Artykuły

Chcę być tenorem stadionowym

Kiedyś, chyba w tygodniku "Polityka", ukazała się recenzja pt. "Tenor stadionowy". Grzecznie odpowiedziałem autorce, że jeśli na stadionach śpiewali Placido Domingo, Jose Carreras czy Andrea Bocelli, to ja chcę być nazywany tenorem stadionowym - mówi MAREK TORZEWSKI, śpiewak operowy, autor utworu "Do przodu, Polsko".

Niedługo wystąpi pan w Olsztynie, który będzie jednym z przystanków pana tournee po Polsce. Sprawdziłem, ze bilety nie są tanie, ale w niektórych miastach zostały juz ich resztki. Muzyka operowa wcale nie jest tak ignorowana, jak prawie wszyscy myślą?

- Wypada mi się tylko cieszyć, że odbiór jest tak pozytywny. Poza tym chciałbym zweryfikować jedną rzecz: śpiewam głosem klasycznym, natomiast mój repertuar już nie jest klasyczny. Są to treści bardziej popularne, skierowane do szerszej grupy odbiorców, nie tylko melomanów, wielbicieli muzyki operowej. Po drugie moim marzeniem zawsze było wypracowanie własnego repertuaru i nie ukrywam, że mi się to udało. Na frekwencję na koncertach na razie nie narzekam.

Żyjemy w czasach, kiedy popularność mierzy się liczbą kliknięć w internecie. Pana utwór "Nic nie dane jest na zawsze" w serwisie YouTube oburzało już ponad 11 mln osób.

- Sam raczej nie bawię się w różnego rodzaju sprawy internetowo-facebookowe i się tym nie chwalę, bo to nie w moim stylu. Chociaż jest dziś taka moda, że należy się już chwalić, jak tylko ktoś sprzeda nawet 5 tysięcy płyt. Ja swoją ostatnią sprzedałem w nakładzie prawie 30 tys. Moje poprzednie albumy doczekały się platynowej płyty. Odbieram to jako osobisty sukces. Niektórzy zarzucają mi, że się nie chwalę, ale ja po prostu jestem inny, nie wychowałem się w epoce lajków".

Gdzie czuje się pan bardziej doceniany, w Polsce czy w Belgii, gdzie od lat pan mieszka?

- Moja działalność artystyczna biegnie dwutorowo. Swoje potrzeby klasycznej opery zaspokajam w Belgii, śpiewam też bardzo dużo we Włoszech, Hiszpanii, Francji. A jeśli chodzi o Polskę? Czasami myślę sobie, że mam już za mało czasu, żeby wszystko udowadniać dyrektorom teatrów i oper.

Jaka opinia zabolała pana najbardziej?

- Kiedyś, chyba w tygodniku "Polityka", ukazała się recenzja pt. "Tenor stadionowy". Grzecznie odpowiedziałem autorce, że jeśli na stadionach śpiewali Placido Domingo, Jose Carreras czy Andrea Bocelli, to ja też chcę być nazywany tenorem stadionowym. Wszystko zależy po prostu od spojrzenia na sprzedawanie muzyki przez dyrektorów filharmonii. Tylko że instytucje kulturalne są dotowane, mają swój program i dla nich wynik ekonomiczny nie musi się liczyć. Ja nie mam żadnych dotacji, żadnego dofinansowania państwowego, miejskiego, powiatowego czy gminnego. Żyję z tego, ilu ludzi przyjdzie na koncert Torzewskiego.

Ale na Polskę pan się chyba nie obraził?

- Nie, wręcz przeciwnie. Ja tylko mówię o sposobie myślenia, prezentowania muzyki, którą wykonuję. Jeszcze niedawno zarzucano mi, że podczas koncertów śpiewam do mikrofonu, ale w tej chwili wszyscy tak śpiewają. A jeszcze kilka lat temu była to najwyższa obraza majestatu. Idziemy jednak z duchem czasu. Poza tym jeśli muzyka zawsze podawana jest w ciężkiej, klasycznej formie, taksamo jest potem odbierana. Ja zaplanowałem sobie, że będę robił to nieco inaczej i że będę konsekwentny, obojętnie, czy się to komuś podoba, czy nie.

A jak to się stało, że los rzucił pana i pana rodzinę właśnie do Belgii? Gdzieś przeczytałem, ze był to czysty przypadek.

- Był to z jednej strony przypadek, ale i świadomy wybór. Wyjechaliśmy z Polski w latach 80., kiedy trzeba było mieć zaproszenia, wizy. Nie ukrywam, że bardzo pomógł mi wtedy były dyrektor Teatru Królewskiego w Brukseli, który - aby pomóc mi ominąć wszystkie procedury - zaproponował u siebie stały kontrakt. Tak to się zaczęło. Miałem wtedy zaledwie 25 lat.

Wyjeżdżał pan z Polski, kiedy rządził w niej jeszcze komunizm.

- Pełny komunizm. Nie każdy już to pamięta, ale kiedyś działała w kraju Polska Agencja Artystyczna PAGART, której płaciło się właściwie za nic. Były to tzw. tantiemy albo prowizje. Tylko że wynosiły one 30 proc. od kontraktu brutto. Należało dodać do tego tutejszego agenta. Dlatego powiedziałem w końcu, że nie będę płacił. Efekt był taki, że przez sześć lat nie mogłem wjechać do Polski. Potem, jak czasy się zmieniły, Polska Agencja Artystyczna zniknęła, a z nią nasze pieniądze i dokumenty.

Wróci pan kiedyś do Polski?

- Jestem w Polsce bardzo często. Żyjemy w takich fajnych czasach, że w tej chwili już nie trzeba wybierać. Dziś to bardziej kwestia chęci, nie wyboru. Oczywiście mieszkamy w Brukseli, ale prawie do samej Warszawy mamy piękną autostradę, wszystkiego jest może 14 godzin podróży samochodem. Albo niecałe 2 godziny samolotem. Dziś niemal po całej Europie można podróżować z dowodem osobistym, a jak ktoś go zapomni, to i prawo jazdy wystarczy.

W Polsce wciąż jest pan najbardziej znany z utworu "Do przodu, Polsko", który kiedyś był hymnem naszej reprezentacji piłkarskiej. Często jeszcze pan to śpiewa?

- Na każdym koncercie, w Olsztynie też to zagramy. Czy ktoś tego chce, czy nie (śmiech).

To prawda, że tę piosenkę recenzował przed laty Zbigniew Boniek?

- Tak, to była jego decyzja. Wtedy Zbyszek zajmował się akurat sprawami marketingowymi w Polskim Związku Piłki Nożnej i to on zaproponował taki hymn zarządowi. Piosenka bardzo się podobała, bo jest uniwersalna. Śpiewałem ją i na stadionach piłkarskich, i podczas meczów żużlowych na mistrzostwach świata czy walk boksera Krzysztofa Włodarczyka w obronie tytułu mistrzowskiego. Wszędzie była przyjmowana entuzjastycznie. Piosenka powstała jednak bardzo spontanicznie, za dużo się nad nią nie pracowało i być może dlatego ma tyle energii.

Można zażartować, że pozazdrościł panu nawet słynny hiszpański tenor Pla-cido Domingo, który niedługo po panu zaśpiewał hymn Realu Madryt.

- Bardzo możliwe, (śmiech) Domingo to zresztą mój idol. Pamiętam taką historię... Kiedyś byłem na jego koncercie w kościółku w bardzo małej hiszpańskiej miejscowości. Do tego małego budynku wchodziło dosłownie 60 osób, a on dla nich śpiewał. A był to rok, kiedy Placido Domingo śpiewał na największych scenach operowych świata. To on wybierał, gdzie chce grać, a nie odwrotnie. A chciał przyjechać do tej właśnie wioski.

Rozmawiał pan o nowym hymnie z piłkarzami? Co o nim sądzili?

- W tamtej drużynie grali tacy piłkarze jak Jurek Dudek, Radek Majdan, Tomek Iwan i wielu innych. Sami przyznawali, że ten kawałek był dla nich bardzo motywujący. Z tego, co wiem, trener Jerzy Engel puszczał im tę piosenkę nawet w autobusie. Piłkarze czuli się naładowani energią i przed pierwszym meczem z Koreą Południową na mundialu byli pozytywnie nastawieni. Niestety wyszła pani Górniak i wszystko zepsuła,

Panu nikt nie proponował wtedy zaśpiewania hymnu?

- Nie, bo najwyraźniej w tamtym czasie pani Górniak miała lepsze przebicie niż ja. Ja nie leciałem samolotem z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.

Gdzieś przeczytałem komentarz, że to "Do przodu, Polsko"powinno być hymnem Euro 2012, bo może wtedy byśmy wygrali.

- To jest tak, że czasami szuka się czegoś lepszego bardzo daleko, nie zauważając czegoś, co jest bardzo blisko. Wybór padł jednak na "Koko Euro Spoko", tylko kto dziś to pamięta? To był straszny obciach pod każdym względem: i artystycznym, i wizerunkowym. Oczywiście nie ujmując nic tym paniom. Jeśli jednak przygotowuje się tak wielką imprezę, która miała pomóc wizerunkowo nie tylko piłkarzom, ale całej Polsce, to pewne kwestie należało lepiej zaplanować. Powinno wybierać się rzeczy najlepsze.

Śpiewał pan hymn przed wieloma meczami naszej reprezentacji, która miaławtedy wyniki. Dziś hymn puszczany jest z taśmy. Jest sztuczny jak i sama gra piłkarzy.

- Świat idzie do przodu. Zwraca pan uwagę dokładnie na to, co dziś dzieje się w lidze hiszpańskiej czy włoskiej. To są elementy piłkarskiego show. To bardzo ważne szczególnie dla kibiców, ale u nas jakoś kompletnie się o tym zapomina. Nie wiem, dlaczego.

Co jeszcze łączy operę i stadion?

- Przede wszystkim opera jest miejscem romantyzmu. A czym on jest? To emocje. W epoce romantyzmu liczyły się tylko dwa kolory: czarny i biały. Tak samo jest na stadionie. Albo ktoś kogoś akceptuje, albo nie. Nie ma nic po środku. Wspomniał pan o Placido Domingo. Dlaczego hymn Realu wykonywał śpiewak operowy? Inni też idą tą drogą. Hymn FC Barcelona śpiewał Jose Carreras, Andrea Bocelli śpiewał z kolei dla klubu AS Roma.

Mówi się, że piłkarze grają dla kobiet. A pan dla kogo śpiewa?

- (śmiech) Śpiewam dla wszystkich tych, którzy chcą mnie słuchać. Śpiewam w różnych ośrodkach w Polsce, większych i mniejszych, no i często jestem pytany o różnicę grania w małym ośrodku gminnym - bo i takie się zdarzały - a np. Teatrem Wielkim w Warszawie czy sceną w Nowym Jorku. Zawsze odpowiadam w ten sam sposób: nie ma żadnej!

**

O NIM

Marek Torzewski, tenor, śpiewak operowy. Od 1986 r. mieszkający na stałe w Belgii. W1985 r. zadebiutował w Teatro alla Scala w Mediolanie pod dyrekcją Claudio Abbado. W 1986 r. został solistą Teatru Królewskiego de la Monnaie w Brukseli (do 1991). W latach 1992-2003 występował jako solista na scenach operowych m.in. Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii. W grudniu 1991 r. wziął udział w koncercie "Requiem W. A. Mozarta" w La Scali z okazji światowych obchodów 200-lecia śmierci Mozarta. Współpracował z najwybitniejszymi dyrygentami, takimi jak Riccardo Muti, Claudio Abbado, Zubin Mehta, Sir Ceorges Solti, Sir John Prichard czy Antonio Pappano. 6 października 2001 r. na Stadionie Śląskim w Chorzowie jako pierwszy artysta w Polsce wykonał hymn narodowy przed meczem reprezentacji Polski w piłce nożnej z Ukrainą. Od tego momentu wykonywał go jeszcze 18 razy podczas międzypaństwowych spotkań kadry. W 2002 r. wykonywana przez niego piosenka "Do przodu, Polsko" została uznana przez PZPN za oficjalny hymn reprezentacji Polski. 15 listopada Marek Torzewski wystąpi w Olsztynie.

Źródło: marektorzewski.com.pl, Wikipedia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji