Artykuły

Dobra Wróżka mieszka w DPS. Niezwykły spektakl w Lisówkach

- Ale stremowany jestem - mówi pan Włodzimierz ubrany w bajkową królewską pelerynę. A potem zaczyna swój taniec. Jego "Jezioro łabędzie" jest niezwykłe, nie tylko dlatego, że tancerz porusza się na wózku - o spektaklu "Jakiż to chłopiec piękny i młody", zrealizowanym w DPS w Lisówkach, w ramach cyklu "Wielkopolska: Rewolucje" - pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Dom Pomocy Społecznej w Lisówkach koło Dopiewa mieści się przy ul. Leśne Zacisze 2. Trudno o lepszą nazwę: rozległy, cichy dom otaczają drzewa, wypielęgnowany trawnik i krzaczki lawendy. Do głównej szosy - spory kawałek.

Z mieszkańcami DPS przez ostatnie kilka tygodni pracował reżysersko-dramatopisarki duet Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin oraz choreograf i performer Cezary Tomaszewski. Ich wspólny projekt - "Jakiż to chłopiec piękny i młody" - obejrzeli w weekend pierwsi widzowie tegorocznego cyklu "Wielkopolska: Rewolucje".

Podróż po pokojach

Program zainicjowany przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego odkrywa przed awangardowymi artystami wielkopolskie wsie i miasteczka (w tym roku kolejni twórcy odwiedzą jeszcze Szamocin, Jarocin, Rozdrażew i Prusim). Mieszkańcy Wielkopolski - m.in. dzieci i seniorzy - współtworzą z artystami spektakle, wystawy i inne przedsięwzięcia, dzieląc się swoimi życiowymi doświadczeniami.

Tak było właśnie w Lisówkach, gdzie w najnowszym projekcie "Rewolucji" wzięło udział kilkanaście osób w podeszłym wieku. Spektakl jest tu poruszającą podróżą po zakątkach DPS, sceną - poszczególne pokoje, a aktorami - ich mieszkańcy.

Jedną z bohaterek jest Pani Józefa. Ma 98 lat i nie najlepiej słyszy. Ciągle się uśmiecha, nawet wtedy, gdy opowiada, że na wszelki wypadek zawsze ma w gotowości różaniec. Pani Józefa widziała kawał świata: była w Londynie, Egipcie, Indiach i Pakistanie. W drodze na Syberię, w pociągu, urodziła syna. Miała okazję ścisnąć dłoń generała Andersa. Chętniej niż o przeszłości mówi jednak o tym, co teraz. - Wszyscy zajęliście się tak nami w tym domku, że tylko dziękować Bogu - chwali opiekunki.

- Mam na imię Maria, mieszkam tu półtora roku i jest mi tu bardzo dobrze - wtóruje jej sąsiadka z pokoju obok. Na mapie obiektu, którą widzowie dostają przed spektaklem, pokój pani Marii nosi nazwę "Zapasowy klucz". I właśnie klucz jest głównym bohaterem opowieści łagodnej narratorki o błękitnych, przenikliwych oczach. Pani Maria mówi też o strachu, o stracie, o chorobie. Nie wyjaśnia szczegółów. Ale każdemu wręcza na pożegnanie talizman - niewielki, metalowy klucz.

W korytarzach domu czekają na nas dalej: śpiewający pan Jan, za młodu aktor kabaretów, i pani Kazimiera, która przebrana za Dobrą Wróżkę czyta nam przez lupę własne wspomnienia z dzieciństwa. Pan Stanisław z dumą prezentuje warsztat, w którym tworzy piękne drewniane rzeźby i karmniki dla ptaków, a pan Roman cierpliwie wozi widzów windą z piętra na piętro.

Zarażają optymizmem

Wielu mieszkańców domu tryska znakomitym humorem. - Ależ, droga pani, to nie Warszawa! - kwituje trzeźwo pan Jan moją uwagę, że chyba się zgubiliśmy. Pan Włodzimierz - tancerz z "Jeziora Łabędziego" - z szelmowskim uśmiechem raczy nas opowieścią o tym, jak zamyka się co noc w pokoju, bo nie lubi, kiedy rano wpadają mu znienacka pielęgniarki. - Dzień jak co dzień - taki sam - wymienia uwagi dwóch pogodnych mężczyzn, którzy mijają nas na korytarzu.

Są i momenty, w których przystaje się na chwilę dłużej. Jak przy drzwiach z kartką, na której można przeczytać, że mieszkał tu wesoły i towarzyski pan Zbigniew. Zmarł 13 czerwca, dwa tygodnie przed premierą.

Na ekranie telewizora w zakładzie fryzjerskim (oprócz niego na terenie domu znajdziemy też m.in. pokój gier ze stołami do bilarda czy świetnie wyposażoną salę gimnastyczną, w której tańczył pan Włodzimierz) swoją opowieść snuje 89-letnia pani Zofia. Jest tu od 14 lat, najdłużej ze wszystkich. - Dzieci to mam za granicą. I wszystko mi przysyłają - opowiada.

Skąd tytuł projektu nawiązujący do "Świtezianki" Adama Mickiewicza? W pierwszej scenie spektaklu troje mieszkańców domu - pani Bożena w wianku na głowie, pani Teresa (emerytowana nauczycielka, najmłodsza ze wszystkich, tu w roli inspicjentki, bo ma wielki dar organizacji) i pan Stanisław ze strzelbą leśniczego odgrywają romantyczną scenkę w holu przy fontannie obok głównego wejścia.

Na koniec dostajemy zaproszenie na wesele. Z długim stołem oraz piosenkami "Que Sera Sera" i "Upływa szybko życie" w wykonaniu mieszkańców, których przez te dwie godziny zdążyliśmy już polubić, więc śpiewamy razem z nimi.

Nie chce się stąd odjeżdżać. Bo gospodarze zarażają optymizmem. Bo naprawdę słuchają. I mają do opowiedzenia znacznie więcej, niż my zdążyliśmy wysłuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji