Komiczne skutki awarii prądu
Komiczne skutki awarii prądu - tak właśnie brzmi tytuł recenzji z warszawskiego przedstawienia "CZARNEJ KOMEDII" Petera Shaffera, która od kilku miesięcy cieszy się ogromnym wzięciem w warszawskim Teatrze Powszechnym. Spieszymy więc donieść, że ta czołowa scena stołeczna gościć będzie niebawem w Poznaniu właśnie z ową farsą Shaffera, za sprawą zresztą Impresariatu Artystycznego AS z Torunia, a także Radia Merkury i "Gazety Poznańskiej".
Spektakl "Czarnej komedii" zobaczą poznańscy widzowie dwukrotnie na scenie Teatru Wielkiego: środa, 26 kwietnia, godz. 18.30 i 20.30. Widowisko - jak pisze jeden z warszawskich recenzentów - ma siłę wybuchu wulkanu, oczywiście wulkanu śmiechu, który eksploduje błyskawicznie i bez przerwy w tym półtoragodzinnym widowisku. Nie jest mu się w stanie oprzeć nawet nasze narodowe ponuractwo.
Shaffer napisał rzecz o komicznych skutkach awarii prądu, ale zrobił to przewrotnie: to, czego nie widać, kazał grać w pełnym oświetleniu, obnażającym niezdarność bohaterów błądzących po omacku. Kanwą więc dla istnej lawiny gagów jest wesolutka, acz błaha treść. Ale przecież w gruncie rzeczy wszyscy uwielbiamy farsę, choć niewielu się do tego przyznaje. W dodatku reżyser Marek Sikora swą postrzeloną inwencją przebił nawet najbardziej zwariowane pomysły autora.
A aktorzy? Proszę bardzo. Piotr MACHALICA jako rzeźbiarz zmaga się na scenie z wieloma rekwizytami i z zabójczą cielesnością Katarzyny SKRZYNECKIEJ w roli zazdrosnej eks-kochanki. Agnieszka KOTULANKA jako bieżąca narzeczona Machalicy z gracją spowija swe kształty kablem telefonicznym, a na poręczy dynda jak sam Harold Lloyd na wskazówce zegara. Z kolei Kazimierz KACZOR jako pułkownik szczególnie zabawnie ujarzmia fotel bujany, ale najzabawniej grają Elżbieta KĘPIŃSKA (wcielająca się w szarą mysz, czyli w pannę Furnival) i Jerzy ZELNIK. Ten ostatni - jako paradujący w gatkach histeryczny koneser sztuki i mężczyzn.
