Artykuły

Hydra, twarze i teatralne marzenia

"Requiemaszyna" w reż. Marty Górnickiej w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Pisze Karol Płatek w serwisie Teatr dla Was.

Chcieć zrobić poważny spektakl składający się z poezji, śpiewu, ruchu scenicznego to jak pójść na spacer po polu minowym na konkretnym kacu. Łatwo tu o wpadkę, z gracją można się sturlać w klimaty pretensjonalnego wieczorku poetyckiego. Że jednak - dzięki pomysłowości i konsekwencji - misje samobójcze czasem się udają, udowadnia "Requiemaszyna" Marty Górnickiej.

Wiersze Broniewskiego świetnie nadają się do takiej scenicznej adaptacji. Są rytmiczne, twarde, jednocześnie - ani na pół strofy nie prostackie. Mają po prostu swoją wyraźną, męską melodię, której nie pomyli się z żadną inną poezją. Ale nie tylko o same wiersze, o ten surowiec spektaklu tu idzie. Marta Górnicka niejako wydobyła wewnętrzną dynamikę z tych tekstów, wyciągnęła na wierzch siłę, która pozostaje uśpiona, kiedy Broniewskiego czyta się samemu, po cichu.

Dzięki wybitnej technicznej, "dyrygenckiej" sprawności reżyserki możliwe było nie tylko uwypuklenie rytmu, pazura utworów poety, lecz także wydobycie i podkreślenie sensów tej twórczości. Ogromne wrażenie zrobił na mnie fragment, gdy część aktorów recytuje: "Myślicie, że pisać wiersze / to tak, jak w wojsku na zbiórce: odlicz! - a potem sterczy / na papierze czwórka po czwórce", a inni po chwili dodają dalszą część utworu: "Ja bym chętnie nie pisał, / ale muszę: / czort jakiś mnie rozkołysał, / wlazł w duszę ()", ale tych właśnie słów, tych o przymusie tworzenia, musimy się dosłuchiwać w skupieniu, ponieważ są zagłuszane przez wersy przytoczone przeze mnie wcześniej. Pomysłowy zabieg - to przykrycie, nazwijmy ją, wstydliwej części odwołującej się do wrażliwości artystycznej fragmentem pełnym buty i pewności siebie. (Swoją drogą: czy ktoś dzisiaj odważyłby się napisać: "Ja bym chętnie nie pisał, / ale muszę"? Po Różewiczu "natchnienie", zdaje się, straciliśmy bezpowrotnie; warto czasem wrócić do tej starej szkoły poezji, szkoły "potrzeby").

Aktorzy używają swoich głosów na wszelkie dostępne ludzkości sposoby - od szeptu do krzyku, od charczenia do mówienia na wdechu, od dukania do śpiewu. Ale same dźwięki by nie wystarczyły. Najtrudniej grać pauzą, wiadomo. I to właśnie cisza robi największe wrażenie. Nagle aktorzy milkną, echo wygasa, publiczność czeka w skupieniu, bo wie, że zaraz znowu huk, zaraz znowu ruszy ta Hydra zbudowana z prawie trzydziestu głosów, trzydziestu par ramion, trzydziestu skoncentrowanych spojrzeń. I rusza. Siła. Ciarki. Zachwyt.

Uwielbiam patrzeć na ludzkie twarze, to - jak dla mnie - jedna z najlepszych cech teatru: można gapić się na cudze oblicza bez obawy, że wyjdziemy na natrętów albo psychicznie niestabilnych. W "Requiemaszynie" mamy do czynienia z galerią niesamowitych twarzy, które obserwuje się z atencją godną nałogowego czytelnika thrillerów. Twarze zamierają, kamienieją - by zaraz wybuchnąć paletą grymasów i wykrzywień. Oprócz całościowego odbioru warto poświęcić kilka chwil każdemu aktorowi z osobna, wszak bez pojedynczych trybów nie ma szans na poprawnie działającą całość.

Skupiam się na formie, bo jest ona w tym wypadku najważniejsza, bez zdyscyplinowania, bez ram taki spektakl nie miałby racji bytu. Co wcale nie znaczy, że treść jest marginalizowana, w żadnym razie. A nawet: przesłanie, swoisty apel o sprawiedliwości, pracy, znoju - jest dzięki formie czytelniejszy. Górnicka osadza teksty Broniewskiego we współczesnym kontekście, zderza jego doświadczenie z naszym własnym, z korpoświatem pieniądza; ukazuje dzięki temu pewną niezmienność niedoli - społeczna odnoga twórczości Broniewskiego jawi się jako uniwersalna.

Miarą tego, czy dany spektakl się udał, czy nie, jest nie tylko jego poziom artystyczny, jakość teatralnej roboty, lecz także to - czy pobudza on naszą wyobraźnię, czy krąży nam po głowie, czy za jego sprawą zakwitać zaczynają nam pomysły, marzenia związane z teatrem. No więc ten spektakl się udał, bo wracałem z niego do domu, wymieniając sobie w myślach poetów, których wiersze chciałbym zobaczyć w podobnej chóralnej interpretacji: Tuwim, Barańczak, Podsiadło. Musowo. I jeszcze może Tkaczyszyn-Dycki. I Świetlicki. Takie to dodatkowe marzenia dzięki Marcie Górnickiej i Władysławowi Broniewskiemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji