Artykuły

Niszowy teatr, twórczy biznes

Grzegorz Bral - aktor, reżyser, pedagog i dyrektor Teatru Pieśń Kozła - bywa nazywany następcą Jerzego Grotowskiego. Nie jest jednak etatowym pracownikiem swojego teatru, lecz jak większość występujących tu aktorów zatrudnia się na umowę o dzieło. Zmagają się z niepewnością dotacyjną, mitami wśród urzędników i nieprzychylnością telewizji. Ale od 18 lat stale się rozwijają i prowadzą międzynarodową szkolę awangardy teatralnej. Pieśń Kozła to niezwykły teatralny eksperyment - pisze Anna Druś w Pulsie Biznesu.

Współzałożyciel wrocławskiego Teatru Pieśń Kozła, jego dyrektor i reżyser jest zaskoczony pytaniem o... biznes.

- Zwykle pytają mnie o niszę, unikalność albo sens naszych działań. Pierwszy raz ktoś pyta o biznes - przyznaje Grzegorz Bral.

Poruszające spektakle

Rzeczywiście, biznes to ostatnia rzecz, jaką z Pieśnią Kozła można skojarzyć. Od biznesu w teatrze są raczej webberowskie musicale Romy, rewie Małgorzaty Potockiej albo komedie z udziałem serialowych aktorów w którymś ze stołecznych prywatnych teatrów.

Jak ma z nimi stanąć w szranki Pieśń Kozła, kojarzona z poruszającymi spektaklami w języku staroangielskim, sceną bez scenografii i przejmującym wielogłosowym śpiewem? Albo przywoływana przy okazji barwnego, lecz równie niszowego Brave Festivalu, zainicjowanego przez nią 10 lat temu we Wrocławiu, na który zapraszani są wirujący derwisze lub śpiewające gospodynie domowe z brazylijskich faweli.

Od biznesu nie da się jednak uciec. Nawet jeśli się jest - jak Pieśń Kozła - NGO-sem, czyli ograniczoną w zarabianiu organizacją pożytku publicznego.

Z duchowych pobudek

Pieśń Kozła założył na przełomie 1996 i 1997 r. Grzegorz Bral wspólnie z Anną Zubrzycką, byłą aktorką awangardowych Gardzienic. Nazwali się Teatrem Tragon, a "Pieśń Kozła - Dytyramb" była ich pierwszym przedstawieniem, po którym publiczność oniemiała, a krytycy piali peany: "O ile lat oddalony jest od nas świat mitu greckiego? O kilka milionów lat świetlnych. A w PIEŚNI KOZŁA był tak bliski, jakby aktorzy wstali przed chwilą od jakiejś bałkańskiej uczty (...) po to, żeby tańczyć, grać, śpiewać, wzdychać i jęczeć" - pisały o nich w 2002 r. "Zeszyty Literackie".

Pierwsze przedstawienie definiowało jednocześnie to, czym chcieli się zajmować: tradycją sztuki teatralnej ze szczególnym uwzględnieniem jej warstwy ruchowej i muzycznej. Teatr to dla nich laboratorium, gdzie, rozprawiając się z rzadkimi pieśniami i tradycyjnymi treściami, mogą znaleźć nowe środki aktorskiej ekspresji, a podczas nowatorskich spektakli pomóc widzowi odkrywać wrażliwość i humanizm.

Po "Pieśni Kozła" przyszły kolejne przedstawienia nagradzane i doceniane również za granicą. "Kroniki - obyczaj lamentacyjny" z pieśniami lamentacyjnymi, nagrodzona w Edynburgu "Lacrimosa" i nowsze, inspirowane Szekspirem "Makbet" i "Pieśni Leara" grane w oryginale i wyróżnione najwyższymi nagrodami w ojczyźnie dramaturga.

Aby mieć materiał badawczy do teatralnego laboratorium, zespół podróżuje do miejsc zapomnianych przez Boga i ludzi. Nie takich, jak podlubelskie wsie, które odwiedzali w latach 70. aktorzy od Włodzimierza Staniewskiego czy Jerzego Grotowskiego, ale nieco dalszych, takich jak północny Epiros na pograniczu Albanii i Grecji lub Szkocja.

- Kultura zachodnia jest jednopokoleniowa. Ma genialnych twórców, ale odznaczających się tylko w jednym pokoleniu, nie budujących na sobie pewnej tradycji - zauważa Grzegorz Bral.

I dodaje:

- Ja natomiast zajmuję się kulturą przekazywaną od kilkuset pokoleń, a takie sprawy nigdy nie rodzą się z pobudek ekonomicznych, lecz z duchowych, społecznych. Czy z tego może powstać jakikolwiek biznes?

Faktycznie, w Polsce nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli działa się w dziedzinie niszowej, nieatrakcyjnej dla widzów telewizyjnych seriali i przez to - dla sponsorów. Za to wnoszącej nową jakość do życia kulturalnego. Ale z tym polscy artyści są akurat pogodzeni, bo - jak podkreśla Brał - bardziej niż na gotówce zależy im na reputacji i kształtowaniu profesjonalizmu. Stąd (pozorna) zgoda na wieczne niedofinansowanie.

Dokonania to kapitał

Gdy zakładali Pieśń Kozła, pojęcie teatru prywatnego w kraju nie istniało. Repertuar publicznych instytucji był poprawianiem klasyki, a ich dyrektorzy i twórcy wiecznie narzekali na biedę. Dlatego założyciele wrocławskiej inicjatywy stworzyli stowarzyszenie i wzięli się za bary z niepewną rzeczywistością publicznych dotacji.

Właśnie dotacje od prezydenta Wrocławia (1,2 mln zł rocznie) i (o wiele skromniejsze lub rzadkie) od wojewody albo ministerstwa kultury (kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy) są podstawowym źródłem ich finansowania. Zależą jednak od wyniku wyborów (następny prezydent może nie chcieć ich dotować) albo od dobrej czy złej woli urzędników. To, zdaniem Grzegorza Brała, jedna z podstawowych spraw, jaka odróżnia ich od prawdziwego biznesu.

- Żaden biznesmen nie dałby rady działać w takich warunkach. Dokonania nikogo

nie obchodzą jako "kapitał założycielski" - mówi.

W rzeczywistości grantów z UE teatr się również nie odnajduje, bo trudno wpasować misję Pieśni Kozła w sztywne oczekiwania unijnych programów.

- Mamy problem z rubrykami o dokonaniach. Jest ich sporo, ale dla projektantów unijnych wniosków "dokonania" to tylko historia pozyskiwania grantów. Liczy się to, czy jestem wiarygodnym grantobiorcą, a nie wiarygodnym człowiekiem kultury - zwraca uwagę Grzegorz Bral.

Mity i przepisy

Pomysłów na zagospodarowanie popytu mają sporo, ale hamują ich przepisy dotyczące NGO i mity wśród przyznających dotacje urzędników. Pierwszy to, według Grzegorza Brała: "Kultury lepiej nie doinwestować, bo to pobudza w twórcach kreatywność", a drugi: "Nie rozwijaj się, bo jesteś nam potrzebny taki niszowy, jaki jesteś".

- Nie ma w Polsce żadnego mechanizmu prawdziwie napędzającego kulturę - konstatuje Grzegorz Bral.

Jego zdaniem, pomogłoby uzdrowienie anachronicznego systemu stawiającego na instytucje publiczne i pożyczenie kilku pomysłów prawnych wspomagających przedsiębiorczość twórców w innych krajach Europy. Dyrektor Pieśni Kozła przytacza przykład brytyjski, gdzie prawo oprócz przedsiębiorstw (limited company) i organizacji pożytku publicznego (charity) kreuje trzecią, pośrednią drogę, zwaną Community Interest Companies (CIC).

- CIC to przedsiębiorstwa po części prywatne, mogące swobodnie na siebie zarabiać, a jednocześnie zobowiązane prawnie do inwestowania zysków dla pożytku społecznego. Pomysły wprowadzenia u nas takich rozwiązań nie wyszły poza luźne rozmowy środowiska teatralnego - ubolewa dyrektor Bral.

Mimo trudności i łatki niszowości Pieśń Kozła się rozwija, przyciągając aktorów zagranicznych zwabionych legendą polskiego teatru. Ważnym źródłem jego dodatkowych dochodów są występy za granicą (około 20 rocznie, umowy zakazują zdradzania kwot) i warsztaty aktorskie. Teatr co dwa lata prowadził roczny trening aktorski na brytyjskim Manchester Metropolitan University, a w październiku 2014 r. rozpoczyna współpracę z London School of Performing Arts Practices (www.lspap.com). Praktycy z Pieśni Kozła co roku będą tam prowadzili intensywny kurs dla aktorów.

Pieśń Kozła zwabiła również Annę Marię Jopek, zafascynowaną muzycznymi eksperymentami zespołu Grzegorza Brala. Piosenkarka dołączyła w sierpniu do zespołu teatru i razem stworzyli spektakl "Return to the Voice" [na zdjęciu] oparty na muzyce Gaelic, który podbił serca publiczności słynnego festiwalu Fringe w Edynburgu.

- Będzie z tego płyta, ale chcielibyśmy wspólnie z Anną Marią Jopek pokazać spektakl również podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych 2015. Wszystko zależy jednak od przyszłorocznego kuratora imprezy - zdradza Grzegorz Bral.

Aktualnie w repertuarze teatr ma "Portrety Wiśniowego sadu" oparte na dramacie Czechowa i "Pieśni Leara".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji