Artykuły

Dom Anny Frank

W Holandii wyszedł pełny, po raz pierwszy, tekst "Pamiętni­ka Anny Frank". Tę trzynastoletnią dziewczynkę poznał świat, gdy już jej nie było wśród żywych, w kilka lat po śmierci w obozie Bergen-Belsen. Przypominamy dziś losy Anny Frank i odwiedzamy jej dom-muzeum w Amsterdamie.

DOM Anny Frank, przy Prinsen Gracht 263, ura­towali przed rozbiórką członkowie fundacji Jej imienia. Muzeum odwiedza rocznie około pół miliona osób, przeważnie młodych. Dłu­gie kolejki stoją godzinami przed wejściem, by zobaczyć miejsce-sanktuarium dziecięcej ofiary rasizmu.

W ciszy i skupieniu zwiedzają­cy pokonują 29 stopni wąskich i stromych schodów, żeby dostać się na górę. W pierwszej sali nie ma nic, tylko telewizor zawie­szony pod sufitem wyświetla film-dokument o rodzinie Fran­ków.

Film opowiada, jak Otto Frank, niemiecki Żyd, uciekinier z Nie­miec, przybył w 1940 roku do Holandii. Jak założył w tym bu­dynku hurtowy handel artykuła­mi kolonialnymi. Jak w 1942 ro­ku, gdy i w Holandii hitlerowcy zaczęli prześladowania Żydów, zbudował kryjówkę na dwóch ostatnich piętrach domu. 6 lipca 1942 zainstalował się tam z żoną i dwiema córkami: Margot i An­ną oraz z małżeństwem van Daanów z synem Piotrem, swymi pracownikami. Niebawem dołą­czył do nich dentysta, Dussel.

Przez ponad dwa lata owych osiem osób będzie żyło zamknię­tych w trzech pokoikach i na strychu.

Anna skończyła 12 czerwca 1942 roku trzynaście lat. Z pi­sanych przez nią dzień po dniu fikcyjnych listów do wyimagino­wanej przyjaciółki, Kilty, wie­my, co działo się za zamknięty­mi drzwiami.

PO obejrzeniu filmu zwiedza­jący przechodzą do następ­nego pomieszczenia, malut­kiego pokoiku z całą ścianą w głębi zabudowaną zwykłą biblioteką z drewna. Wystarczy obró­cić jeden bok, by ukazało się wejście do "tylnego domu". Do­stęp do tajemnych drzwi miały tylko cztery osoby: dawni pra­cownicy i dwie maszynistki, Miep i Elly. To oni dostarczali tam żywność i wiadomości ze świata.

W pierwszym pokoju sypiali Otto Frank, jego żona i starsza córka Margot, w następnym, 2 X 4 m, Anna i dentysta Dussel. Za szkłem pieczołowicie przecho­wywane fotosy, przyklejone przez Annę na ścianie; Ray Milland i Greta Garbo sąsiadują z rysun­kiem Leonarda da Vinci.

Piętro wyżej, w pomieszczeniu służącym za wspólną kuchnię i jadalnię, mieszkali van Daanowie. Ze sprzętów pozostała jedy­nie szafa w ścianie, piecyk i zlew. Pośrodku pokoju, pod szkłem makieta, dzięki której można obejrzeć dokładnie, jak tam wówczas wyglądało. Stół, krzesła nie z kompletu, łóżko oparte o ścianę, by zyskać więcej miejsca w dzień. W kącie zasło­ny z czarnego papieru, rozpiętego na drewnianych listewkach, do zaciemniania. Okien nie wolno było otwierać, ponieważ lokal uważano w okolicy za niezamieszkany. Anna wspomina, że podczas upałów panowała duchota nie do wytrzymania. W ciągu dnia trzeba było unikać głośnych rozmów, a nawet nie odkręcać kranu, żeby nie wzbudzić podej­rzeń personelu pracującego poni­żej. Z każdą chwilą atmosfera stawała się bardziej napięta. O byle co wybuchały scysje, kon­flikty, wzajemne pretensje. An­na, gdy już nie mogła tego znieść, szukała schronienia na stryszku. Oglądamy i to pomieszczenie. Tam można było nawet uchylić okienko, bo wychodziło na ślepy dach a także, ułożywszy się na ziemi, korzystać z promieni słoń­ca.

Na strych przychodził też mło­dy Piotr van Daan. Tam Anna poznawała pierwsze uniesienia dziewczęcej miłości.

Fragmenty pamiętników opo­wiadające o tym niewinnym uczuciu dopiero teraz ujrzą świa­tło dzienne.

4 sierpnia 1944 roku cała ro­dzina Franków i wszyscy lokatorzy kryjówki, zadenuncjowani, zostali aresztowani i zginęli w Oświęcimiu i w Bergen-Belsen. (Anna zmarła miesiąc przed wy­zwoleniem obozu Bergen-Belsen w 1945 r.)

Jedynie ojciec, Otto Frank, ja­kimś cudem przeżył Oświęcim i został wyzwolony przez armię radziecką. Gdy wrócił do Amsterdamu, wierna przyjaciółka maszynistka Miep wręczyła mu zapiski Anny. Znalazła je wśród porzuconych na podłodze papierzysk. Po jakimś czasie Otto Frank zezwolił na opublikowa­nie pamiętników (ukazały się w 56 językach w początkach lat pięćdziesiątych, także po polsku, nakładem "Czytelnika"), ale usunął z nich intymne zwierzenia

Anny dotyczące uczucia do Pio­tra oraz niektóre uwagi o życiu rodziny. Do śmierci (1980 r.) nie zmienił tej decyzji. Dopiero w tym roku, wdowa po nim (oże­nił się powtórnie) wyraziła zgo­dę na publikację integralnego tekstu pamiętnika Anny Frank. Nowe wydanie, poszerzone, ok. 700 stron, wyszło w Holandii, w przyszłym roku wyjdzie we Francji. Są to oczywiście całko­wicie niewinne i naiwne dziew­częce wyznania. Nic w nich nie ma gorszącego. Ale ojciec i tego nie chciał ujawnić.

"PAMIĘTNIK Anny Frank", 200-stronicową książkę, za­adaptowali na scenę dwaj amerykańscy pisarze. Obiegła teatry europejskie i amerykań­skie. W samym tylko roku 1955 wystawiło ją dziesięć scen nie­mieckich. Wywołała wstrząs. Polska prapremiera odbyła się 8 sierpnia 1957 roki.; w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, w reżyserii Jana Świderskiego, z piękną rolą młodziutkiej Janiny Traczykówny jako Anny Frank. Sztuka, a raczej dokument cza­sów pogardy, powraca stale na sceny światowe. Ostatnio Fran­cuzi zarejestrowali spektakl pa­ryskiego Teatru Mogador dla po­trzeb TV.

Na koniec pewne przypomnie­nie. I my w Polsce mieliśmy pa­miętnik żydowskiego dziecka. W roku 1960 na śmietniku przy ja­kiejś posesji w Bodzentynie, nie­opodal Kielc, znaleziono szkolny zeszyt. Zawierał kilkanaście stron zapisków jedenastoletniego Dawidka Rubinowicza, mieszkańca Bodzentyna, zamordowanego w Treblince. Pamiętnik trafił do rąk znanej pisarki i dziennikar­ki, Maji Jarochowskiej. Natych­miast go opublikowała w "Twór­czości". Potem ukazał się w książce. "Express Wieczorny" ob­szernie o tym wówczas pisał w reportażach z Bodzentyna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji