Artykuły

Na scenach warszawskich

Po scenach warszawskich chodzi sobie w tej chwili pewna czarownica. Tak się składa,że równolegle w paru teatrach warszawskich można oglądać w tej chwili przedstawienia noszące znamię poezji. Oczywiście,nie chodzi tu o tę poezję zarejestrowaną już w kartotekach literatury,zabezpieczoną już niejako przez sam fakt swego oddalenia od nas w czasie. Nic nie zagraża już dzisiaj takim jej wcieleniom,którym na imię Szekspir czy Słowacki. Chodzi o tą młodszą jej siostrą, która nie zdążyła jeszcze stać się klasyką,i przez to pozbawiona jest wszelkich ochronnych glejtów,automatycznie gwarantujących jej respekt i autorytet. O tę,która zdana jest wyłącznie na bezpośredni oddźwięk u odbiorcy. A z tym jest zawsze kłopot:lirykę,humor poetycki,irracjonalną fantastykę albo ktoś zdolny jest odczuć,albo nie -i nie ma tu żadnych obiektywnych mierników słuszności. Wśród nich najwięcej sprzecznych opinii wywołała sztuka współczesnego dramaturga angielskiego Christophera Fry'a - "Szkoda tej czarownicy na stos". Fabuła tego utworu,umiejscowionego w jakimś fantastycznym średniowieczu (według określenia autora rzecz dzieje się "w roku mniej więcej 1400 albo dokładnie 1400")skonstruowana jest dość niezwykle,jeśli nie wręcz dziwacznie. Główni bohaterowie,to młoda urocza dziewczyna posadzona o czary,która broni się rozpaczliwie przeciwko wyrokowi śmierci,i zniechęcony do życia zdemobilizowany żołnierz,który broni się przeciwko życiu: domaga się bezskutecznie powieszenia. Wymyślność i pewną sztuczność tej koncepcji podkreśla jeszcze język sztuki, zawiły i mało komunikatywny(przynajmniej w polskim przekładzie),pełen kunsztownych figur retorycznych, skomplikowanych przenośni i omówień,przeciążony barokową ornamentyką. A jednak płynie od tej "Czarownicy" jakiś ożywczy wiew,wiew autentycznej poezji. Poezji wyrażającej się nie tylko poprzez fakturą wiersza(gdyż Fry odważył się na użycie tej formy,przez tyle lat wzgardliwie odrzucanej przez dramat),ale poprzez jakąś czystość i intensywność uczuć,poprzez bogactwo imaginacji i niezmiernie żywe i pogłębione odczucie natury,przyrody,piękności świata. Pomimo całej swej warstwy satyrycznej i akcentów głębokiej goryczy,utwór niesie jakiś zdrowy optymizm,wyraża wiarę w podstawowe wartości życia:wiarę w uczucie,w miłość,w istnienie. Fry w swoim credo autorskim tak mówi o poezji: Świat,jak widać,doznał niemałego rozczarowania...a poezja, dostarcza ludziom czegoś,czego im brak,a czego pragną, wzbogaca ich i odradza zdolność afirmacji,i tę właśnie afirmację przynosi ludziom w darze niewinna Czarownica. Przedstawienie warszawskie odznacza się kilku ciekawymi i pełnymi ekspresji wykonaniami aktorskimi: Haliny Mlkołajskiej jako wzruszającej i pełnej wdzięku Joanny Jourdemayne - "czarownicy"; Jana Świderskiego,bardzo interesującego,jakkolwiek może zbyt "tragicznie serio" Tomasza Mendipa(żołnierza-mizantropa);urzekającego komizmem Stanisława Jaworskiego w roli Burmistrza, i wręcz znakomitego Aleksandra Dzwonkowskiego w maleńkim epizodzie Mateusza Skippsa. Jest chyba jednak zbyt ciężkie i nie oddaje w pełni szczególnej faktury utworu,owego błyskotliwego stopu liryki i groteski,patetyczności i żartu, powagi i kapryśnej nonszalancji,pozwalających patrzeć na tę sztukę jako na jakąś próżną odrośl z wspaniałego pnia szekspirowskiego. Być może,że zastrzeżenia jakie u niektórych krytyków wywołał ten utwór,wynikły w części z jego "cudzoziemskości" i pośredniości jego odbioru - poprzez tłumaczenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji