowskie bowiem przedstawienie "Dam i huzarów" stało się znów pretekstem do polemik i rozważań do jakiego stopnia posunąć się w eksperymentowaniu można, zwłaszcza jeśli chodzi o sztuki samego Fredry. Było przerwanie przedstawienia z przemówieniem Jaracza i polemika z Grzymałą, do której rzecz jasna włączył się i Boy. Dziś spory te przycichły, a tylko od czasu do czasu dają znać o sobie, jak choćby ostatnio l okazji Hanuszkiewiczowskiej inscenizacji. No, ale że podobno, jak twierdzi Hanuszkiewicz w swym oświadczeniu zamieszczonym w programie, sam ,,hrabia Aleksander" zjawił się we śnie i oznajmił, że "widział próbę, że go to bawi i że akceptuje" - nie my wdawać się będziemy w polemiki czy tu ktoś z nich (nie wiem czy Hanuszkiewicz, czy hrabia Aleksander) nie przesadził. Wiem natomiast że reżyserowi toruńskiego spektaklu p. Henrykowi Kordzińskiemu nie zjawił się we śnie, ani Fredro, ani Hanuszkiewicz.
Nie byli też na czwartkowej premierze. A mimo to publiczność bawiła się. I chyba o to reżyserowi chodziło. Przykro mi, że po Boyu niewielu już coś nowego do spojrzenia na jego dzieła wnieść mogło... Ograniczę się do powtórzenia pewnych znanych już prawd. Mamy na scenie galerie postaci ciekawych z wielu względów. Przede wszystkim są to świetne role. Nie ma ogonów. Każda z nich daje możliwości aktorowi pełnego wygrania się. A jakie postacie mamy na scenie? Przeróżne. Siostrzyczkę, która rai swemu braciszkowi - majorowi huzarów - ...córeczkę marząc o majątku... Mamy drugą siostrzyczkę wspomnieniami tylko żyjącą, jest i pani Aniela, która chętnie by się za mąż wydała choćby za rotmistrza, dotąd kobyłkę przedkładającego nad wdzięki kobiece. Jest i porucznik, postać nader niesympatyczna, boć ta jego gra cała z majorem o swoją ukochaną sympatii mu nie przysparza. Jest i Zofija, córeczka pani Orgonowej, która choć i pół roku na pensji bywała, wykonując wolę mamuni, za starego pryka za mąż wyjść gotowa. Jest i kapelan, jest i trójka służących, że ho, ho! Są jeszcze dwaj starzy huzarzy, z których tylko jeden, Rembo, rozum zachował i wszystko do szczęśliwego końca doprowadził...
I choć wzorów do naśladowania tu raczej nie ma, choć na niejedną cechę Fredrowskich bohaterów zżymać się trzeba, to jednak są to ludzie dziś jeszcze sympatyczni, przedstawieni w zwierciadle niebolesnego humoru Fredrowskiego.
I największy sukces reżysera chyba w tym tkwi - że umiał podkreślić ów rozdźwięk jaki istnieje między obyczajami ludzi owej epoki a sposobem przedstawienia i obyczajów i ludzi. I jeśli dziś śmiejemy się, śmiejemy się nie tyle z ludzi, ale z ich pojęć i obyczajów. A że zasługa w tym artyzmu Fredry? Zgoda, ale zasługą i reżysera, iż tam właśnie rozłożył swe akcenty.
W odpowiedni nastrój wprowadziła nas niezwykle udana scenografia Teresy Darocha, przypominająca muzealną nieco atmosferę. Stworzyło to odpowiedni klimat, do rozgrywającej się akcji. Mógłbym nieco dyskutować na temat kostiumów, ale to byłoby już czepianie się szczegółów.
Aktorów wypadałoby pochwalić wszystkich. Wymieńmy więc przede wszystkim majora Czesława Jagielskiego (pysznego zwłaszcza w scenie z Zofiją) rotmistrza Stanisława Sparażyńskiego (i on najlepszą scenę miał w rozmowie z panną Anielą) i porucznika Marka Bargiełowskiego (najniższy rangą, może i dlatego był chyba najsłabszą postacią z tej trójki) i kapelana T. Pelca (bardzo dyskretnego). Z trzech sióstr chciałbym wyróżnić Ewę Ekwińską, a zwłaszcza Halinę Sobolewską. Z Zofią Melechówną posprzeczałbym się o jej koncepcję roli. Zofija Marii Chruścielównej najlepsza w momentach cytowania wyuczonych frazesów. Z trzech służących (A. Koławska, B. Tomaszewska i T. Wierzbowska) ja na miejscu Grzegorza wybrałbym Józię... No i stare huzary: Kazimierz Kurek i Zenon Jakubiec.
Sądzę, że również i aktorzy bawili się dobrze. Niech więc długo jeszcze rozweselają publiczność historią o damach i huzarach.