Artykuły

Ach,jak przyjemnie się pośmiać!

SZCZĘŚCIE miała księżna Elżbieta Lubomirska,siostra Adama Czartoryskiego,że córka jej poślubiła człowieka,który miał talent literacki. Był to Jan Potocki przyszły autor świetnego "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Ten to Potocki,przybywszy na dwór teściowej do Łańcuta w sierpniu 1792 roku,trafił na moment,gdy szukano sztuk do spektakli dworskich,oczywiście odgrywanych,jak na epokę i środowisko przystało,po francusku. Miał już wówczas za sobą utwór, opisujący jego egzotyczne podróże,więc spróbował napisać jednoaktówkę. Olbrzymie jej powodzenie na dworze łańcuckim sprawiło,że po tej "paradzie",jak je wówczas nazywano,poszły następne. I tak powstały owe lekkie,musujące jak szampan,dowcipne i urocze utwory. Zapomniano o nich całkowicie i oto dopiero teraz po równo 166 latach wydobyto te klejnociki z pyłu przeszłości,przetłumaczono na język polski i pokazano w Warszawie,która od dawna powinna była je widzieć. Jest tych obrazków - miniaturek sześć,jedna bardziej urocza od drugiej. Jest w nich smak epoki Oświecenia,ostra satyra obyczajowa i polityczna,echa przypowiastek filozoficznych a nade wszystko humor wspaniały,trochę chwilami surrealistyczny,który porównać możemy,gdy chodzi o literaturę naszej epoki z humorem Gałczyńskiego. Trzeba przyznać od razu,że nawet tak urocze drobiazgi,jakie stworzył Potocki nie byłyby taką rozkoszą dla widza,gdyby nie przyczynił się do tego teatr. A więc przede wszystkim przekład. Świetnie utrzymany w stylu epoki, a jednocześnie całkiem nowocześnie zrozumiały,płynny i nie zatracający ani jednej dowcipnej pointy. A nie było to łatwe ze względu na ustawiczne gry słów,wyrażenia bulwarowe paryskie,przysłowia francuskie itp. W miesięczniku "Dialog"(nr8)gdzie "Parady" były drukowane,tłumacz JÓZEF MODRZEJEWSKI przytoczył parę zdań oryginału,które świadczą o tych trudnościach. Musiał nie tylko zastępować francuskie powiedzonka polskimi odpowiednikami,jak np."entre chien et loup" (dosłownie "między psem a wilkiem") naszym "między młotem a kowadłem,ale często dla utrzymania dowcipu zmieniać nawet niewinnie tekst: dał np.zamiast Homera który autorowi dał pretekst do dowcipu "Homer - commere"(kumoszka)Safone, by móc zbudować dowcip na podobieństwo "Safo-szafa". Są to może szczegóły,ale świadczące o znakomitej pracy tłumacza. Tłumaczenie więc to jedna ważna cecha tego spektaktlu. Są też inne. Reżyseria uczyniła z "Parad" zgodnie zapewne z zamierzeniami autora,który widywał włoskie przedstawienia jarmarczne,uroczą komedią dell'arte z jej klasycznymi postaciami w klasycznych i strojach,a co najważniejsza okrasiła dowcip główny autora wspaniałym humorem sytuacyjnym,gestów,mimiki,jak w słynnym włoskim "Piccolo Teatro". Wszystko tu współgrało w najwyszukańszy sposób artystyczny:olśniewająca baśniowym urokiem i wymyślną prostotą oprawa sceniczna,dowcipna,pełna niespodziewanych point muzyka,pomysłowy układ pantomim. Wszystko składało się na te perełki humoru,jedna po drugiej nanizane na mocny sznurek logicznej reżyserii. No,i oczywiście wykonawcy poszczególnych ról. Wszyscy byli pyszni,ale górował nad nimi niezrównany w komizmie WIESŁAW GOŁAS(pamiętamy go z kabaretu "Koń")jako prześmieszny Gil. Nie wiadomo doprawdy,w którym z obrazków był komiczniejszy i sympatyczniejszy:czy jako Gil,srogi pirat z czarną klapką na oku,czy Gil żałosny służący niczym niewolnik z komedii Plauta,prześcigający sprytem swego pana(podróż do Indii)czy uroczy Gil zakochany w córce swego pana,Zerzabelli. Jego gra rozczulała i śmieszyła do łez. Za choćby jedną taką mimiczną scenkę,jak ta,gdy układa się do snu,należy mu się wielkie brawo. Obok Wiesława Gołasa ozdoby "Parad",bardzo milutką jedyną tu kobietą była BARBARA KRAFFTÓWNA w roli Zerzabelli raz frywolnej niewiernej małżonki starego męża,kiedy indziej rezolutnej zakochanej bez pamięci panienki. Powinna tylko może otrząsnąć się jeszcze bardziej z pewnej maniery,której nabrała jako Iwona księżniczka Burgunda,a wyszłoby jej to na dobre. Bardzo zabawnym w rozmaitych rolach staruchem,raz mężem kiedy indziej znowu ojcem Zerzabelli był JERZY MAGÓRSKI. I on jak Gołas dorabiał słowa roli zabawnymi ruchami i "gierkami" bardzo Śmiesznymi,jak choćby budowanie domków z...książek bibliotecznych,czy wygłaszanie programu politycznego w "Kasandrze -demokracie".Od razu w pierwszej scence zdobył komizmem patosu publiczność WOJCIECH POKORA jako młody aktor,a potem w roli zwycięskiego na polu miłości wojak Leandra śmieszył nadal każdym gestem. Zabawnym i żałosnym Ojcem aktora i Doktorem był WITOLD SKARUCH. Widzowie opuszczają małą salkę Teatru Dramatycznego, ocierając łzy śmiechu i unosząc wspomnienie barwnej uroczej zabawy tego wieczora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji