Cztery przedstawienia współczesne (fragm.)
Z powodzi sztuk, wystawianych jednocześnie w stolicy, wybieram cztery, które określić można wspólnym mianem - sztuki współczesne... (w Łodzi na zalew "nowoczesności" nie możemy się uskarżać...)
A wiec - Szaniawski. Sztuka interesująca choćby dlatego, że wystawia ją jednocześnie Teatr Ziemi Łódzkiej. Sztuka Szaniawskiego jest przy wszystkich swoich słabościach artystycznych piekielnie aktualna politycznie. Sztuka napisana dobrych kilka lat temu uzyskała tzw. "drugie dno". Historia dosyć błaha - historia prostego człowieka, kowala, który niewinnie posądzony o obrabowanie swego gościa, kupca Kruka, przeżył 18 lat pod pręgierzem opinii. Po 18 latach sprawa się wyjaśnia, a pieniądze odnajdują. I oto na scenie pojawiają się dwaj artyści wiejscy - bracia Dedejko. Następuje ulubiona u Szaniawskiego konfrontacja rzeczywistości z jej wersją, stworzoną przez ludzi, przez literaturę, przez sztukę. Poczciwi bracia Dedejko są zachwyceni tematem: Jak to będzie ładnie, kiedy wreszcie sprawa się wyjaśni, kukiełkowi aktorzy odegrają swój dramat, sprawiedliwość zatriumfuje, kowalowi będzie wrócony honor. Ale tak sprawa wygląda tylko w kukiełkowym teatrzyku. Rzeczywisty kowal woła: - A moich 18 lat? Kto mi zwróci moich 18 lat?
Przedstawienie w Teatrze Kameralnym (filia Teatru Polskiego) jest zrobione solidnie, wypracowane starannie. Ale, szczerze mówiąc, interpretacja sztuki nie należy do najciekawszych. Reżyser nie u-miał stuszować pseudofilozoficznej "głębi" tego, co w okresie przedwojennym określano jako "szaniawszczyznę". Nie pomaga staranna obsada (Lech Madaliński chyba nie czuje się zbyt dobrze w roli Kowala, zaś Mieczysław Milewski (skrzypek Jaś) jest "zrobiony" trochę na Jean Gabina). Przy całej "solidności" przedstawienie określić można jednym słowem - "bez polotu". Nie wiem, czy łódzkie nie jest przypadkiem ciekawsze...
Na tej samej linii aktualności polityczno - społecznej, na linii humanizmu, leży sztuka, która należy do największych "bestsellerów" współczesnego Zachodu. Oto "Pamiętnik Anny Frank", który ukazał się już w 20 krajach, osiągając milionowe nakłady. Adaptacja sceniczna "Pamiętnika", opracowana przez parę autorską Hackett-Goodrich, pokazywana była na Broadwayu ponad 400 razy. W tej chwili przedstawienie cieszy się niesłabnącym powodzeniem w Niemczech zachodnich, gdzie 15 teatrów umieściło sztukę w planach repertuarowych.
Wstrząsający "Pamiętnik Anny Frank" trafił i do Polski. Treść sztuki jest zapewne znana naszym czytelnikom (fragmenty drukował swego czasu "Przekrój").
Oto dom przy Prinsengracht 263. Tutaj przez długie lata ukrywały się dwie żydowskie rodziny. W ciągu dnia nie można było rozmawiać, poruszać się, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Wieczorem i w nocy toczyło się w oficynie życie. Historię tych lat, historię sporów ludzi skazanych na przymusowe, ciągłe przebywanie z sobą, ich nadziei, załamań - spisała Anna Frank. Pamiętnik kończy się 1 sierpnia 1944 r. 4 sierpnia do oficyny wkroczyli Niemcy... Ostatnie zdanie "Pamiętnika" brzmi: "Wierzę w dobro człowieka".
"Pamiętnik Anny Frank" nie jest sztuką łatwą do wystawienia. Przecież, z punktu widzenia dramaturgii, w sztuce nic się nie dzieje. I tak też ją zainscenizowano. Na scenie widzimy normalne, kilkupokojowe mieszkanie w oficynie, z normalnym umeblowaniem...