Artykuły

Partytura na osiem rąk

Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, co też może robić czterech facetów na scenie przez ponad dwie godziny, niech idzie do Teatru Śląskiego.

W piątek na Scenie Kameralnej kato­wickiego Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego po raz pierwszy w Pol­sce można było obejrzeć sztukę kana­dyjskiego dramaturga Davida Younga - "Glenn". Spektakl to zapis życia i ka­riery jednego z największych pianistów wszech czasów Glenna Goulda.

Gould zmarł w 1982 roku, a jego eks­centryczne przyzwyczajenia komento­wane były jeszcze długo po jego śmier­ci. Jednak dziś, w czasach kiedy gwia­zdy śpią pod namiotami tlenowymi al­bo demolują hotelowe pokoje, szaleń­stwa Glenna Goulda nie wydają się być szczególnie szokujące. Jego niechęć do lotów samolotem i spotkań z ludźmi, lekomania i moczenie przed koncertem rąk we wrzątku wywoływały jednak kie­dyś sporo emocji.

Young postanowił pokazać widzom i czytelnikom umysł geniusza. Tadeusz Bradecki, po raz pierwszy reżyserując w Katowicach, podjął się trudnego zadania. Interpretacja tekstu Younga wy­maga całkowitego zaangażowania od aktorów i maksymalnego skupienia od widzów.

W spektaklu gra czterech katowickich aktorów: Marcin Szaforz jako Glenn Gould, Andrzej Dopierała w roli Glen­na Goulda oraz Jerzy Głybin i Wojciech Górniak odtwarzający role... Glenna Goulda. Każdy z aktorów jest tą samą osobą na różnym etapie życia. Pomysł doskonały. W tym wykonaniu jednak nie bardzo czytelny. Przed premierą re­żyser podkreślał, że dramat Younga to niemal muzyczna partytura. Jednak ak­torski instrument okazał się nieco roz­strojony. Taki drobiazg jak ciągłe po­myłki językowe, choćby nawet przypi­sać je premierowej tremie, utrudniał od­biór i tak niełatwego tekstu.

Naśladując melodię, aktorzy przeska­kiwali z powolnej, poważnej, niemal dramatycznej dyskusji w niemal farso­wy ton. Dziwne miny i zabawne ruchy śmieszyły widzów. Całkowicie chwia­ło to jednak jednorodnością spektaklu. Momentami wyglądało tak, jakby za­prezentowano dwa różne przedstawie­nia. W grze Glenna Goulda takie prze­skoki z "wolnego" w "szybkie" wycho­dziły znacznie bardziej naturalnie.

Przedstawienie nie zasługuje na cał­kowity brak uwagi. Jest kilka ciekawych scen, jak choćby ta, kiedy Gould roz­mawia z samym sobą o nowoczesnej technologii. Jeden z Gouldów jest rze­czywisty, drugiego oglądamy na ekra­nie telewizora. To świetne nawiązanie do tematu rozmowy.

Postać Goulda wirtuoza (odtwarzana przez Andrzeja Dopierałę) to chyba naj­lepsza z twarzy pianisty. To on poka­zuje, jak rozwija się większość lęków, które z czasem nabierają wymiaru ob­sesji. Unika przy tym infantylizmu swo­jego młodszego wcielenia, a także cy­nizmu i histerii starszych.

Jeśli więc ktoś chce się dowiedzieć, co też może robić na scenie czterech fa­cetów przez ponad dwie godziny, niech idzie do Teatru Wyspiańskiego na "Glenna" Davida Younga. Jeśli ta wiedza nie jest nam jednak niezbędna, le­piej kupić sobie płytę i posłuchać, jak powinno się przechodzić z wolnej mu­zyki w szybką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji